Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przestanie być wójtem po 27 latach? Rekordzista z Dolnego Śląska

Malwina Gadawa
Mirosław Haniszewski, wójt gminy Warta Bolesławiecka, wciąż cieszy się niesłabnącym poparciem swoich mieszkańców. Gminą rządzi już 27 lat, a rywali na horyzoncie brak
Mirosław Haniszewski, wójt gminy Warta Bolesławiecka, wciąż cieszy się niesłabnącym poparciem swoich mieszkańców. Gminą rządzi już 27 lat, a rywali na horyzoncie brak Fot. Piotr Krzyzanowski/Polska Press Grupa
Blady strach padł na wielu samorządowców, dla których ta kadencja w fotelu wójta, burmistrza czy prezydenta może być ostatnią. Zmiany spowodują lekkie wietrzenie czy istne tsunami? Rekordzista na Dolnym Śląsku rządzi już 27 lat.

Odkąd wójta/burmistrza/ prezydenta wybiera się w bezpośrednich wyborach, można odnieść wrażenie, że w niektórych gminach funkcja ta może być sprawowana dożywotnio. Samorządowiec zawsze może tłumaczyć, że władzy nie oddaje, bo ludzie go kochają, a na pewno popierają jego działania.

Takich argumentów nie brakuje zapewne Mirosławowi Haniszewskiemu, który w ostatnich wyborach samorządowych nie miał konkurentów i został po raz kolejny (już siódmy) wybrany na wójta gminy Warta Bolesławiecka. Jest jednym z najdłużej rządzących samorządowców na Dolnym Śląsku. Urząd wójta sprawuje od 1990 roku, czyli już 27 lat. Wcześniej, w PRL--u niecały rok był również naczelnikiem gminy.

Niesłabnącą sympatią wyborców cieszył się także burmistrz Oławy. Kiedy w 2014 roku Franciszek Październik ogłosił, że nie wystartuje w wyborach, mieszkańcy przecierali oczy ze zdumienia. Nie wierzyli, że osoba, która przez 8 lat była wiceburmistrzem, a potem przez 12 stała na czele miejskiego urzędu, nie chce dalej rządzić miastem. Ludzie do niego dzwonili i pytali, czy przypadkiem nie jest chory. A on po prostu chciał odpocząć.

Zmiany pokrzyżują szyki samorządowcom

Być może już niedługo to nie samorządowcy będą decydować, czy wystartować w kolejnych wyborach, czy nie. Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości zapowiada zmiany w ordynacji wyborczej. Partia, która aktualnie ządzi Polską, chce zmienić ordynację wyborczą w ten sposób, by druga kadencja samorządowców była ich ostatnią.

Pomysł PiS, choć wywołał spore kontrowersje, nowy nie jest. O takim rozwiązaniu mówiło się od lat. Za wprowadzeniem kadencyjności w samorządach była także przed ostatnimi wyborami .Nowoczesna Ryszarda Petru. Europoseł Platformy Obywatelskiej Bogdan Zdrojewski, który prezydentem Wrocławia był lat 11, również opowiada się za tym, by burmistrzowie, wójtowie i prezydenci rządzili nie więcej niż dwie kadencje. Tyle że nie cztero-, a pięcioletnie.

Największe emocje budzą jednak zapowiedzi polityków PiS, którzy chcieliby, aby nowe zapisy działały wstecz. Wtedy to samorządowcy, który rządzą co najmniej drugą kadencję, nie mogliby wystartować już w wyborach w 2018 roku. To oznacza, że na Dolnym Śląsku z posadą musiałoby się wtedy pożegnać aż 80 osób. W całym kraju na 107 prezydentów zaledwie 41 sprawuje swój urząd po raz pierwszy.

- Mam skończonych 60 lat. Czuję się jeszcze na siłach rządzić nawet i dwie kadencje. Jeżeli przepisy, o których się mówi, weszłyby w życie, to będzie mi bardzo przykro. Całe zawodowe życie poświęciłem tej gminie i wiele jeszcze mógłbym zrobić. To ludzie powinni decydować, kogo wybrać, a kogo nie - komentuje sprawę Mirosław Haniszewski, wójt Warty Bolesławieckiej.

Kazimierz Janik, były wójt gminy Zgorzelec, rządził tam aż 28 lat i nie ma wątpliwości, że kadencyjność to zły pomysł.

- Jeżeli ktoś jest złym gospodarzem, to nie zostanie wybrany. Mam wątpliwości, czy w przypadku dwóch kadencji ta druga nie będzie stracona. Wtedy samorządowiec może już nie myśleć o rozwoju gminy, a o poszukiwaniu nowej pracy - tłumaczy.

Sensu ograniczania kadencji nie widzi także burmistrz Siechnic Milan Ušák. Według niego w pierwszej kadencji realizuje się plany poprzednika, w drugiej dopiero rozpoczyna się prace nad swoimi pomysłami, a w trzeciej kończy się je realizować. Dr Milan Ušák, powołując się na swoją wiedzę prawniczą (był adiunktem w Katedrze Prawa Finansowego Uniwersytetu Wrocławskiego), nie ma wątpliwości, że proponowane rozwiązania są niekonstytucyjne.

- Przepisy dotyczące ograniczenia kadencji , które miałyby obowiązywać także samorządowców już sprawujących funkcję co najmniej dwie kadencje, uznawane będą za naruszające Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej i swoisty gwałt na niej. Chodzi oczywiście o naruszenie podstawowej zasady niedziałania prawa wstecz - tłumaczy burmistrz Siechnic. Według niego pomysł polityków Prawa i Sprawiedliwośći nie powinien zostać przegłosowany w Sejmie.

- Wszystko to w imię bliżej niesprecyzowanych oczekiwań społecznych i nieudowodnionej tezy, że duża większość samorządowców pełniących te funkcje tworzy patologiczne, czy wręcz korupcyjne układy w lokalnych środowiskach - dodaje.

Kadencyjność, czyli koniec układów?

Poseł Piotr Babiarz z Prawa i Sprawiedliwości przypomina, że zasada kadencyjności wprowadzona została w większości dziedzin życia społecznego w Polsce - od szkolnictwa wyższego aż po wojsko.

- Ta zasada w dłuższej perspektywie przyczyni się znacznie do wzrostu aktywności środowisk lokalnych i rywalizacji liderów lokalnych tym razem na programy, dobre propozycje, a nie na utrwalenie wieloletnich układów i układzików - przekonuje poseł.

Zwolennicy kadencyjności podkreślają, że zbyt długie rządzenie gminą nie wychodzi nikomu na dobre. Nie sposób bowiem uniknąć tworzenia się układów, czy uzależnienia od samorządowego włodarza - w końcu to gmina jest najlepszym i jednym z największych pracodawców, np. w oświacie.

Mirosław Haniszewski ripostuje, że o żadnych układach nie może być mowy. - W gminie mieliśmy kontrole prawie ze wszystkich służb. Nigdy nie stwierdziły nieprawidłowości - zapewnia.

Kazimierz Janik z kolei przyznaje, że osoba rządząca gminą ma łatwiej, chociażby podczas kampanii wyborczej. - Jest więcej możliwości dotarcia do wyborcy, wiadomo: wójta uważniej się słucha - przyznaje.

Maciej Zaremba, politolog z Uniwersytetu SWPS sceptycznie odnosi się do pomysłu kadencyjności w samorządach.

- Pomysł Prawa i Sprawiedliwości może być nie do końca trafiony. Politycy, zdaje się, zapominają o podstawowej rzeczy: rządzenia należy się nauczyć. Doświadczenie to jeden z atutów niektórych samorządowców. Nie za bardzo rozumiem, jaki jest także cel tych zmian. Przy wprowadzeniu kadencyjności może nie dojść do rozbicia „układów”, o jakich mówi Prawo i Sprawiedliwość. Nikt nie da gwarancji, że wyborów nie wygra osoba z otoczenia byłego prezydenta bądź burmistrza, która może tylko utrwalić obowiązujące układy. Według mnie powinno się przede wszystkim zmienić kulturę polityczną - przekonuje politolog.

Faktycznie, niektórym samorządowcom trudno rozstać się z władzą. Robią wszystko, by nie stracić jej na długo. Wójt gminy Oława miał czteroletnią, przymusową pauzę spowodowaną sądowym wyrokiem. Jan Kownacki usłyszał go za kupowanie wyborczych głosów za alkohol. Co ciekawe, nawet z tym wyrokiem na koncie w 2005 roku wygrał przedterminowe wybory samorządowe i wrócił do urzędu. Ale w 2006 roku nowe przepisy startu mu już zabraniały.

Wójt znalazł jednak rozwiązanie - poparł w wyborach swojego bliskiego współpracownika, Ryszarda Wojciechowskiego. Ten został wójtem i szybko się odwdzięczył Kowanckiemu: mianował go swoim pełnomocnikiem. Czas minął, wyrok się zatarł, Jan Kownacki bez problemu wygrał wybory i wrócił do swojego wójtowskiego gabinetu...

Mirosław Haniszewski, wójt gminy Warta Bolesławiecka, wciąż cieszy się niesłabnącym poparciem swoich mieszkańców. Gminą rządzi już 27 lat, a rywali na horyzoncie brak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska