Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

K-pop, czebole, patriotyzm gospodarczy, kiszonki - co nas łączy, a co dzieli z Koreą Południową? Dolny Śląsk zacieśnia z nią relacje

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Piotr Ostaszewski chętnie przyjął dolnośląską delegację samorządową w ambasadzie RP w Seulu.
Piotr Ostaszewski chętnie przyjął dolnośląską delegację samorządową w ambasadzie RP w Seulu. Maciej Rajfur
Coraz więcej związków z Koreą Południową ma Dolny Śląsk. Coraz więcej Koreańczyków żyje i pracuje w naszym regionie. Niedawno otwarto bezpośrednie połączenie lotnicze Wrocław-Seul. Jaka jest ta daleka, ale jednak coraz bliższa Korea Południowa? Opowiada ambasador Rzeczpospolitej w Republice Korei Piotr Ostaszewski.

Maciej Rajfur: Co łączy Koreańczyków i Polaków?

Piotr Ostaszewski: Koreańczycy podkreślają podobieństwa historyczne. Oba kraje były ofiarą swoich sąsiadów. Paraleli można się doszukać bez żadnych problemów. Natomiast Koreańczykom podoba się w Polsce luźniejszy styl życia. U nich wciąż obowiązuje sporo konwenansów. Dużą wagę przywiązuje się do ceremonii. To społeczeństwo formalne i bardzo poukładane. Z drugiej strony k-pop niesie im nieco wyzwolenia. I myślę, że się przyjmie też w Polsce. Zresztą ma już w naszym kraju swoich fanów wśród młodych ludzi.

Starszych nie pociągnie ta muzyka?

Mnie na przykład nie za bardzo, bo ja mocno wchodzę w tekst, jego sens i wartość. Lubię słuchać czegoś, co niesie konkretną treść. Należę do starej generacji.

K-pop pokazuje, że Koreańczycy lubią się bawić, nie są sztywni.

To prawda, że potrafią się dobrze odstresować od ciężkiej rzeczywistości. Choć z natury mają raczej powściągliwy temperament. Nie są tak wylewni jak Polacy. Zaproszą do domu dopiero przy naprawdę bliskiej znajomości. To już duża sprawa i wyraz pełnego zaufania. Wielkim plusem społeczeństwa w Korei jest fakt, że się od ludzi wymaga. Jeżeli człowiek przestaje od siebie wymagać, to niczego nie stworzy. Oni stawiają wysoko poprzeczkę sobie i innym, funkcjonując w modelu hierarchicznym, konfucjańskim.

Kontakty między Polską i Koreą na różnych poziomach są coraz lepsze. Czy Polacy z Pana wiedzy dobrze czują się w Korei?

Myślę, że tak. W Korei funkcjonuje sporo różnego rodzajów stypendiów, o których ludzie nie wiedzą. Te informacje się po prostu nie przebijają. Trzeba je umieć znaleźć w Internecie, ale jest tego bardzo dużo. Np. działa uczelnia KINGS-Kepco International Nuclear Graduate School związana z Korea Hydro & Nuclear Power. Ona oferuje pięć stypendiów rocznie dla Polaków. Można tam nawet napisać pracę magisterską. Polscy studenci świetnie się odnajdują, a zajęcia prowadzone są na najwyższym poziomie.

Z moich informacji wynika, że koreańscy studenci również dobrze czują się w naszym kraju. Mówi się o tym, że Korea jest jednym z najbezpieczniejszych krajów na świecie. Potwierdzi Pan to?

Tak, podobnie jak Polska i myślę, że to jedna z płaszczyzn, która nas łączy. U nas i w Korei można spokojnie chodzić po ulicy. Nie ma niebezpiecznych enklaw. Znam człowieka, który zostawił paszport i telefony w kawiarni koreańskiej. Kiedy się zorientował, załamany poszedł sprawdzić to miejsce, choć zakładał, że już tego nie odzyska. U obsługi wszystko czekało w zapakowane torebce. Tak są Koreańczycy nauczeni. Nie kradną, nie akceptują tego.

Po kontraktach Polski z Koreą dotyczących przemysłu zbrojeniowego, zmieniło się spojrzenie na nasz kraj?

Ogromnie. Byliśmy cały czas na pierwszych stronach gazet pokazywani w sposób pozytywny. Te kontrakty spowodowały, że staliśmy się największym odbiorcą sprzętu wojskowego. Podpisano umowy na długie lata i na potężne zamówienia. Nie kupuje się takiego sprzętu jak w sklepie. Bardzo istotny w tej współpracy jest transfer technologii. Czyli technologia idzie do nas i kształcimy swoje kadry. Do Korei przyjeżdżają ludzie, którzy są szkoleni przez zespoły koreańskie. Z tego czerpany jest obopólny zysk. Oni rozumieją, że mamy wojnę za miedzą i naprawdę bardzo dobrze umieją liczyć pieniądze. Koreańczyk wspiera własny przemysł. I pokazuje, że kapitał ma narodowość. Pieniądze zawsze mają jakiegoś właściciela.

W Polsce to nie wybrzmiewa tak mocno.

Bo tutaj w Korei panuje inna sytuacja geopolityczna. Wszystkie kraje azjatyckie strzegą pilnie swojej narodowości, odrębności i gospodarki. Są otwarci na obcy kapitał, ale tak, by on nie wyparł rodzimych przedsiębiorstw. Zobaczmy na ASEAN, czyli Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej. Tam panuje swobodny przepływ usług, ale każde z tych państw ma swoje priorytety i rację stanu. W Korei nikt nie zburzy projektów poprzedniej władzy dla zasady i polityki. Jeśli coś jest efektywne i dobre, trzeba to kontynuować. Panuje inny model społeczeństwa i zarządzania. Nastawiony na skuteczność.

Powinniśmy takie podejście postrzegać pozytywnie?

Oczywiście, że tak. Koreańczycy są dumni ze swoich osiągnięć, ze swoim firm i swoich produktów. Oni wiedzą, że my używamy ich telefonów.

Patriotyzm gospodarczy?

On odgrywa kolosalną rolę. Za człowiekiem stoi logo. Kiedy Koreańczycy pokazują swój paszport na świecie, otrzymują szacunek. Oczywiście to nie oni są właścicielami tych najsłynniejszych firm, ale chodzi o ich kraj Za nim stoi potęga kapitału, co jest bardzo znaczące. Mają państwo, za którym stoją określone logotypy firm znanych na całym świecie. Np. Korean Air ma 160 samolotów floty – to pokazuje potencjał.

Ale widzimy w Korei także zagraniczne koncerny. Np. Mercedesa, czy BMW z Niemiec.

Bo chodzi o konkretny pieniądz i konkretny biznes. Czy ma Pan w chwili tej rozmowy coś „Made In Poland”? Smartfon, aparat, mikrofon?

Nie sądzę. Korea ma rzeczywiście potężny eksport sprzętu elektronicznego. To dziesiąta gospodarka świata.

Wie Pan, że jest tak duże zapotrzebowanie na rynku wewnętrznym na wysokojakościową wołowinę, że wprowadzono zakaz jej eksportu? Koreańczycy uwielbiają ją jeść.

A czy da się w Seulu zjeść po polsku?

Była niegdyś restauracja w pełni polska, ale upadła. Prowadził ją człowiek po Uniwersytecie Jagiellońskim po stosunkach międzynarodowych. Teraz wyjechał do Australii, bo tam na taką samą kwotę może pracować 6 godzin dzień, a nie 12, jak w Korei.

Jak bardzo w Korei rządzą czebole, czyli wielkie koncerny?

Mają duże znaczenie, ale to państwo nadaje kierunek i priorytety gospodarcze. Wszyscy producenci, którzy mają np. filię w Polsce, są rozliczani w Korei ze sprzedaży. Pamiętajmy, że jeszcze niedawno Korea była państwem bardzo biednym i teraz żyje w porównaniu z tamtymi czasami w wielkim dobrobycie. Przeszła protektorat japoński, komunizm. Warto poczytać opisy Wacława Sieroszewskiego o Korei na początku XX wieku. Dwie kwestie w tym niezwykle zasadniczym państwie są niewzruszone: biznes i obrona narodowa.

Ambasador koreański w Polsce powiedział mi, że Koreańczycy cenią sobie wartość rodziny, podobnie jak Polacy.

Oczywiście. Dla nich rodzina jest bardzo ważną wartością. Obchodzą takie święto Chuseok, które trwa 3 dni i polega na spędzaniu czasu z rodziną. Koreańczycy bardzo lubią spożywać posiłki ze swoimi bliski. Nie ma się co oszukiwać, że także dużo pracują, więc tego czasu dla rodziny może mają mniej. Ale jej wartość pozostaje.

dr hab. Piotr Ostaszewski – ur. 1964 r. magisterium i doktorat uzyskał na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, habilitację na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Był profesorem wizytującym na wielu zagranicznych uczelniach, m.in. Kyungpook National University w Korei Południowej czy Kent State University w Ohio (USA). Jest autorem licznych publikacji, w tym z tematyki dotyczącej krajów azjatyckich. Od 2017 roku pełni funkcję Ambasadora RP w Republice Korei. Biegle włada angielskim i włoskim, a w stopniu zaawansowanym również niemieckim.

ZOBACZ TEŻ:

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska