Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nielegalna konkurencja na dworcu PKS we Wrocławiu bezkarna

Michał Chęciński
Tomasz Hołod
Już około 6 lat trwa walka dzierżoniowskiego PKS-u z nielegalnymi przewoźnikami, którzy bezpośrednio z peronów na dworcu autobusowym we Wrocławiu podbierają mu klientów.

Tak zwanych "busiarzy" jest czterech. Upodobali sobie kurs Wrocław-Dzierżoniów. Jest on bardzo popularny i zdarza się, że autobusy PKS-u są przepełnione. "Busiarze" nie podkradają pasażerów przy okazji każdego kursu, ale wybierają te najbardziej oblegane. Dogadali się między sobą, więc jeśli jest duży ruch i jeden nie może zabrać wszystkich chętnych, to dzwoni po drugiego kierowcę. Ponadto dzielą się oni kursami, tak by się nie dublować. Kursują codziennie.

Dariusz Cykowski, menadżer do spraw kierowców PKS-u Dzierżoniów, opowiada, że na początku "piraccy" przewoźnicy jeździli samochodami osobowymi, ale szybko się wzbogacili i kupili dziewięcioosobowe busy. Kierowcy jeżdżą bez zezwoleń i licencji. W pierwszych latach działalności "busiarze" byli bardzo ostrożni. Nie brali pieniędzy do ręki, ludzie zostawiali je na siedzeniach. Z początku nawet chcieli, by pasażerowie płacili tylko monetami, żeby nie przyjąć znaczonych banknotów. Nie wystawiają żadnych paragonów, więc jest to dla nich czysty zysk.

Jednak to, co dla nich jest czystym zyskiem, jest wielką stratą dla legalnych przewoźników. Cykowski mówi, że na trasie Wrocław-Dzierżoniów, każdego dnia nielegalni przewoźnicy wykonują w sumie czternaście kursów. Miesięcznie PKS Dzierżoniów traci około 45 tys. zł.

- Sprawa była zgłaszana wszelkim możliwym służbom - mówi Cykowski. Do prokuratury trafiła w 2010. Wobec wszystkich czterech kierowców zostało wszczęte postępowanie, ale zostało ono umorzone. Co do innych służb, to policjanci z wydziału przestępstw gospodarczych uważają, że nie ma takiego przepisu prawnego, który pozwoliłby im walczyć z nielegalnym procederem, z kolei urząd skarbowy nie zajmuje się przypadkami, których nie ma w ewidencji.

Za ściganie kierowców odpowiedzialna jest zatem Inspekcja Transportu Drogowego (ITD). Ich kontrola zakończyła się na kilku mandatach w wysokości od 8 do 15 tysięcy złotych. Jednak nie odstraszyły one kierowców. - Trudno się dziwić, nawet kilkunastotysięczną karę "busiarze" mogą sobie odrobić w dwa tygodnie - komentuje Cykowski.

Ryszard Żarski, kierownik dworca PKS Wrocław uważa, że działalność "pirackich" przewoźników mocno przyczyniła się do upadku PKS-u Dzierżoniów. - Ktoś u góry dał plamę, więc dopóki nie zmienią się przepisy prawne, nie sądzę, żebyśmy sobie poradzili z nielegalnymi przewozami. Działalność policji trudno nawet komentować. Dzwonimy regularnie na posterunek Wrocław - Krzyki, ale już nawet nie liczymy na reakcję z ich strony. Zawsze mówią, że nie mają transportu, a jeśli mają, to i tak nie ma sensu go wysyłać, bo przyjedzie on po godzinie i już będzie za późno, żeby coś zrobić - mówi Żarski.

Jeden z kierowców PKS-u Dzierżoniów również krytykuje działania ITD. - Dwa miesiące temu ściągnęli oni do kontroli nasze samochody. Obok akurat przejeżdżały "pirackie" busy. Powiedziałem o tym inspektorowi, ale ten nie był zainteresowany podjęciem jakichkolwiek działań - mówi.

Kierowcy PKS-u na własną rękę starają się walczyć z nielegalnym procederem, są jednak bezsilni. - Kiedy próbujemy coś zrobić "piraci" grożą nam pobiciem - mówi jeden z kierowców, który w obawie o swoje bezpieczeństwo woli zachować anonimowość. - Do innego z naszych kierowców jeden z nich powiedział, że "ma ładną córkę", z wiadomą intencją. W kilku przypadkach na dworcu we Wrocławiu interweniowała ochrona dworcowa, której nasi kierowcy zgłaszali groźby. Bywa niebezpiecznie, mojemu koledze z PKS-u poprzecinali opony w jego prywatnym samochodzie - dodaje kierowca.

Zmagania z "pirackimi" przewoźnikami przypominają walkę z wiatrakami, a chętnych do nielegalnych przejazdów nie brakuje. Ich popularność dziwi tym bardziej, że w zasadzie nie są one konkurencyjne. Bilety są praktycznie w tej samej cenie. Za "ulgowy" przejazd trzeba zapłacić nawet dwa złote więcej, kierowcy bowiem niechętnie oferują zniżki studenckie. Podróż też do spokojnych raczej nie należy. "Piraci" nie przejmują się ograniczeniami prędkości. Dlaczego w takim razie w ogóle pasażerowie decydują się na nielegalny przejazd? Część osób chce uniknąć tłoku w autobusie, innym zależy, by kilka minut wcześniej dojechać na miejsce.

Jeżeli decydujemy się na podróż z "pirackim" kierowcą, to nie możemy być pewni, że auto ma wykupione chociaż ubezpieczenie OC. - Jeden z kierowców nie ma nawet odpowiedniego prawa jazdy do prowadzenia busa. W PKS-ie w razie wypadku możemy domagać się odszkodowania na podstawie biletu, który jest dowodem zawarcia umowy. W przypadku busa pasażerowie nie otrzymują żadnego dowodu transakcji - twierdzi Dariusz Cykowski.

Marne to pocieszenie, ale tak zwani "busiarze" nie są bolączką tylko dolnośląskiej komunikacji publicznej. - Im dalej na wschód, tym ten problem jest poważniejszy - mówi Aleksander Kierecki, redaktor naczelny serwisu Infobus.pl. Kierowcy to typowi cwaniacy, stosują różne tricki, na przykład ITD zatrzymuje bus do kontroli i wszyscy pasażerowie nagle okazują się rodziną właściciela pojazdu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska