MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niech żyje bal, choć matura była wieki temu

Małgorzata Moczulska
Andrzej Zapart marzył, by do poloneza poprosić swoją polonistkę profesor Halinę Kopeć. Dzięki studniówce, po latach, marzenie się spełni
Andrzej Zapart marzył, by do poloneza poprosić swoją polonistkę profesor Halinę Kopeć. Dzięki studniówce, po latach, marzenie się spełni Dariusz Gdesz
Dziewczyny miały już uszyte sukienki. Panowie kupione marynarki. Chcieli potańczyć na balu przed maturą. Niestety, kilka dni wcześniej wprowadzono w kraju stan wojenny i ich studniówkę odwołano.

Świdnica, II Liceum Ogólnokształcące, jedna z najstarszych szkół w regionie. Ceglany, duży budynek, wokół park i charakterystyczne, szerokie, kamienne schody prowadzące do wejścia. Tu jakby czas zatrzymał się w miejscu. Dziewczyny siedzą na schodach i plotkują, chłopcy, wychodząc ze szkoły, rzucają im zalotne spojrzenia.

Tak było od zawsze. To wciąż ulubione miejsce spotkań młodzieży na przerwach. Tu też najczęściej licealiści robią sobie pamiątkowe zdjęcia. Uczniowie klasy IV C, którzy maturę zdawali w 1982 roku, też mają taką klasową fotografię. Patrzą na nią dziś z rozrzewnieniem. Panie wspominają młodzieńcze sylwetki i buzie bez cienia zmarszczki, panowie z zazdrością patrzą na siebie bez brzuszków. W albumach z czasów szkolnych brakuje im jednak zdjęć z jednego z najważniejszych licealnych wydarzeń - studniówki. I nie dlatego, że nie było akurat fotografa czy pękała klisza.

- Pamiętam, że wszystko było gotowe - opowiada Andrzej Zapart, uczeń klasy IV C, dziś policjant i zapalony żeglarz. Sam buduje jachty, którymi potem pływa po europejskich wodach. - Mieliśmy już wynajętą salę, kupione znaczki z roztańczonymi parami. Panowie robili wręcz zapisy, z którą z klasowych piękności uda im się zatańczyć, której zawrócić w głowie. Od kilku tygodni żyliśmy tylko studniówką. Miała być w połowie grudnia 1981 roku. Niestety, generał Wojciech Jaruzelski pokrzyżował nam te plany.

Jego koleżanki z klasy opowiadają, że dokładnie pamiętają ten zimowy dzień. To była niedziela rano. Komunikatu o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego nadawanego w telewizji słuchały ze łzami w oczach. Było dla nich pewne, że z balu nici.
- Nam nawet nie chodziło o Polskę - śmieją się dziś licealistki. Owszem, wiedziałyśmy, że to poważna sprawa, zwłaszcza kiedy na ulicach zobaczyłyśmy milicję i opancerzone samochody. Ale bardziej żal nam było tych przygotowań, tych materiałów kupowanych spod lady, butów szukanych w sklepach miesiącami. Normalnie płakałyśmy z bezsilności.

Opowiadają, że każda miała już sukienkę, najczęściej uszytą, bo kupienie ładnego ciucha graniczyło wtedy z cudem. Studniówka to miała być okazja, by wyglądać oszałamiająco, by przypodobać się kolegom. Na co dzień w szkole obowiązywały wtedy mundurki.
- Przez swoje wymarzone szpilki poszłam na wagary - żartuje Violetta Zdziechowska-Mazurek, dziś dziennikarka w lokalnej gazecie. Pojechałam do Wrocławia do Pedetu, bo tego dnia miała przyjść dostawa butów, ale kolejka była tak duża, że zanim doszło do mnie, to została ostatnia para, o dwa numery za mała. Oczywiście ją kupiłam. W domu, jak przymierzyłam i chwilę w nich pochodziłam, spuchły mi palce, ale i tak bym w nich poszła. W końcu, czego się nie robi, by ładnie wyglądać - śmieje się kobieta i wspomina, że długo nie mogła pogodzić się z tym, że z ich balu wyszły nici.

Życie jednak toczyło się dalej. Mijały tygodnie, ból minął, nie było czasu na łzy, bo trzeba było się uczyć. W końcu przyszedł czas matur. Zdali egzaminy, zaczęli studiować i rozjechali się po świecie. Większość założyła rodziny. Ich dzieci dorosły i kiedy zaczęły same mówić o studniówkach, a potem podekscytowane pokazywały zdjęcia z balu i opowiadały o tych niezapomnianych chwilach, w ich rodzicach odżyły wspomnienia. Wrócił żal, bo zrozumieli, co stracili.

- Pamiętam jak przeżywałam razem z córką Sonią jej przygotowania do tego cudownego balu - mówi Violetta Zdziechowska-Mazurek. Kupowanie sukienki, szukanie do niej butów, potem nerwy związane z tym, jaki makijaż zrobić, jaką fryzurę. To było urocze. Kiedy zobaczyłam, jak tańczą poloneza, tacy dostojni, to aż mi z żalu łezka w oku się zakręciła.

Odnaleźli się dzięki portalowi Nasza-klasa. Z 29 osób, które chodziły do ich klasy, aż 26 uczniów ma tu swoje konta. Zaczęło się od wymiany pozdrowień, pytań, co słychać. Odżyły wspomnienia, dawne przyjaźnie. Dlatego, kiedy Andrzej Zapart i Dorota Rymsza zaproponowali, by zorganizować bal studniówkowy po 26 latach, od razu się zgodziła. Podobnie reszta byłych licealistów.

- Myśmy z tego przygotowywania do balu zrobili sobie cotygodniowe spotkania - śmieją się Dorota i Andrzej. Ci, którzy mieszkają w okolicach i w samej Świdnicy, zaczęli się bowiem spotykać w piątki wieczór, by omówić szczegóły studniówki. A przy okazji wspominać dawne czasy.
- Śmiechu było przy tym co niemiara - mówi Andrzej. - Nie byliśmy chyba zbyt grzeczną klasą, ciągle nas się trzymały żarty. Pamiętam jak naszemu profesorowi od Przysposobienia Obronnego przenosiliśmy trabanta, którym przyjeżdżał do szkoły. W kilku chłopa braliśmy go i przestawialiśmy w inne miejsce. Potem zawsze go biedny musiał szukać. Raz tak zaparkowaliśmy między drzewami, że nie wyjechał.

Pomiędzy wspomnieniami, absolwentom udało się ustalić termin studniówki po latach. Miała się odbyć w ostatnich dniach grudnia. Termin początkowo wydawał się dobry, bo wiele osób planowało przyjechać na święta do swoich rodziców, ale im bliżej, tym więcej osób prosiło o inną datę. Każdy chciał być na tym wyjątkowym wydarzeniu, a wiele osób rozjechało się po Polsce i świecie i nie mogło tak na szybko zorganizować przyjazdu.

Kilkanaście osób postanowiło mimo to spotkać się, by zrobić, jak mówią,taki studniówkowy wstęp do prawdziwego balu.
- Takie spotkania po latach mają swój urok, choć, niestety, ząb czasu nadgryzł nas wszystkich i wszyscy pewnie tęsknimy za młodością - mówi Leszek Bilnicki, dziś prywatny przedsiębiorca.
Podkreśla jednak, że jego klasowe koleżanki, jak były urocze, tak są nadal. One same te słowa kwitują krótko:
- Spróbowałby powiedzieć coś innego.

Leszek dodaje też, że początkowo niektórzy mieli tremę przed spotkaniem, myśleli: mam brzuszek, jestem łysy, inni wyglądają lepiej. Ale te wszystkie opory zniknęły, kiedy zrozumieli, że choć fizycznie każdy się zmienił, to duchem wciąż są młodzi.

Studniówkę z tańcami do białego rana, polonezem, na którą chcą zaprosić też grono pedagogiczne, planują jeszcze w tym roku szkolnym. Chcą, by odbyła się jak za dawnych lat w sali gimnastycznej szkoły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska