Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławskie ślady pamięci

Krzysztof Kucharski
Polskapresse
To miło mieć świadomość, że jakaś cząstka nas, nawet gdy są to tylko nasze pieniądze zamienione w marmur, jest gdzieś daleko.

Wychodzi człowiek na paryską ulicę, spotyka przypadkowo Francuza (jest ich coraz mniej we Francji) ucieszonego naszym widokiem: - Pan z Wrocławia? Wiem, wiem… Widziałem tablicę w Saint-Germain-des-Prés, poświęconą waszemu wrocławskiemu królowi…

Próbowałem sprostować, że to nie tak! Nie o tego króla chodzi. No, ale ile na migi można wytłumaczyć. Jak pokazać gestem na przykład imiona: Jan i Kazimierz. Biedny Francuz nie znał ani jednego słowa po polsku. Tak wygląda edukacja w Unii Europejskiej. Nie uczą języków. Do czego piję? Raczej za kogo? Za rektorów wrocławskich uczelni i prezydenta naszego miasta, którzy odsłonili w Paryżu, we wspomnianym wyżej przez przypadkowo spotkanego Francuza opactwie, tablicę poświęconą królowi Polski Janowi II Kazimierzowi Wazie. Dlaczego? Każdy inteligentny człowiek wie, że odsłaniający pamiątkę rektorzy są kontynuatorami patriotycznej misji naukowej ostatniego rektora lwowskiego uniwersytetu, prof. Stanisława Kulczyńskiego, i pierwszego rektora wrocławskiej Alma Mater po wojnie w roku 1945. A skąd w tym król? A kto, jeśli nie Jan II Kazimierz Waza, ufundował Uniwersytet Lwowski? Od razu dodam, że w Paryżu pochowane jest królewskie serce, dobre dla Lwowa i Wrocławia w jakimś sensie, jak pokazała historia. Proszę nie pytać, czy we Wrocławiu jest tablica poświęcona królowi Janowi Kazimierzowi. Dlaczego miałaby być? Zresztą poczujcie się Europejczykami. Co za różnica: we Wrocławiu czy w Paryżu? Niecałe dwie godziny lotu. Szybciej niż z Leśnicy na Psie Pole miejską komunikacją.

Ten związek przyczynowo-skutkowy na oko wydaje się skomplikowany, ale otwiera nowe furtki. Zupełnie poważnie mogę podpowiedzieć na jednym przykładzie wiele atrakcyjnych wyjazdów pomagających utrwalić lokalną pamięć na świecie przy użyciu tablic.

Na przykład jutro zbierają się dyrektorzy wrocławskich teatrów z prezydentem oraz odpowiednią tablicą pamiątkową i lecą śmigłowcem na świętą górę Arunaćala w Indiach, gdzie rozsypane zostały prochy twórcy legendarnego Teatru Laboratorium - Jerzego Grotowskiego. Grotowskiemu najprościej byłoby zafundować kilkanaście tablic pamiątkowych na całym świecie, ze słowem Wrocław skromnie, gdzieś na koniec wyrytego w marmurze tekstu. To jest róg obfitości, bo z tablicami można lądować od Bali, w Australii, pruć przez całe Stany Zjednoczone wzdłuż i wszerz, Japonię i Europę - państwo po państwie. Czy to zła idea promocji?

Warto by było z tablicami pamiątkowymi zaszczycić wszystkie najwyższe góry świata, które zdobyła Wanda Rutkiewicz. Ta lista znamienitych obywateli naszego miasta, którzy czegoś dokonali w skali światowej, jest długa. Proszę obejrzeć galerię sławnych wrocławian w ratuszu. Roboty po pachy. Na koniec ponownie do Paryża mogłaby pojechać delegacja z najbardziej zacnymi artystami plastykami (samymi profesorami) oraz prezydentem i kilkoma tablicami, by utrwalić miejsca pobytu pierwszego rektora wrocławskiej, wówczas Państwowej Wyższej Szkoły Plastycznej, dziś Akademii Sztuk Pięknych, Eugeniusza Gepperta. Sam kiedyś skorzystałem z takiego związku przyczynowo-skutkowego. Dzięki mojej prababci, a właściwie wnuczce szwagierki prababci z drugiego małżeństwa, dostałem się na kurs krawiectwa męskiego. Kurs odbywał się w Mongolii, a organizował go Państwowy Ośrodek Szkolenia Osób Korzystających ze Sprzyjających Okoliczności. Wycieczka była fajna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska