Idę sobie spacerkiem z zacnym wrocławskim humanistą z mostu Pomorskiego w stronę skrzyżowania z Dubois, dochodzimy do odnowionej niedawno stylizowanej plomby, mój towarzysz pokazuje ręką na obsikane sprayem świeżo odmalowane tynki:
- Nie drażni cię to?
- Zobojętniałem - mówię zgodnie z prawdą - nikogo to nie obchodzi. Za jakiś czas odmalują to za nasze pieniądze.
- Mnie to strasznie drażni, z wściekłości dostaję gęsiej skórki.
- Masz na to sposób?
- Mam - prawie krzyczy humanista i widzę, że w kącikach ust zbiera mu się piana. - Jak bym złapał takiego debila ze sprayem w łapie, to na początek obciąłbym mu dwa palce. Mały i kciuk u prawej ręki, żeby nigdy nie mógł wziąć puszki z farbą...
Wstyd powiedzieć, gdyby nie poprawność polityczna, to podpisałbym się pod tą karą dwoma zewnętrznymi palcami. Małym i kciukiem. Niestety, taka kara, choć pewnie skuteczna, nigdy nie zyska aprobaty, choć przecież jest znacznie łagodniejsza od kary śmierci, od której wszyscy się wymawiają, uważając, że zasady "oko za oko" i "ząb za ząb" są barbarzyńskie.
A bezmyślne szpecenie murów to nie barbarzyństwo? Nikogo to nie obchodzi, jak mnie.
Na skrzyżowaniu ze świeżo wymalowanymi pasami ledwo uskoczyliśmy spod kół wielkiej "beemwicy" z jakimś łysym mięśniakiem w środku.
- To mamy w prezencie drugie życie - zażartowałem.
- Ja bym zrobił wszystko, żeby się dowiedzieć, gdzie ten potencjalny morderca mieszka - zaczął tajemniczo mój humanista. Musiałem udać zaciekawienie dla podtrzymania dialogu.
- Dlaczego?
- Pożyczyłbym ciężki walec i czekałbym, aż wysiądzie z samochodu, wtedy rozwałkowałbym mu ten pojazd na cieniutką blaszkę. A na niej starannie wykaligrafował: "Piesi na pasach zawsze mają pierwszeństwo".
Powiedzcie Państwo sami - trudno się z tym nie zgodzić.
Kiedy odprowadziłem mojego humanistę pod jego dom, zaproponował:
- Może wstąpisz na lampkę wina?
- Pod warunkiem, że obejrzymy mecz...
- Ale ja nie mam telewizora - wydukał nieśmiało.
- Dlaczego?
- Wyrzuciłem go przez okno parę lat temu. Nie mogłem wytrzymać tych ryczących ponad miarę reklam.
- Nie szkodzi - próbowałem go pocieszyć. - Możemy kontrolować wynik meczu w internecie.
- Internetu też już nie mam, to ten sam problem. Chamskie reklamy, które wciskają się co parę sekund. Najgorsze było, że takiej reklamy nie mogłem wyłączyć, bo krzyżyk gdzieś uciekał i dostawałem szału. Brałem prochy na uspokojenie.
Zanim wybierzecie się na spacer z humanistą, zażądajcie od niego książeczki zdrowia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?