Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

We Wrocławiu ekipa prezydenta Sutryka próbuje kupić niewygodnych ludzi. Buta i arogancja władzy!

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Prezydent Jacek Sutryk i jego ludzie w magistracie od lat prowadzą strategię uciszania krytyków, poprzez uzależnianie ich od urzędu miasta. Tak jest w wielu obszarach, także na regionalnym rynku medialnym.
Prezydent Jacek Sutryk i jego ludzie w magistracie od lat prowadzą strategię uciszania krytyków, poprzez uzależnianie ich od urzędu miasta. Tak jest w wielu obszarach, także na regionalnym rynku medialnym. Jaroslaw Jakubczak/Polska Press
Przypadek oferowania stanowiska wiceprezesa klubu dla niewygodnego wobec władz Wrocławia dziennikarza, przelał czarę goryczy. Wielu otworzyło oczy, jak działa środowisko prezydenta miasta. Ekipa Jacka Sutryka chce zneutralizować zagrożenie i zabezpieczyć łatwą drogę do zbliżających się wyborów samorządowych. Na taki stan rzeczy reagują politycy.

Afera z zatrudnieniem na bardzo wysokim stanowisku w piłkarskim Śląsku Marcina Torza z Super Expressu pokazuje przede wszystkim jedno: butę i arogancję wrocławskiej władzy. Do dzisiaj nikt nie wytłumaczył się z tego, dlaczego Patryk Załęczny, czyli prezes Śląska, zaproponował dziennikarzowi funkcję wiceprezesa, w dodatku podnosząc warunki płacowe do poziomu – 34 tysięcy brutto pensji miesięcznie. Pensji oczywiście z podatków wrocławian.

Ostatecznie za 3 lata pracy Marcin Torz miał zarobić w sumie 1,5 miliona złotych. Co więcej, kiedy okazało się, że Torz nie tylko nie ma doświadczenia i kompetencji w zarządzaniu spółką oraz wyższego wykształcenia, w klubie poważnie analizowano możliwość obniżenia wymogów. Z naszych źródeł wynika, że sprawą interesuje się prokuratura.

Bezczelność goni arogancję

Każdy, kto śledzi polityczno-społeczne życie Wrocławia wie, że Marcin Torz to do niedawna wróg numer jeden Jacka Sutryka. W swoich publikacjach nagłaśniał potknięcia i skandale prezydenta Wrocławia. Zaszedł mu za skórę pisząc m.in. o zakupie po atrakcyjnej cenie domu od prezesa klubu sportowego, który miasto mocno dotuje. Punktował Sutryka za rady programowe miejskich spółek i umieszczanie w nich swoich ludzi i sojuszników.

Patryk Załęczny na łamach portalu “Weszło” stwierdził, że jest w szoku z powodu opisywania sprawy w kategoriach przekupywania przez władzę niewygodnego dziennikarza. Wrocławianie natomiast nie mogą uwierzyć, że ktoś nie tylko na taki pomysł wpadł, ale jeszcze próbował go za wszelką cenę zrealizować. Jak wynika z naszych informacji, sprawa była w toku od wielu miesięcy, a dowodem są nie tylko relacje Torza, ale również smsy, które ujawnił.

Załęczny ostatecznie nie zdecydował się na angaż dziennikarza, tłumacząc się presją społeczności kibicowskiej, która nie zgodziła się na nowego wiceprezesa. Wziął całą sprawę na siebie. Mówił, że była to jego koncepcja, i że to był błąd. Według naszych analiz autorem skandalicznego pomysłu był Damian Żołędziewski, dyrektor departamentu prezydenta Wrocławia w urzędzie miasta. To zaufany człowiek Jacka Sutryka. W tych okolicznościach prezydent o sprawie musiał wiedzieć i to on dał zielone światło do działania.

Machina propagandy się powiększa

Wielu komentatorów tej sytuacji, w tym dziennikarzy i publicystów mówi wprost o próbie przekupienia niewygodnego dla władz Wrocławia człowieka tuż przed wyborami samorządowymi. Trudno zaprzeczyć tej hipotezie. Miasto ostatecznie nie przedstawiło żadnych argumentów na to, żeby było inaczej. W trakcie ujawniania skandalu Torz przedstawił jeszcze jedną wiadomość, która zbulwersowała opinię publiczną. Dziennikarz dowiedział się, że władze mają już po swojej stronie 11 dziennikarzy, a on nie będzie pierwszym.

To nieprawda. Mają ich więcej. Część pracuje w miejskim portalu wrocław.pl, którego charakter w ostatnich latach budzi spore wątpliwości. Nie spełnia bowiem funkcji samorządowej strony internetowej, informującej mieszkańców o najważniejszych sprawach, ale portalu horyzontalnego, który konkuruje z innymi mediami, będąc jednocześnie machiną propagandową Jacka Sutryka i urzędu miasta. To celowe pomieszanie porządku medialnego.

Inni, najpewniej kierując się względami ekonomicznymi, przeszli z niezależnych mediów do biura prasowego urzędu miasta lub pozostałych departamentów magistratu. Jednym z nich jest Wojciech Koerber, były szef działu sportowego Gazety Wrocławskiej. Do dziś od czasu do czasu publikuje w mediach i profilach społecznościowych. Co ciekawe, nie zająknął się o aferze Śląska z Marcinem Torzem w roli głównej. Podobnie Michał Guz, były dziennikarz Przeglądu Sportowego. O Śląsku pisze sporo, nie tylko pod względem wyników sportowych, a jednak nie znajdziemy u niego ani słowa o niedoszłym wiceprezesie z Super Expressu.

Takie przykłady można mnożyć. Kolejnym jest Przemysław Gałecki, kiedyś główny dziennikarz Radia Wrocław, zajmujący się polityką, a obecnie Dyrektor Wydziału Komunikacji Społecznej w UM Wrocław. Ochoczo informował, że Patryk Załęczny przejmuje stery w Śląsku Wrocław. Później już nie udostępniał nawet oficjalnego oświadczenia Załęcznego w sprawie Torza. Temat stał się niewygodny.

Celowa taktyka ograniczania dostępu do informacji

Prowadząc politykę kadrową ekipa Jacka Sutryka sięga po różnych ludzi. Wśród nich wielu to dziennikarze, którzy mają kompetencje w komunikacji społecznej, ale mogą być niebezpieczni, jeśli patrzą władzy na ręce. Po latach drenowania rynku przez ratusz, coraz trudniej znaleźć tych krytycznych wobec prezydenta miasta.

- Na przestrzeni tej kadencji miasto pozyskiwało lub starało się pozyskać dziennikarzy TVP, Radia Wrocław, Gazety Wrocławskiej, Radia Rodzina, Wrocławskich Faktów, gazety Fakt, a teraz próbowali kupić redaktora Super Expressu – wymienia Andrzej Kilijanek, radny rady miejskiej Wrocławia.

Jego zdaniem takie zachowanie będzie miało duży wpływ na kampanię wyborczą. Nie ma wątpliwości, że celem takiego postępowania jest ograniczenie dostępu opinii publicznej do rzetelnych informacji o ruchach władz miasta.

- Proszę zauważyć, że część mediów już zajmuje się pokazywaniem narzeczonej prezydenta, albo jego akcji "kiszenie ogórków", zamiast pokazać, że np. miasto opóźnia przekazanie laptopów czwartoklasistom. To bardzo nieetyczna praktyka, która stosowana jest w celu utrzymania władzy przez obecną ekipę – ocenia Kilijanek.

Władza milczy, opozycja żąda wyjaśnień i konsekwencji

W sprawie afery Torza wysłaliśmy pytania do Śląska Wrocław oraz władz Wrocławia. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi magistratu. Śląsk przysłał odpowiedzi odpowiedzi z opóźnieniem. Niedługo je opublikujemy.

- Nie wyobrażam sobie, żeby ta sprawa została bez odpowiedzi. Jestem zdumiony, że doszło do takiej sytuacji. I z tego co widzę, ta sprawa nie jest zakończona. Pytania się pojawiły, a twardych odpowiedzi nie ma. W jaki sposób dobiera się kadry i wydaje publiczne pieniądze? Mam nadzieję, że rada miasta będzie żądać pełnej odpowiedzi i transparentności. Każda publiczna złotówka musi być wyjaśniona i nie można tego zostawić – apelował na antenie Radia Rodzina Grzegorz Schetyna, poseł PO.

Partia Zielonych na czele z Robertem Suligowskim, kandydatem na prezydenta Wrocławia żąda dymisji Patryka Załęcznego, Damiana Żołędziewskiego i wszystkich zamieszanych w aferę Torza. Pyta także oficjalnie Jacka Sutryka, kim jest jedenastka dziennikarzy w kieszeni miasta?

Zieloni napisali list otwarty do prezydenta Wrocławia. Czytamy w nim m.in.

Wszelkie próby korumpowania niezależnych dziennikarzy i dziennikarek powinno spotkać się z natychmiastową i zdecydowaną reakcją magistratu. W związku z doniesieniami o próbie przekupstwa dziennikarza “Super Expressu” Marcina Torza żądamy niezwłocznej dymisji.

Aktywiści wykazali również, że nieetyczne są wysokie apanaże we władzach miejskich spółek, w sytuacji, gdy brakuje środków na ważne sprawy społeczne.

Sprawą chce się zająć także poseł Krzysztof Tuduj.

- Jedno to się domyślać, że tak jest, a drugie to usłyszeć relacje z pierwszej ręki. Dwie rzeczy są dla mnie szczególnie oburzają w tej sprawie. Pierwsza - bezwstydność propozycji o charakterze korupcyjnym. Redaktor Torz ujawnił wiele nieprawidłowości i afer związanych z obecną władzą wrocławską. Jest więc w stanowczej kontrze do ekipy prezydenta Sutryka. Wychodzenie z propozycją korupcyjną do takiej osoby jest wyrazem niezwykłej zuchwałości – ocenia poseł Konfederacji.

Drugą kwestią, którą podnosi, jest łatwość szastania publicznymi pieniędzmi. Według relacji redaktora Torza po pierwszej odrzuconej propozycji, która już opiewała na bardzo wysoką kwotę, przyszła druga, wyższa o około 10 tys. zł.

- Widać, z jaką łatwością dla własnych celów politycznych obecna wrocławska władza trwoni miejski budżet. Te sytuacje wymagają reakcji i odpowiednich konsekwencji. Z pewnością takie nastąpią. Pierwszą będzie złożenie przeze mnie wniosku do Najwyższej Izby Kontroli o objęcie kontrolą należącego do miasta klubu WKS. O kolejnych będę informował opinię publiczną – zapowiada Tuduj.

Odrębnym problemem opisywanej szeroko sprawy jest postawa dziennikarza Super Expressu i to, że sam podjął rozmowy z klubem, którego właścicielem jest miasto. Marcin Torz w mediach społecznościowych tłumaczył to prowokacją dziennikarską, ale okazało się, że jego redakcja nic o tym nie wiedziała. Dziś dziennikarz został zawieszony w swojej firmie. Próbowaliśmy umówić się z nim na wywiad. Nie zdecydował się na spotkanie ani komentarz w tej sprawie.

ZOBACZ TAKŻE:

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska