MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Waldek żegnał emeryta. Sam nie wrócił już do domu

Kacper Chudzik
Paweł Szuber
Impreza z tragicznym finałem. Dlaczego nie żyje 55-letni górnik?

Wnocy z soboty na niedzielę (30-31 stycznia) spacerujący ulicą Kazimierza Wielkiego głogowianie dostrzegli mężczyznę z zakrwawioną głową leżącego w okolicach przejścia dla pieszych. Świadkowie próbowali udzielić mu pierwszej pomocy. Wezwali też na pomoc służby ratunkowe.

Niestety, na pomoc dla głogowianina było już za późno. 55-letni Waldemar zmarł. Jego ciało zostało zabezpieczone przez prokuraturę do sekcji. Początkowo nie było wiadomo, czy 55-latek został potrącony, pobito go, czy może zmarł z innego powodu. Wstępne oględziny nie wskazywały co prawda na udział osób trzecich, choć pewność mogła dać dopiero sekcja zwłok.

Ta została wykonana w poniedziałek. Wykluczyła ona, by powodem śmierci było potrącenie lub pobicie, ale nie przyniosła odpowiedzi na pytanie, co dokładnie się stało.

- Pobrany został materiał do dalszych badań. Możliwe, że mężczyzna miał zawał serca i przewrócił się na ziemię, uderzając o nią głową. W grę mógł wchodzić też alkohol. Wyniki badań poznamy za kilka tygodni - mówi Marek Wójcik, Prokurator Rejonowy w Głogowie.

Jak udało się nam dowiedzieć, 55-latek wracał pieszo z imprezy, która odbywała się na Starym Mieście. Wraz z kolegami z pracy - górnikami, żegnali mężczyznę odchodzącego na emeryturę. Tragicznie zmarły sam od roku był już na emeryturze, ale utrzymywał kontakt z kolegami z pracy. Podobno Waldemar wypił tego wieczoru sporo. Na górniczych imprezach nie wylewa się przecież za kołnierz. Gdy chciał wracać do domu zaproponowano mu podwózkę. Stwierdził jednak, że poradzi sobie sam. Wyszedł z imprezy. Koledzy nie zobaczyli go już żywego.

Ale wracając do domu zobaczyli za to światła karetki i radiowozów przy przejściu dla pieszych na ul. Kazimierza Wielkiego.

- Myśleliśmy, że kogoś tam potrącono. Nikt z nas nie spodziewał się, że to właśnie Waldek tam leżał - mówi nam jeden z uczestników imprezy.

Pogrzeb Waldemara odbył się w środę na cmentarzu na Krzepowie. W ostatnio drodze towarzyszyli mu liczni znajomi. 55-latek zostawił żonę i dzieci.

Nie wiadomo jak długo głogowianin leżał na chodniku. Wśród głogowian rozeszła się informacja, że niektórzy ludzie po prostu omijali leżącego człowieka. Nie wykluczone, że do tragedii by nie doszło, gdyby ktoś szybciej sprawdził co się z nim dzieje.

Śledczy nie potwierdzają takiego przebiegu zdarzenia. Nie ma bowiem świadków, którzy mogli by potwierdzić czy faktycznie ktoś przechodził dalej nie zwracając uwagi na leżącego. Proszący o anonimowość przedstawiciel służb ratunkowych przyznaje jednak, że wcale by go taki obrót sprawy nie zdziwił.

- Pracuję już kilkanaście lat i nie jeden raz widziałem takie przypadki, że ludzie unikali potrzebującego, tłumacząc sobie, że to pewnie śpiący pijaczek. Potem okazywało się, że ktoś miał zawał czy udar. Nawet jeśli boimy się do kogoś podejść, wystarczy zadzwonić po służby ratunkowe - mówi nasz rozmówca. - Nawet jeśli to faktycznie śpiący nietrzeźwy, to w taką pogodę jego życie może być zagrożone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska