Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Wrocław wyzwolono

Andrzej Kraska-Lewalski
fot. Janusz Wójtowicz
Polskie władze, podporządkowane Moskwie, posuwały się do granic absurdu w wyrażaniu przyjaźni oraz podziękowań za wyzwolenie. W jaki sposób, w latach 1945-1989, gazety ukazywały rolę Armii Czerwonej w powrocie ziem zachodnich do macierzy

Jednocześnie z prowadzoną na tzw. Ziemiach Odzyskanych akcją polonizacji, polscy komuniści przystąpili do systematycznego, a wręcz poddańczego wyrażania wdzięczności dla dowódców i żołnierzy Armii Sowieckiej. Rozpoczął się swoisty proces kształtowania i wprowadzania kultu bohaterskiego krasnoarmiejca. Na szczeblu centralnym odnosiło się ono do "wyzwolenia ojczyzny spod hitlerowskiej okupacji", lokalnie - jak choćby w przypadku Wrocławia - do "wyzwolenia" miejscowości. W przekonaniu nowych władz, zarówno na najwyższym szczeblu, jak i tych terenowych, Sowieci przynieśli ze sobą wolność, ład, porządek, demokrację i przede wszystkim sprawiedliwość - zwłaszcza społeczną.

Wyrażanie wdzięczności widać dobitnie od chwili pojawienia się w zrujnowanym jeszcze mieście pierwszej gazety. Na stronie tytułowej "Naszego Wrocławia" w trzech artykułach pojawiają się wzmianki o walecznych i bohaterskich żołnierzach Armii Czerwonej, którzy oddali swe życie za "polski" Wrocław. "Jeszcze miesiąc temu na ulicach Wrocławia wrzały zacięte walki. O każde piętro, o każde okno staczali bohaterscy żołnierze Armii Czerwonej ciężkie i ofiarne boje z upartymi esesowcami. Już dawno czerwone sowieckie i biało-czerwone polskie sztandary powiewały na ulicach Berlina, a Wrocław nie poddawał się. Dopiero gdy nastąpiła ogólna kapitulacja Niemiec - poddał się garnizon wrocławski, liczący 40 000 żołnierzy. Na świeże jeszcze gruzy przybyliśmy my, ludzie znad Wisły, aby budować nowy polski Wrocław, nawiązując do tradycji Piastów Śląskich". Nie był to odosobniony, jednorazowy przypadek. W ten sposób, albo przynajmniej w tym duchu, pisały wszystkie gazety, ukazujące się w stolicy Dolnego Śląska, aż do transformacji ustrojowej w 1989 roku.

Lokalne periodyki przykład czerpały od najwyższych przedstawicieli z kierownictwa państwa. Podczas obchodów 15. rocznicy powrotu tzw. ziem zachodnich do Polski, na wielkim propagandowym wiecu we wrocławskiej Hali Ludowej, I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka tak rozpoczął swoją okolicznościową przemowę: "15 lat temu, 7 maja 1945 roku, w tym samym miejscu, gdzieśmy się dzisiaj znaleźli, dokonywał się jeden z ostatnich aktów II wojny światowej. Pod ciosami bohaterskiej Armii Radzieckiej kapitulował hitlerowski garnizon Wrocławia". Nie byłoby w tym nic dziwnego, zważywszy, że choćby mieszkańcy holenderskich miejscowości wyzwalanych przez polską 1. Dywizję Pancerną, corocznie, począwszy od 1946 roku po dzień dzisiejszy, okazują im swoją radość i wdzięczność. Różnica polegała jednak na tym, że wyzwoliciele opuszczali zdobyte miejscowości, pozostawiając je ich mieszkańcom i nie narzucali im swojego światopoglądu. Natomiast wojska sowieckie na lata zadomowiły się na okupowanych przez siebie terenach, pilnując przestrzegania ładu "demokracji ludowej", za co polskie władze - zależne od Kremla - specyficznym językiem okazywały, rzekomo ogólnonarodowe, podziękowanie.

Władze w Polsce, podporządkowane Moskwie, posuwały się do granic absurdu w wyrażaniu przyjaźni oraz "podziękowań" za rzekome "wyzwolenie". Stan taki utrzymywał się bez poważniejszych zmian do 1989 roku. Nic nie było w stanie przysłonić tego wyidealizowanego obrazu - nawet sowieckie grabieże. Już w 1945 r. redaktor "Gazety Dolno-Śląskiej" napisał: "Oczywista nie wszystko, co się na Dolnym Śląsku znajdowało, obejmiemy. Część przemysłu, zwłaszcza metalurgicznego i mechaniki precyzyjnej zabiera do Rosji Armia Czerwona, zdobywca tych ziem (pogrubienie AK-L), w ramach umowy między rządami polskim i radzieckim". Użycie wyrazu zdobywca w tym przypadku nie było przypadkowe, oddawało ducha tamtych czasów i poddańczą zależność od wschodniego mocarstwa. Bo przecież rzeczownik zdobywca oznacza: "Ten, kto coś zdobył, odebrał coś komuś siłą, zbrojnie". Festung Breslau nigdy nie została zdobyta w walce, poddała się sama. W myśl powyższej wykładni, wyraz ten nie powinien być w ogóle w tym kontekście użyty. Jednakże propagandowe znaczenie tego rzeczownika ma ogromny wydźwięk - usprawiedliwiało nie tylko kradzieże czerwonoarmistów (zarówno te małe, jak i te o znaczeniu strategicznym), ponieważ "zdobywcom" można wszystko. Uzasadniało również ich obecność na terenie Wrocławia czy szerzej - Polski.

"Odchylenia" - jak sam je nazywa autor artykułu "Dolny Śląsk krajem wielkich możliwości" - tłumaczy nadgorliwością poszczególnych sowieckich wojskowych komendantów, którzy starali się wywieźć do Zw. Sow. wszystko, w tym maszyny produkcyjne, rolnicze czy przemysłowe nieobjęte międzypaństwową umową. Z przyczyn oczywistych nie mógł tego procederu nazwać grabieżą. Takie działanie "sojusznika" było, z reguły, przemilczane, albo tłumaczone, że należy mu się, z racji choćby poniesionych strat.

[…] Najważniejszym miejscem, gdzie wrocławskie władze wyrażały swą wdzięczność poległym o Wrocław żołnierzom sowieckim, był cmentarz oficerów Armii Czerwonej przy al. Karkonoskiej. Mniejsze znaczenie miała nekropolia umiejscowiona na Sko-wroniej Górze przy ul. Działkowej, gdzie spoczywali szeregowi i podoficerowie.
Najwcześniejsza wzmianka prasowa o tym pierwszym miejscu pojawiła się na 4 stronie pierwszego numeru "Naszego Wrocławia", pod wymownym tytułem "Polacy - zdobywcom Wrocławia". Redakcja przedrukowała w nim mowę prezydenta B. Drobnera z uroczystości otwarcia tej nekropolii: "Równocześnie przyrzekam jako Prezydent m. Wrocławia w imieniu Zarządu Miejskiego m. Wrocławia, zdobytego niesłychaną walką ofiarną tych, którzy tu właśnie położyli życie na ołtarzu sprawy wolności naszych narodów, że pamiętać będziemy zawsze o tym cmentarzu, jak o świętości naszej narodowej". Miesiąc później w "Gazecie Dolno-Śląskiej" ukazał się bardziej szczegółowy opis miejsca wiecznego spoczynku dla sowieckich oficerów, poległych w walkach o Festung Breslau. Według niego obecny wygląd cmentarza nieco się różni od stanu pierwotnego. Autor, W.B., przybliżył historię jego powstania: "Prace przy cmentarzu rozpoczął 1 kwietnia szósty specjalny batalion szóstej armii I frontu ukraińskiego. Linia frontu przebiegała o 100 metrów od pracujących, pociski rozrywały się nad głowami, miasto i stare mury waliły się w gruzy, a na przedmieściu już powstawał przybytek wiecznego spoczynku dla tych, którzy polegli w walce. Pracowało 300 Niemców i 250 specjalistów sowieckich".

To tam odbywały się później coroczne uroczystości z okazji rocznic: "wyzwolenia" miasta, dnia zwycięstwa, Rewolucji Październikowej i powstania sowieckich sił zbrojnych. W ich trakcie przedstawiciele lokalnych i wojewódzkich władz oraz struktur partyjnych składały wieńce i wygłaszali okolicznościowe przemówienia. "Wyróżnienie w tym zakresie radzieckiego cmentarza i wyznaczenie mu kluczowej roli wśród innych nekropolii wojennych miasta nie było podyktowane jedynie względami humanitaryzmu. Funkcja ta miała przede wszystkim służyć celom propagandowym. Nekropolia dzięki uzyskanej po wojnie "świetności" i określonej randze stanowiła bowiem kapitalny dowód na potwierdzenie sojuszu polsko-radzieckiego". Dzięki temu nie pozwalano zapomnieć wrocławianom, kto złożył daninę krwi, by stolica Dolnego Śląska mogła być Polska.
Jedną z ostatnich, dużych manifestacji na krzyckiej nekropolii, było uroczyste odsłonięcie tablicy pamiątkowej dla upamiętnienia gen. Iwana Połbina. Ten dowódca korpusu bombowców nurkujących gwardii zginął nad Breslau zaraz po zamknięciu pierścienia okrążenia wokół miasta. Inicjatorem pomysłu upamiętnienia sowieckiego oficera był wrocławski historyk, a zarazem oficer Ludowego Wojska Polskiego, Ryszard Majewski. Jego idea czekała na realizację do 1985 roku, kiedy to, w towarzystwie żony i najbliższej rodziny bohatera Związku Sowieckiego oraz najwyższych regionalnych władz partyjnych, odsłonięto tablicę pamiątkową.

Lokalna prasa żywo "podchwyciła" temat oddania hołdu sowieckiemu lotnikowi. Na łamach wrocławskich periodyków znalazło się siedem artykułów poświęconych samej uroczystości na Krzykach i zasadności utworzenia symbolicznej mogiły dla gen. Połbina. Przy czym należy zwrócić uwagę, że najwięcej miejsca temu faktowi poświęcił "Wieczór Wrocławia". Pozostałe dwa tytuły, zważywszy na zajmowanie się tematyką całego regionu, odnotowały jedynie tę uroczystość, jako ważną z punktu widzenia propagandowego, bo oto po latach "wdzięczni" wrocławianie czczą pamięć poległego, za przecież polski Wrocław, wysokiego rangą oficera sowieckiego.

Fragment tekstu Andrzeja Kraski-Lewalskiego pochodzi z książki "Festung Breslau 1945 - nieznany obraz", pod redakcją Tomasza Głowińskiego. Książka ukarze się w marcu br. nakładem Wydawnictwa GAJT we współpracy z Ośrodkiem "Pamięć i Przyszłość".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska