Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życiowy triathlon Górskiego

Grażyna Szyszka
Marcin Oliva Soto/ Grażyna Szyszka/arch. prywatne
Jurek Górski, znany i lubiany głogowianin skończył 60 lat. Rodzina i grono przyjaciół organizuje dla niego benefis. – Jak ich znam, to będzie to coś szalonego – śmieje się jubilat.

W Głogowie chyba mało jest osób, które nie wiedzą kim jest i co robi Jurek Górski. Być może coraz mniej wspomina się o tym, że to mistrz świata w podwójnym triathlonie (1990 r.) i między innymi uczestnik nowojorskiego maratonu, który ukończył z wynikiem 3 godzin, 2 minut i 50 sekund (1991 r.). Pochodzący z Legnicy Jurek Górski to dla wielu głogowian przede wszystkim człowiek o dobrym sercu, organizator wielu imprez sportowo-charytatywnych. noworocznego marszobiegu, crossu straceńców na Górkowie, czy coraz bardziej popularnego, listopadowego Biegu Gęsi w Jerzmanowej.

- To szalony człowiek i z wiekiem wcale nie zwalnia tempa - mówi jego przyjaciółka Anna Lechowska, współorganizatorka benefisu.

Ta wyjątkowa impreza urodzinowa, pełna niespodzianek, jest zaplanowana na piątek, 12 grudnia w Młodzieżowym Centrum Kultury Mayday. Swój udział zapowiedziało w niej prawie 150 osób. - Nie wiem, co szykują, ale na pewno będzie to coś szalonego - śmieje się jubilat. - Mam się ładnie ubrać i przyjść do sali.

Czy czuje, że niedawno skończył 60 lat? - Rano człowiek musi się bardziej gimnastykować, by zaskoczyć, ale ani mentalnie ani fizycznie nie czuję, że mam 60 lat. Może się ktoś pomylił w metryce - żartuje głogowianin, choć niespełna trzy tygodnie temu przeszedł ablację, poważny zabieg kardiologiczny, który ma pomóc w leczeniu częstoskurczy serca.
- Muszę teraz zweryfikować swoje życie i na nowo uregulować, a przede wszystkim nieco zwolnić tempo - przyznaje Jurek Górski.

Jurek Górski urodził się dwa razy

Być może nie wszyscy wiedzą, że życie Jurka Górskiego dzieli się na dwa etapy. Do 29. roku życia i cała reszta potem. Stare życie, otumaniony narkotykami, i nowe, już czyste, bez uzależnienia. Stare czasy pogrzebał dzięki Markowi Kotańskiemu i Monarowi. Jednym z etapów terapii było bieganie. Sport stał się jego nowym narkotykiem. Udzielał się też jako terapeuta w ośrodku dla uzależnionych. Potem pojawił się triathlon, czyli pływanie, ściganie się na rowerze i bieg. Chciał spróbować w największym triatlonie na świecie, zwanym Ultraman, rozgrywanym na Hawajach - wulkaniczne na świecie, zwanym Ultraman, rozgrywanym na Hawajach. Przygotowywał się kilka lat.

Zawody zamieniły się w walkę o życie

W 1989 roku podczas zawodów w Almere (Holandia) na dystansie Iron Man, o mało nie stracił życia. Zdarzenie sprzed lat wspomina jeden z jego przyjaciół Roman Jarzyna.

- To były pierwsze tak poważne zawody również pierwsze zagraniczne Jurka - opowiada. - Wcześniej Jurek startował w Polsce, gdzie na starcie było 20-30 zawodników. W Almere wystartowało ich ponad tysiąc. Jurek ustawił się w pierwszej linii z zawodowcami. Sądził, że świetnie pływa. Jednak już przy pierwszym kontakcie z lodowatą wodą morza północnego dostał skurczu. Niemal zatkało mu oddech. Tymczasem dla zawodowców Jurek w wodzie był przeszkodą, po której bezlitośnie parli do przodu. Jurek zaczął się topić, zdawał sobie sprawę, że to już nie zawody, a walka o przetrwanie i o życie. Jedynym ratunkiem był zwrot w bok i po plecach innych zawodników i ucieczka z głównego nurtu płynących. Dzisiaj wspomina to z uśmiechem, ale wtedy dosłownie widział już swój koniec - opowiada jego przyjaciel.

Potem był groźny wypadek na Węgrzech, gdzie pojechał na mistrzostwa Europy jako opiekun młodzików. Spędził 16 dni w szpitalu. Oprócz licznych złamań miał obrzęk mózgu. Kilka miesięcy po wyjściu ze szpitala wystartował na Hawajach. Był czwarty od końca, ale wykonał zadanie, które sobie postawił.

- Życie to ciągła walka dobra ze złem i tylko od nas samych zależy, które wygra - mówi Jurek Górski. - Warto pokonywać własne słabości, obierać sobie cel i robić wszystko, by go osiągnąć.

Jest ojcem owiniętym wokół palca córki

Od 21 lat Jurek jest mężem Renaty. Mają 20-letnią córkę Hanię. Od kilkunastu lat Jurek jest też biznesmenem. Założył firmę Sport Górski - Jerzy Górski i organizuje mistrzostwa w duatlonie, biegi uliczne, zjazdy w kombinacji alpejskiej, skoki narciarskie.

- Nasz dom zawsze był pełen ludzi ze świata sportu - mówi 20-letnia Hania, córka Górskiego. - Nic więc dziwnego, że sama się zakochałam w sporcie. W podstawówce chodziłam do klasy sportowej i pływałam. Tato nigdy tego ode mnie nie wymagał. Zawsze powtarza, że swój rozum mam i potrafię sama dokonywać życiowych wyborów - dodaje Hania.
Renatę, żonę Jurka, bardzo trudno namówić do rozmowy o życiu prywatnym. Zdradziła nam tylko, że poznali się przypadkowo, podczas zawodów w Karpaczu. On był zawodnikiem, ona kibicką.

- Poderwałem ją na zupę mleczną - śmieje się jubilat. - Ja ją uwielbiam, a Renia nie znosi, ale wtedy o tym nie wiedziałem. Poświęciła się jednak i wszystko zjadła - dodaje.

Jurek Górski w oczach żony, Renaty

Pani Renata nie lubi ani zdjęć, publicznych wystąpień, ani tym bardziej rozmów o prywatnym życiu. Udało nam się ją jednak namówić, by odpowiedziała na kilka pytań na temat męża.
Co lubi jeść?
- Pieczona kaczka, grzyby-kurki, rydze, fasolka szparagowa, sernik i ciasteczka od Ali Jarzyny, obowiązkowo codziennie budyń.
Czym się szybko denerwuje?
- Jak coś nie mile go zaskakuje na organizowanych imprezach i jak ktoś nie ma racji, a wpiera mu, że ma.
Lubi sprzątać?
- Nie wiem, jak jest w domu to czasem sprząta i to w bardzo ekspresowym tempie.
Jego ulubiony film, piosenka?
- "Vinnetou", "Lot nad kukułczym gniazdem", wszystkie filmy z Van Damem. Lubi "Przeżyj to sam" zespołu Lombard, "Autobiografię" Perfektu i "Wiem, że jesteś sam" zespołu Łzy.
Jak wypoczywa?
- Twierdzi, że jak biega to wypoczywa..., ale jak padnie ze zmęczenia i zaśnie to wtedy właśnie wypoczywa. Gotując też wypoczywa, bo bardzo lubi gotować.
Jakim jest mężem, jakim ojcem?
- Ojcem owiniętym wokół palca, mężem rzadko bywającym w domu.
Jego ulubione miejsce w domu?
- Narożnik i gapienie się w telewizję.
Jego wciąż niespełnione marzenie?
- Podróż marzeń - Maui, druga co do wielkości wyspa w archipelagu Hawajów.

Przyjaciele o Jurku
Anna Lechowska- szefowa Stowarzyszenia dla Dzieci i Młodzieży Szansa, a przede wszystkim wieloletnia przyjaciółka Jurka Górskiego (na zdjęciu z Jurkiem Górskim)
- Nie znam drugiego takiego człowieka, przez duże, a może nawet wielkie C. To jest Jurek Górski- dla mnie przyjaciel, bliska osoba dla całej naszej rodziny, a także sojusznik w tym, co robię w życiu zawodowym.
Poznałam go 100 lat temu, kiedy pracowałam w szkole dla dzieci niepełnosprawnych. Razem z Rafałem Gośko chcieliśmy zrobić olimpiadę specjalną- wojewódzką. Wtedy Rafał powiedział, że jest taki Jerzy Górski, który może nam w tym pomóc. Zrobiliśmy we trójkę taką olimpiadę, jaka powinna być, a dotąd nie było w Polsce. Taką, gdzie całe miasto wiedziało, że dzieciaki niepełnosprawne mają swoje sportowe święto. Taką, gdzie dzieci były najważniejsze, a nie panie z kuratorium, które poszły na skargę do mojego dyrektora, że nie zostały odpowiednio wyróżnione podczas ceremonii powitania.
Kiedy powstawało Stowarzyszenie SZANSA to Jurek Górski był członkiem założycielem tej organizacji i ciągle jest z nami. Osoby, które znają Górskiego wiedzą, że bycie z Jurkiem nie oznacza codziennych spotkań, długich rozmów: Jurek wpada i pyta: "Co mam zrobić?, na kiedy?, mówi "Dobra wchodzę w to"
Przed ostatnim Crossem Straceńców wpadł do nas i kazał nam zapisać się na listę uczestników. Zamknął drzwi i powiedział: "Zapisywać się !" . Więc zapisaliśmy się i od tej pory biegamy regularnie, startujemy nawet w jakichś biegach.
Jeden z naszych młodzieżowych pracowników, zapalony sportowiec powiedział ostatnio : "Jurek to dla mnie wzór, chciałbym tak jak on. Co on ma takiego, czego brakuje innym?"
Ja nie wiem. On taki po prostu jest, ten Jerry Górski.

Roman Jarzyna
- Jurka znam od 30 lat, czyli niemal od chwili, gdy pojawił się w Głogowie po wyjściu z ośrodka leczenia uzależnień. Pomagał dzieciom, robił szkolenia dla rodziców. Pamiętam, jego maleńki pokój w hotelu Chrobrego, który dzielił z kolegą. Był dumny z tego małego, ale własnego świata, w którym oprócz łóżka jakimś cudem zmieścił się i rower. Jurek zawsze był niespokojnym duchem, wszędzie go było pełno i tak jest do dziś, choć niedawno przeszedł przecież zabieg kardiologiczny. On już się nie zmieni. Nasze rodziny przyjaźnią się od lat, wiemy, że w każdej chwili możemy na siebie liczyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska