18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strzegom i... broniom

Edyta Golisz
Kto z nas nie pamięta kultowych zeszytów ze Strzegomia
Kto z nas nie pamięta kultowych zeszytów ze Strzegomia Archiwum
Grzegorz Miecugow bardzo dobrze pamięta, z czasów szkolnych, zeszyty ze Strzegomia na Dolnym Śląsku. Wpisywał w nie wyniki meczów piłkarskich. Natomiast Krzysztof Skiba z zespołu Big Cyc napisał w latach 70. skargę do strzegomskiej fabryki.

Skiba odpowiedzi nigdy nie dostał. Ale to pewnie lepiej, bo skarga była dość, hmmm... nietypowa. Otóż nastoletni Skiba, uczeń Szkoły Podstawowej nr 4 im. Emilii Plater w Gdańsku, miał w szkole nie lada problem: już po dwóch pierwszych tygodniach września kończyło mu się w dzienniczku ucznia miejsce przeznaczone na wpisywanie uwag przez nauczyciela.

- Przeróżne te uwagi były. Najczęściej lekko absurdalne. Że Krzysiu na lekcji rozmawia i "nie zwraca uwagi na uwagi nauczyciela". Albo że Krzysiu "wygłasza poglądy, które nie przypadają do gustu prowadzącemu zajęcia" - wspomina Skiba. - Efekt był taki, że w moim dzienniczku miejsca na uwagi szybko zaczynało brakować. To napisałem skargę do fabryki w Strzegomiu, która oprócz zeszytów produkowała także dzienniczki ucznia z prośbą, żeby powiększyli tę rubrykę!

Skiba tym razem wcale nie "ściemnia".
- Rzeczywiście, produkowaliśmy wówczas także dzienniczki ucznia - wspomina Tadeusz Świerk, który w Strzegomskich Zakładach Wyrobów Papierowych przepracował 40 lat, był ich długoletnim prezesem, a dwa miesiące temu odszedł na emeryturę.

O zakładach w Strzegomiu zrobiło się głośno w ostatnich dniach. Istniejąca od ponad 60 lat, jedna z najstarszych polskich fabryk, ma trochę problemów i musi przejść restrukturyzację. Aby zmniejszyć koszty, przenosi filię fabryki z Legnicy do Strzegomia, pracownicy oddziału protestują. Porobiło się, niestety. Najkrócej rzecz ujmując, przez zupełnie niespodziewany spadek kursu walut, ogólną sytuację ekonomiczną kraju i przez... Chińczyków, którzy wręcz zalewają nasz rynek tanimi zeszytami.

I to nic, że z okładek chińskich zeszytów straszą napisy: "Ręligia" i "Matęmatyka". Zeszyt to zeszyt, zapisze się i wyrzuci... Ale tylko tak się ludziom wydaje. Są rzeczy, które towarzyszą nam od lat. Niepostrzeżenie, po cichu. Dzieci wyrastają, zmieniają się ustroje, prezydenci, są szczęścia i nieszczęścia, a te rzeczy są, choć ich zupełnie nie zauważamy. Jak zeszyty ze Strzegomia, które znamy wszyscy, bo były nieodłącznymi towarzyszami naszych szkolnych lat.

- No pewnie, że pamiętam je ze szkoły. Miały na okładce takie czarne linijki, gdzie można było wpisać swoje imię, nazwisko i klasę - wspomina Ilona Łepkowska, scenarzystka m.in. serialu "M jak miłość". - Nie pisałam w nich już wprawdzie jako dorosły człowiek, bo mam taki charakter ręcznego pisma, że sama siebie odczytać nie mogę, więc postawiłam na maszynę do pisania, a potem na komputer. Ale pewnie, że je kojarzę - uśmiecha się Łepkowska.

Paweł Kukiz, znany muzyk, pamięta, że zeszyty ze Strzegomia były niebieskie.
- Moja mama zbierała zeszyty, w których pisałem w I klasie szkoły podstawowej. Sądzę, że mama ciągle je ma - mówi Kukiz.

Grzegorz Miecugow z TVN 24 nawet nie zastanawia się nad wyszukaniem w głowie wspomnień o strzegomskich zeszytach. Od razu opowiada:
- Gdy byłem uczniem, tak fascynowała mnie piłka nożna, że zapisywałem sobie wyniki meczów. Oczywiście w zeszycie z napisem "Strzegom". Specjalnie dla tych wyników kupowałem takie duże zeszyty, formatu A-4. I na zawsze utkwiły mi one w pamięci, dzięki mojej o rok starszej siostrze. Dla Doroty byłem w szkolnych latach młodszym bratem, któremu robiło się różne psikusy. I gdy dorwała któryś z moich zeszytów z napisem "Strzegom", zawsze dopisywała mi tam "...i broniom". Ale się wściekałem! - zaśmiewa się Miecugow.

Zakłady w Strzegomiu powstały w listopadzie 1945 roku, tuż po zakończeniu wojny.
- W budynku, w którym wcześniej Niemcy zajmowali się przetwórstwem papieru - wspomina prezes Świerk. - Niestety, nigdy nie natknąłem się na żadne informacje, od którego roku istniała niemiecka fabryka - dodaje.

Powojenny polski zakład nazywał się Fabryka Zeszytów, zatrudniał 35 osób i miał zaledwie kilka maszyn, które służyły do wyrobu zeszytów, głównie 16-kartkowych. W kilkanaście miesięcy po powstaniu wytwórnia przeniosła się z ul. Mickiewicza do obiektów, w których działa do dziś. W latach 50. zatrudniała już prawie 200 osób i oprócz zeszytów produkowała bloki listowe, segregatory i albumy, a nawet kątomierze i liczydła, bez których w przedkomputerowej epoce żaden uczeń obyć się nie mógł.

Produkcja kwitła, "centrala" inwestowała, zeszyty ze Strzegomia królowały na polskim rynku. Właściwie tylko tu, bo ani do Czechosłowacji, ani do Związku Radzieckiego fabryka zeszytów nie eksportowała. A wychodziło ich z zakładu 70 milionów rocznie! Zakład zyskał opinię prawdziwej "chluby PRL-u".
- Opinia może i taka była, ale nie przyjeżdżali do nas partyjni dygnitarze, nie byliśmy też gwiazdami ówczesnej telewizji - uśmiecha się Tadeusz Świerk. - Trawy na zielono nie musieliśmy malować, a przed stanem wojennym nie było strajków. Tak jakoś spokojnie toczyło się u nas życie. Większa rewolucja była taka, że w latach 70. połączono nas z zakładami we Wrocławiu. Na ponad 20 lat - wspomina.

W Polsce młodzież szalała wtedy na punkcie Beatlesów. Wśród nich Krzysztof Grabowski, popularny dziś Grabaż, twórca zespołów Pidżama Porno i Strachy na Lachy, muzyk i poeta.
- Miałem kompletnego bzika na punkcie Presleya, a potem Beatlesów. I jako nastolatek wklejałem do takich dużych zeszytów ze Strzegomia, które nazywały się chyba "skoroszyt akademicki", zdjęcia moich ulubionych artystów. Szlaczki pod nimi rysowałem - Grabaż uśmiecha się do wspomnień. - Mówiliśmy z kumplami na te zeszyty "Strzegomie" - dodaje.

Z kolei aktor z serialu "Pierwsza miłość", Łukasz Płoszajski, chodził do szkoły w czasach, gdy wszyscy nastolatkowie mieli korbę na punkcie "Gwiezdnych wojen".
- Wycinałem z gazet wszystko, co było o tym filmie. I wklejałem do specjalnie w tym celu założonego zeszytu. Oczywiście ze Strzegomia - wspomina aktor.

W latach 90. zakłady w Strzegomiu znów stały się samodzielne. Sprywatyzowały się, przetrwały gospodarcze zawieruchy i, już pod nazwą Strzegomskie Zakłady Wyrobów Papierowych Unipap spółka z o.o., nadal produkowały zeszyty. Tyle że już nie niebieskie, zielone i różowe, a nowoczesne, z kolorowymi okładkami. I tak jest do dziś. Od niedawna firma ma nowego właściciela. Wszyscy wierzą, że kultowe zakłady kryzys przetrwają.

- Mówi pani, że pisze sentymentalny artykuł ze wspomnieniami? No tak, brzmi jak pożegnanie, ale nic z tych rzeczy - uśmiecha się Grzegorz Posacki, obecny prezes Unipapu. - Robimy wszystko, żeby zakład zrestrukturyzować i utrzymać udział w rynku. I wierzymy, że się uda.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska