Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Protasiewicz zawsze ulegał Schetynie. Do czasu...

Hanna Wieczorek
W happeningach z okazji 1000-lecia Wrocławia Jacek Protasiewicz (w środku) wcielał się w różne role
W happeningach z okazji 1000-lecia Wrocławia Jacek Protasiewicz (w środku) wcielał się w różne role fot. Tatiana Jachyra
O Jacku Protasiewiczu można usłyszeć skrajne opinie. Jedni mówią, że jest pragmatyczny, pracowity i potrafi rozmawiać ze wszystkimi. Drudzy twierdzą, że jest mściwym leniem i oportunistą.

W dolnośląskiej Platformie Obywatelskiej krąży dzisiaj powiedzenie "Pompował wilk razy kilka, napompowali i wilka". Tym razem wilkiem jest Grzegorz Schetyna, a pompującym - Jacek Protasiewicz. O swoim domu Jacek Protasiewicz zawsze mówił z dużym sentymentem. Opowiadał, że dzieciństwo miał bezpieczne i trochę beztroskie. Rodzice zapewniali mu komfort nauki i długo nie musiał się troszczyć o sferę materialną. Chociaż już w szkole średniej przez pierwsze dwa tygodnie wakacji dorabiał sobie razem z kolegami. Pracował jako pomocnik murarza lub myjąc butelki w spółdzielni spożywczej Samopomoc Chłopska.
A w czasie wakacji jeździł na festiwale do Jarocina. Dla bluesa wybierał się co roku na Olsztyńskie Noce Bluesowe, jeździł do Brodnicy na Festiwal Blues Reggae, na Rava Blues do Katowic.

Twarz wrocławskiego NZS

Studia na wrocławskiej polonistyce zaczął pod koniec lat 80. Szybko trafił do NZS-u, którym kierował wtedy Grzegorz Sche-tyna. To z tego okresu pochodzi zdjęcie, które jest na każdej wystawie poświęconej wrocławskim studentom przełomu lat 80. i 90. Demonstracja - na pierwszym planie Protasiewicz owinięty amerykańską flagą. - Grzegorz był zwolennikiem utajnienia naszej działalności - opowiada jeden z ówczesnych działaczy Niezależnego Zrzeszenia Studentów. - Już wtedy doceniał rolę PR-u.

I wybrał Jacka na twarz wrocławskiego NZS - wysoki, przystojny, świetnie się nadawał dotej roli. - Pamiętam, kiedy to się stało - wspomina działacz. - Przygotowaliśmy obchody 20. rocznicy Marca '68 pod płaszczykiem konferencji naukowej. Tłum ludzi i nagle słychać głęboki głos Romana Kowalczyka (działacz NZS i podziemnej Solidarności): - A teraz na temat NZS wypowie się Jacek Protasiewicz.

Jaki był Protasiewicz? - Przystojny, podobał się dziewczynom i często w dyskusjach emocje brały u niego górę nad rozsądkiem. Nie powiem przecież, że chętnie brał się do bitki - uśmiecha się pod nosem. Przyszedł rok 1989. Schetyna przekazał Protasiewiczowi kierownictwo uniwersyteckiego NZS. Sam jeździł na konferencje, gdzie spotykali się ludzie, którzy później zakładali Kongres Liberalno-Demokratyczny.

Jacek Świat, dzisiaj poseł Prawa i Sprawiedliwości, przypomina sobie, że ponad 20 lat temu kontaktował się kilkakrotnie z Jackiem Protasiewiczem i Grzegorzem Schetyną w sprawach związanych z działalnością Komitetów Obywatelskich. - Nasza znajomość była pobieżna - mówi. - Zapamiętałem go jako energicznego, młodego człowieka, który chciał zrobić coś pożytecznego. Nie wyróżniał się specjalnie spośród innych związanych z KO. Później obserwowałem jego działalność medialną. I, niestety, niezbyt mi się ona podoba. Zapamiętałem kilka brutalnych ataków na PiS, a jego wypowiedzi na temat Smoleńska słuchałem z niesmakiem.

Więcej na następnej stronie

Przy boku Schetyny

Działacze NZS pokończyli studia. Ci, którzy zostali w polityce, postawili w większości na samorząd. Protasiewicz ze Schetyną, obaj związani już z KLD, wylądowali we wrocławskim urzędzie wojewódzkim - Schetyna jako wicewojewoda, Protasiewicz jako rzecznik prasowy. Pożegnali się z karierą urzędniczą, kiedy rządy w Polsce objął Jan Olszewski.

Protasiewicz pojawił się ponownie w roku 1994. Został asystentem Andrzeja Łosia - kolegi partyjnego i w owym czasie przewodniczącego Rady Miejskiej Wrocławia. Zresztą, długo nie asystował Łosiowi. Po zagranicznym stypendium został zatrudniony w urzędzie miejskim, przez chwilę był dyrektorem Biura Współpracy z Zagranicą. Pełnił też rolę rzecznika ówczesnego prezydenta Wrocławia, Bogdana Zdrojewskiego.

Drogi Łosia i Protasiewicza rozeszły się w roku 2008, kiedy Łoś, wówczas marszałek województwa dolnośląskiego, został odwołany przez kolegów z PO. Wyrok oficjalnie wykonał Jacek Protasiewicz - pełniący obowiązki szefa regionu PO. W efekcie Andrzej Łoś odszedł z Platformy, dzisiaj jest radnym sejmiku z Klubu Radnych Rafała Dutkiewicza - Obywatelski Dolny Śląsk. Dwa lata temu tak mówił o Jacku Protasiewiczu: "Nasze relacje ochłodły. Kiedyś był młodym, zadziornym chłopakiem walczącym o wolność. Dzisiaj jest oportunistą".

Rok 1994 był znaczący dla Protasiewicza. Z Kongresu Liberalno-Demokratycznego trafił do Unii Wolności, po połączeniu się KLD z Unią Demokratyczną. We Wrocławiu spotkały się dwie silne osobowości - Władysław Frasyniuk i Grzegorz Schetyna.
- Protasiewicza odbierałem jako konkretnego człowieka - mówi Radosław Gawlik, wówczas poseł Unii Wolności, wy-wodzący się z UD. - Dało się z nim porozmawiać, słuchał naszych argumentów, nie odzywał się bez potrzeby.

Frasyniuk tak opowiadał naszej gazecie o spotkaniu z Protasiewiczem: "Był sympatyczny, młody. Myślałem, że będzie moim zastępcą, a później obejmie region dolnośląski Unii Wolności. Nie doceniłem siły charakteru jednego człowieka. Na spotkaniu nie było Schetyny. Kiedy wrócił, jednoosobowo zmienił decyzję. Protasiewicz zawsze bez słowa ulegał Sche-tynie. Inni, jak Bernard Afeltowicz, próbowali dyskutować, potem przychodzili, padło kilka nieparlamentarnych wyrazów i komunikat: "Wiesz, Władek, poddałem się". Protasiewicz poddawał się od razu. Miał zbolałą minę, czasem zaczerwienił się, ale bez słowa wykonywał polecenia".

Walka między "chłopcami" z KLD i starą Unią była coraz ostrzejsza. Biura poselskie Schetyny i Frasyniuka mieściły się w tym samym budynku, ale wchodziło się do nich innymi wejściami. Wojna osiągnęła apogeum podczas słynnego zjazdu na Akademii Ekonomicznej. Jacek Protasiewicz, najwierniejszy z wiernych Grzegorza Schetyny, wygrał z Władysławem Frasyniukiem i został wówczas szefem lokalnych struktur. Bitwę wygrał dzięki "pompowaniu" kół - hurtowemu zapisywaniu do partii nowych członków, których głosy miały przechylić szalę zwycięstwa jednej stronie.

Schetyna zawdzięczał zwycięstwo Protasiewicza kołu z AE, które z kilkunastu działaczy rozrosło się do ponad setki. Nikt nie miał wątpliwości, że tego nie wymyślił Protasiewicz. - Wtedy to był tylko żołnierz Schetyny - mówi jeden z ówczesnych działaczy. - Podobnie jak Jarosław Charłampowicz. Rok później "stara Unia" odbiła Unię Wolności. Do władz nie dostał się nikt z KLD, nawet Donald Tusk. To było pyrrusowe zwycięstwo: z Unii Wolności wyszła duża grupa działaczy, która założyła Platformę Obywatelską. Wśród nich był oczywiście Protasiewicz.

Więcej na kolejnej stronie

Nareszcie parlament

Kariera Jacka Protasiewicza w końcu nabrała tempa. W 2001 roku został posłem, w 2004- europarlamentarzystą, w 2009 znów trafił do PE. Trzeba przyznać, że czuje się tam jak ryba w wodzie. W 2012 został wybrany na wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Wśród warszawskich dziennikarzy zaczęła się pojawiać opinia, że "wyrósł już z europarlamentu". Wrocławscy dziennikarze opowiadają natomiast, że wybór na wiceprzewodniczącego PE to zwykła arytmetyka i klucz partyjny, a Protasiewicz potrafi rzucić słuchawką, kiedy usłyszy niewygodne pytanie. I na wieczność przestaje odbierać telefony od takiego delikwenta.

Wybił się na samodzielność

Protasiewicz od początku jest we władzach dolnośląskiej i wrocławskiej PO. - Konkretny - mówi jeden z działaczy. - Nie przerywa, słucha do końca. Starannie planuje karierę. I potrafi się wycofać z nietrafionej decyzji.

Inny członek PO uśmiecha się: - Tak, jak kilka lat temu, kiedy nagle w nocy wycofał się z kandydowania na szefa regionu przeciwko Schetynie. Pamiętam zdumienie na twarzach ludzi, którzy zdecydowali się poprzeć go przeciwko Schetynie, kiedy usłyszeli, że nie kandyduje.

Protasiewicz był szefem sztabu wyborczego Donalda Tuska podczas wyborów prezydenc-kich w 2005 roku. W 2011 Tusk powierzył mu funkcję szefa kampanii wyborczej PO. Sławomir Najnigier, były wiceprezydent Wrocławia i minister w rządzie Jerzego Buzka, uważa, że Protasiewicz jest przykładem "homo politicus". - Zawsze zainteresowany polityką, ma stabilne poglądy, zdolność szerokiego spojrzenia, pragmatyk - ocenia. - Gra drużynowo, otacza się ludźmi, z którymi kooperował. Rozwija się, przebił się już w Brukseli.

Najnigier dodaje, że wielu nie docenia roli Protasiewicza w kampanii wyborczej Tuska w 2005 roku. - Pełnił wtedy rolę strażaka, pędził tam, gdzie się paliło - mówi.

Drogi Protasiewicza i Schetyny rozeszły się już kilka lat temu. Kiedy w tym roku nowy szef dolnośląskiej PO zadeklarował, że będzie kandydował przeciwko swojemu byłemu mentorowi, można było usłyszeć zgryźliwe komentarze: "To jak wybór między dżumą a cholerą".

W połowie października polityczne koło właściwie się zamknęło. Jarosław Charłampowicz zarzucił wówczas Protasiewi-czowi "pompowanie" kół wrocławskiej Platformy. Cudownie miały się rozrosnąć koła: Marketingu Politycznego i Ekologiczne. Po klęsce Schetyny Wrocław obiegło powiedzenie: "Pompował wilk razy kilka, napompowali i wilka".

Współpraca: Robert Migdał

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska