Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To życie pisze dowcipy, czyli skąd się biorą kawały

Jacek Antczak
Znany satyryk, Artur Andrus mówi, że nad dowcipną piosenką pracuje nie dłużej niż... 20 minut
Znany satyryk, Artur Andrus mówi, że nad dowcipną piosenką pracuje nie dłużej niż... 20 minut fot. Paweł Relikowski
Z nazwisk śmiać się nie wypada. Nazwiska to nie blondynki. Ale właściwie skąd się wzięły blondynki stojące z żarówką, bo przecież ziemia się kręci, i teściowe z zębem do otwierania piwa? Kto wymyśla kawały i kto jest mistrzem w ich opowiadaniu?

Jak to kto wymyśla kawały? Życie - redaktor naczelny gazety satyrycznej "Jak rzyć", Stanisław Szelc z kabaretu Elita, od razu rozwikłuje największą zagadkę ludzkości. - Innej odpowiedzi pan nie znajdzie. Wiem, bo sam zajmuję się tym zawodowo od 50 lat. Znacznie trudniejszym pytaniem, które mnie nurtuje, jest to, skąd się biorą dowcipy Karola Strasburgera, które opowiada w Familiadzie - dodaje złośliwie.

Przyznaje, że gdziekolwiek się nie pojawi, musi opowiedzieć kilka kawałów. Taka natura. "Kapitan wzywa nurka pracującego pod wodą: - Natychmiast wracaj na pokład. - Ale po co, pali się? - Gorzej, nasz statek tonie.

Lato dowcipy wymyśla zimą
"Czym można zabić człowieka pająka? Człowiekiem kapciem!" - "żarty Strasburgera" są kultowe - mają swoje strony w internecie i dwa tysiące fanów na Facebooku. Aż dziwne, że jeszcze nie zostały wydane w formie książkowej, jak np. "Kod Janasa", czyli zbiór żartów o reprezentacji Polski w piłce nożnej ze szczególnym uwzględnieniem byłego trenera Janasa i napastnika Grzegorza Rasiaka, którego wymyślacze nazywali najdelikatniej "Maradoną z lasu". Piłkarz, który dorobił się podobnej liczby dowcipów, jak niegdyś MacGyver, a potem Chuck Norris (swoją drogą "tylko Chuck Norris wie, jak MacGyver ma na imię").

W ostatnich czasach rolę chłopca do bicia (dowcipami ze świata sportu) spełniał prezes PZPN Grzegorz Lato - sam zresztą król opowiadania kawałów. Nie to, co Strasburger, który ma resercherów, Lato sam je wymyśla. Jak wspominał, czasami telefonuje, przedstawiając się: "Halo, tu Zima'': I gdy ktoś pyta: "Jaka Zima?", odpowiada: "Lato! Też na cztery litery''. Albo dowcipnie pyta znajomych: "Pan doktor?''. W słuchawce: "Nie''. "To trzeba się było uczyć''. Ale najbardziej kultowy stał się żart Laty, że jego rekord na setkę wynosi trzy sekundy, bo tyle u niego trwa podniesienie setki do ust...

Woźny ściąga wice z sieci
Spotyka pająk pająka. - Cześć, co robisz? - Gram w motylki. - Skąd masz? - A, ściągnąłem sobie z sieci...
Juliusz Woźny, rzecznik prasowy Ośrodka Pamięć i Przyszłość, przyznaje, że niektóre z kawałów, które opowiada na okrągło, też "ściąga z sieci". - Ale bardziej inspiruje mnie literatura, a jeszcze bardziej życiowe sytuacje. Sam wymyśliłem kilka kawałów, które weszły do obiegu towarzyskiego - chwali się Woźny. - Już w podstawówce sypałem kawałami z rękawa, a na studenckich imprezach czasem pojawiał się konkurent, z którym prowadziłem wielogodzinne walki o rozbawienie słuchaczy - dodaje Juliusz, którego wielu dowcipów nie można przytoczyć w gazecie. No i rzuca łagodnie: "Wpada mąż do domu, widzi roznegliżowaną żonę i krzyczy: - Pali się! Łap, co popadnie, i uciekamy z domu! - Meble, ratujcie meble! - dobiega męski głos z szafy".

Indianie kpią aż do śmierci
Samo określenie "dowcip" Polacy zaczerpnęli prawdopodobnie - jakżeby inaczej - od Czechów. W XVI wieku. Czeski "duvtip" oznacza "spryt, bystrość umysłu, inteligencję", a "dovti-pitse" to nie dowcipasy, tylko "domyślanie się".
O komizmie, jego źródłach, rodzajach i roli pisali najwięksi polscy badacze kultury, językoznawcy, literaturoznawcy czy etnologowie. Nie zważając na to, że tworzenie "teorii śmiechu" to troszkę jak rozważania "ślepego o kolorach" ("Jak idzie"? - zapytał ślepy kulawego. "Jak widzisz" - usłyszał), pierwszą monografię stworzył Jan Bystroń, a swoją koncepcję śmiechu ogłosił m.in. Tadeusz Boy-Żeleński, jeden z najdowcipniejszych ludzi epoki międzywojennej, polski Bernard Shaw ("który rozróżnił w życiu niewiasty 7 okresów: niemowlę, dziewczynka, dziewczyna, młoda kobieta, młoda kobieta, młoda kobieta i młoda kobieta").
Słynny antropolog Bronisław Malinowski w swoim "Życiu seksualnym dzikich" napisał, że nie ma zmiłuj - jeśli "członek" plemienia zamieszkującego Wyspy Triobrandzkie zdradził swoją kobietę, koledzy ze wspólnoty żartowali i kpili z niego tak długo, że często obiekt drwin popełniał samobójstwo.

Z kolei badacz plemienia Aszanti uczestniczył w specjalnych uroczystościach , w których można było sobie żartować do woli z wodza i kapłana. Po tym, jak sobie na władzy poużywali, łatwiej jest.... nimi rządzić. Bo poddani, jak się pośmieją, to często nie żywią już złych uczuć wobec decydentów. Okazuje się, że rolę śmiechu doceniano już chyba w czasach kamienia łupanego, choć poniższy dowcip chyba nie ma miliona lat: "Spotykają się dwaj jaskiniowcy. - Cześć, australopitek! - Nie jestem australopitek, tylko neandertalczyk! - Gościu! Aleś ty zważniał przez ten milion lat!". Bo człowiek jest "Homo ludens" (łac. "człowiek bawiący się") i wara od tych, którzy śmieją się z koncepcji Johana Huizingi. Z nazwisk śmiać się nie wypada.
Nazwiska to nie blondynki.

Nic dziwnego, że śmiech może być zarówno wentylem bezpieczeństwa (stąd pozwalanie na funkcjonowanie kabaretów żartujących sobie z peerelowskiej władzy, pod okiem cenzury) i ratunkiem przed szarą albo dramatyczną, otaczającą nas rzeczywistością (stąd rozkwit antyreżimowego humoru w stanie wojennym).

Kazimierz Żegulski w książce "Wspólnota śmiechu" stwierdza nawet patetycznie, że w twórczości humorystycznej zawierają się dowody ciągłości historycznej społeczeństwa i narodu. Teraz czasy są lżejsze, więc czas pośmiać się z cechy narodowych (najchętniej sąsiadów). "Na Księżycu ląduje pierwsza amerykańska załogowa ekspedycja. Armstrong wychodzi ze statku, a tu zza kamienia wyskakuje Chińczyk, Rusek i Polak. - Jak to? - Amerykanin ma głupią minę. Chińczyk: - Nas jest dużo, brat podsadził brata i jestem. Rusek: - Nasza agentura spisała się na medal i byliśmy szybsi. - No a ty ? - pyta Polaka. - Daj mi spokój, z wesela wracam...".

Listopad 2012. Artur Andrus jedzie do Wrocławia i czyta "Gazetę Wrocławską". Podczas recitalu śpiewa zabawną balladę ludową opartą na kilku artykułach. - Napisanie takiej piosenki zajmuje mi 20 minut. Staram się dłużej nad tym nie siedzieć, bo wtedy mogę przekombinować i piosenka nie będzie śmieszna - opowiada o metodzie wymyślania żartów popularny satyryk. Dodaje, że podobnie pracowali, obserwując świat dookoła, najwięksi: Marian Hemar, Jan Kaczmarek, Wojciech Młynarski.

Instynkt kawalarza
- Ale choć mistrz Andrzej Waligórski rozśmieszał wszystkich do łez twórczością, to kładł każdy zasłyszany kawał - wspomina Szelc. I ujawnia, jak "życie wymyśla kawały". - Zachowania polityków, sytuacje rodzinne, przepisy prawa, służba zdrowia. Jest wokół nas wielu inteligentnych ludzi, którzy mają zwierzęcy instynkt, by z pozornie mało zabawnych sytuacji stworzyć coś dowcipnego. To jest pewien dar, rutyna - mówi.

Szelc w trakcie rozmowy zasypuje mnie dowcipami. Na przykład o poruczniku Rżewskim, z których zaśmiewają się Rosjanie, niczym my z sołtysa Wąchocka. Na balu Rżewski podchodzi do Nataszy. "Opowiem pani taki dowcip, że ze śmiechu odpadną pani cycki". Rostowa zaczerwieniła się i ją zatkało. Porucznik zerknął na nią raz, drugi... "Hmm... Widzę, że ten dowcip już pani opowiadałem".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska