MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk 1945 - upadek niemieckiej prowincji

Hanna Wieczorek
Doktor Tomasz Głowiński
Doktor Tomasz Głowiński Tomasz Hołod
Do księgarń trafiła "Walka o Śląsk" niemieckiego generała, jednego z dowódców Festung Breslau, Hansa von Ahlfena. Czy książka pruskiego generała jest wiarygodna? Dlaczego powinniśmy ją przeczytać? Co starał się udowodnić von Ahlfen? Na te pytania odpowiada historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego, doktor Tomasz Głowiński, który książkę zredagował i opatrzył wstępem.

Wydawnictwo Dolnośląskie wydało właśnie "Walkę o Śląsk" Hansa von Ahlfena pod Pańską redakcją i z Pańską przedmową. Pana przedmowa do poprzedniej książki von Ahlfena, napisanej wspólnie z generałem Niehoffem, "Festung Breslau w ogniu", wywołała burzę. Nie boi się Pan następnej?

Mam cichą nadzieję, że przynajmniej wywoła jakąś reakcję. Komentarze oznaczają, że praca jest istotna. To, co nie wywołuje odzewu, często przechodzi bez zauważenia.

Jest Pan taki odważny? Znowu usłyszy Pan oskarżenia o regermanizację Wrocławia.

Mówiąc już zupełnie poważnie, tematyka II wojny światowej na Śląsku jest mi zawodowo bliska, a konsekwencją tego zainteresowania jest moja redakcja i przedmowa do książki generała von Ahlfena. Uważam, że tylko ktoś powodowany uprzedzeniami i ideologicznymi uwarunkowaniami będzie uważał tę publikację za element regermanizacji Wrocławia.

Czym "Festung Breslau w ogniu" różni się od "Walki o Śląsk"?

Pierwsza, poświęcona oblężeniu Wrocławia, miała w dużej mierze charakter źródła historycznego, relacji sprawców i uczestników tych wydarzeń - ostatnich komendantów Festung Breslau. Najnowsza publikacja jest próbą monograficznego ujęcia walk o Śląsk od stycznia do maja 1945.

We wstępie zauważa Pan, że generał von Ahlfen postrzega walki o Śląsk jako odrębną kampanię, czego nie robią np. historycy rosyjscy. Dlaczego jest to takie istotne?

Ponieważ jest to książka z tezą, podobnie jak wiele innych historycznych publikacji. W "Walce o Śląsk" teza jest czytelna i można ją rozpatrywać na kilku różnych poziomach. Na przykład na płaszczyźnie militarnej. Wyodrębnienie przez autora walk o Śląsk jest nie do końca zasadne. Widać to nawet w pracy samego von Ahlfena. Niezasadne, ponieważ był to element dramatycznego odwrotu armii niemieckiej - mówiąc kolokwialnie - z Rosjanami na karku. Odwrotu zapoczątkowanego przełamaniem przez Sowietów linii Wisły, z późniejszą próbą ustabilizowania niemieckiego frontu na Odrze i w oparciu o Pogórze Sudeckie. Dlatego nie do końca te walki można wyodrębnić pod względem militarnym.
Za to na płaszczyźnie politycznej teza ta jest jak najbardziej zasadna. Z niemieckiego punktu widzenia Śląsk jest przecież utraconą wschodnią prowincją i von Ahlfen próbuje pokazać, jak ją utracono. Kontekst polityczny książki jest zresztą znacznie szerszy. Pierwsze jej wydanie ukazało się w 1963 roku, w czasie, kiedy żywo toczyła się w Niemczech, niezamknięta do dzisiaj, dyskusja o sens walki w końcówce wojny. Niemcy kłócili się o to, czy z punktu widzenia honoru i postawy niemieckiego żołnierza zasadne było wypełnianie zbrodniczych rozkazów Hitlera do końca. Czy może było naganne? Czy niemieccy dowódcy powinni sprzeciwić się tym rozkazom, zmniejszyć straty wojenne, ograniczyć się do biernego oporu, kapitulacji i tym samym przyspieszyć koniec II wojny światowej.
Jakie stanowisko zajmuje von Ahlfen?

Ma on poglądy charakterystyczne dla całej niemieckiej generalicji. Można by je najprościej przedstawić tak: Hitler był zły, my byliśmy tylko wykonawcami rozkazów. Jednak autor "Walki o Śląsk" przedstawia nie tylko ten jeden pogląd. Udowadnia też, że opór armii niemieckiej na Wschodzie miał sens, ponieważ osłaniała ona odwrót ludności cywilnej, którą czekał niechybnie zgubny los po na-dejściu Sowietów. To czyni z żołnierzy niemieckich nie tylko obrońców ojczyzny, ale też obrońców bezbronnych cywilów przed barbarzyńcami. To trochę inny obraz armii III Rzeszy od tego, który jest znany. Obraz nieprawdziwy, zwłaszcza w kontekście tego, co żołnierze ci wyrabiali na okupowanych ziemiach wschodnich. Większość Niemców wiedziała lub domyślała się, co działo się na Wschodzie. Zresztą nie tylko na Wschodzie, ale zwłaszcza tam.

Spodziewali się zemsty?

Tak. Propaganda goebbelsowska wykorzystywała rewanżyzm głoszony przez Sowietów. Oficjalne media z Moskwy nawoływały do krwawego odwetu. Najlepszym przykładem są tutaj publikacje Ilii Erenburga, który wręcz wzywał, żeby Niemców fizycznie wyeliminować. Na dodatek armia niemiecka jesienią 1944 r. odbiła w Prusach Wschodnich Nemmers-dorf, miejscowość zajętą przez Rosjan. Tam się rzeczywiście działy straszne rzeczy, co nagłośniono propagandowo. Tak więc Niemcy uciekali, ponieważ wiedzieli, co ich czeka. Zresztą rozkazy ewakuacyjne nie pozostawiały im innej możliwości.

Von Ahlfen zapomina o zimowej ewakuacji cywilów z Festung Breslau?

Ahlfen zapomina o wielu rzeczach, tak jak to bywa w publikacjach "zaangażowanych". Przedstawia pewien obraz i nie uwzględnia tego, co do niego nie pasuje. Jako fachowiec, oficer, analizuje przebieg walk na Śląsku. I to czyni sprawnie. Ale też moralizuje i pozwala sobie na wywody polityczne czy historyczne. I tu wartość jego pracy wyraźnie słabnie.

Czy książka von Ahlfena ma wartość historyczną?

To, że pomija różne rzeczy, nie znaczy, że pisze nieprawdę. Wykorzystuje np. w swej argumentacji fakt, iż Sowieci postępowali z ludnością cywilną w sposób nielicujący z jakimikolwiek normami. A więc armia niemiecka walcząca na Wschodzie rzeczywiście osłaniała odwrót cywilów. Inna sprawa, że to przecież nie zmazywało zbrodni niemieckich w II wojnie światowej. I choć dla Niemców byli obrońcami, to pozostaje pytanie, czy Wehrmacht walczył zażarcie do końca z tego powodu, czy też jego żołnierze sami bali się dostać w ręce Sowietów? Większość żołnierzy niemieckich próbowała "rzutem na taśmę" poddać się Anglosasom. Wielokrotnie zdarzało się, że Anglosasi oddawali później w ręce Sowietów żołnierzy Wehrmachtu, którzy się przebili ze Wschodu.
Czytając "Walkę o Śląsk" musimy oddzielić uzasadnienie od tezy?

Dobrze byłoby, tak jak w przypadku wielu tematów wrocławskich i śląskich, zdać sobie sprawę, że w nauce prawda objawiona nie istnieje. Rekonstruując obraz przeszłości ,trzeba go składać z wielu elementów. I książka von Ahlfena przedstawia jakąś część prawdy o walkach na Śląsku w 1945 roku. Pokazuje, jak można patrzeć na ten fragment historii z niemieckiego punktu widzenia. Jak patrzyli nań po wojnie niemieccy oficerowie i uczestnicy wydarzeń. Zresztą i w tym względzie to też świadectwo powojennej walki o niemiecką historię. Książka ukazała się nieprzypadkowo w 1963 r., w czasie, kiedy z więzienia wyszedł feld-marszałek Ferdynand Schörner - ostatni dowódca Grupy Armii "Środek" - napiętnowany w niemieckich środowiskach oficerskich jako szczególnie zaciekły nazista. Ta publikacja była więc też jednym ze sposobów na obciążenie go winą za klęskę i nieludzki często wymiar walk na froncie wschodnim. Dowodziła, że oficerowie niemieccy byli w porządku. Zły był tylko Hitler ze swoimi sługusami, takimi jak Schörner.

Schörner faktycznie był takim zapiekłym nazistą?

Sprawa była prozaiczna, zresztą wyjaśniam to we wstępie do książki von Ahlfena. Schör-ner w końcowej fazie wojny rozkazał rozstrzeliwać żołnierzy i oficerów zatrzymanych poza linią frontu bez pisemnych rozkazów. Dla niemieckiego środowiska oficerskiego nie do przyjęcia było, że kazał rozstrzeliwać oficerów. A do tego w momencie kapitulacji porzucił żołnierzy, wsiadł do samolotu i wylądował u Anglosasów. Stąd z punktu widzenia oficerów niemieckich feldmarszałek był człowiekiem niehonorowym, niegodnym szacunku. Tego, że brutalnie prowadził wojnę do końca, akurat mu nie wytykano...

Jest więc "Walka o Śląsk" świadectwem powojennej wewnątrzniemieckiej walki o obraz przeszłości?

Oczywiście. Wtedy właśnie zaczyna się w Niemczech kształtować pogląd, że wszystko, co złego zdarzyło się w czasie II wojny światowej, to sprawka nazistów. W takim ujęciu Niemcy jako naród stali się jedną z ofiar wojny. To kusząca teza, pozwalająca na oczyszczenie sumienia narodu, tyle że zupełnie nie-obecna w świadomości i doświadczeniach większości narodów Europy, dla których byli najeźdźcami i okupantami.

Co więc chciał pokazać nam von Ahlfen w swojej książce?

Przede wszystkim historię obrony i upadku wschodniej niemieckiej prowincji - Śląska. Krainy w jego relacji bogatej, zamieszkałej przez pracowity i twardy lud, którego egzystencji zagroziły bolszewickie hordy. Pokazał też rozbitą armię niemiecką zmagającą się do końca z przeważającym wrogiem. Walczącą z jakże szczytną misją - obrony ludności cywilnej uciekającej z "niemieckiego Wschodu". Książkę poprzedza rozdział pozornie luźno związany z resztą, a zatytułowany "Spacer przez historię Śląska". Pozostawiając ten fragment, wydawca polski chciał pokazać, jak posługując się pewnymi konkretami, można udowadniać z gruntu fałszywe tezy. Bo przecież Śląsk nigdy nie był, jak u von Ahlfena, "zawsze" niemiecki. Więcej, Śląsk, nawet będąc niemiecką prowincją, nigdy nie był tylko niemiecki. Była to kraina, gdzie stykały się różne kultury, zamieszkiwali ją Polacy, Czesi, Niemcy i Żydzi. Nawet w najbardziej zakłamanych, nazistowskich statystykach widać, że spora część mieszkańców Dolnego i Górnego Śląska w III Rzeszy była ludnością słowiańską. Dla von Ahlfena Śląsk jest rajem utraconym, a Ślązacy wzorami niemieckości. Zapomina on, że inni Niemcy nazywali przeciętnego Ślązaka "Kacmarek", co określało jego słowiańskie korzenie, słabą znajomość niemieckiego i zacofanie. Von Ahlfen był Prusakiem z Berlina, ale pisząc tę książkę, postawił się w roli patrioty śląskiego. Nie widział peryferyjności Śląska w Niemczech i idealizował jego obraz dla podkreślenia straty, jaką była utrata tej prowincji. Wielu Niemców emocjonalnie patrzy tak na to do dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska