MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niech grają fontanny

Jacek Antczak
Dr Robert Losiak
Dr Robert Losiak Paweł Relikowski
Rozmowa z dr. Robertem Losiakiem, kulturoznawcą, twórcą Pracowni Badań Pejzażu Dźwiękowego.

Panie doktorze, co słychać we Wrocławiu?

Właśnie zaczęliśmy to badać.

Jak to?

Przy Instytucie Kulturoznawstwa powstała Pracownia Badań Pejzażu Dźwiękowego. To projekt interdyscyplinarny, wezmą w nim udział kulturoznawcy, muzykolodzy, etnolodzy, geografowie... Będziemy też współpracować z akustykami z Politechniki Wrocławskiej, liczymy również na artystów. Zainteresowany udziałem w projekcie jest np. Maciej Bączyk, znany muzyk zespołu Robotobibok i autor "Niewidzialnej mapy Wrocławia", przewodnika po mieście dla niewidomych.

Będziecie mierzyć poziom miejskiego hałasu?

Akurat z takimi pomiarami to ma niewiele wspólnego. Będziemy badali audiosferę Wrocławia, czyli zajmiemy się wszystkimi dźwiękami, które nas otaczają na co dzień. W Polsce to projekt nowatorski, ale pojęcie "pejzażu dźwiękowego" na świecie pojawiło się w latach 60. Badania nad akustycznym otoczeniem współczesnego człowieka i uwrażliwianiem ludzi na jego bogactwo zapoczątkował kanadyjski kompozytor Murray Schafer.

Jakie bogactwo? We Wrocławiu słychać tylko samochody i tramwaje.

Trzeba się wsłuchać, panie redaktorze, i "otworzyć szeroko uszy". W centrum Wrocławia słychać muzykę docierającą z pubów, grajków ulicznych, dźwięki telefonów komórkowych, szum deszczu i wody z fontann, hejnał Wrocławia...

...no tak, chyba mamy hejnał.

Wrocław ma hejnał, podobnie jak Wratislavia Cantans, tylko są zdecydowanie słabo promowane. Zresztą chcemy przy okazji zbadać wszystkie dolnośląskie hejnały.

W jaki sposób chcecie utrwalać dźwięki miasta?

Stwórzmy we Wrocławiu trasy, ogródki i rzeźby foniczne, takie jak w Nowym Jorku.

Rejestrując, dokumentując i dokładnie opisując to, co się dzieje w audiosferze Wrocławia.

Ale po co? Czy to nie jest sztuka dla sztuki?

Po pierwsze, taką dokumentację warto zachować dla przyszłości. Po drugie, możemy wskazywać na dźwięki, które są interesujące, i takie, które warto wyeliminować. Ideą takich badań jest kształtowanie pejzażu dźwiękowego. Nasze działania mogą być wykorzystane praktycznie - jako świetna promocja miasta.

Jak promować miasto przez jego "brzmienie"?

Weźmy drobny przykład: sygnalizatory na przejściach dla pieszych. One są w każdym mieście inne. Można je uatrakcyjnić i spowodować, że miasto stanie się ciekawsze. Można wykorzystać hejnały, dźwięk dzwonów kościelnych, kurantów, grajków ulicznych, stworzyć rzeźby foniczne, grające pomniki. Ba, dźwiękowe szlaki spacerowe...
To jakaś futurologia. Co to są rzeźby i szlaki foniczne?

Ależ to już świetnie funkcjonuje w wielu miastach świata. Taką rzeźbą są choćby słynne organy wodne w chorwackim Zadarze. W Nowym Jorku w centrum metropolii są ogródki foniczne - małe przestrzenie otoczone kaskadami wody, w których ludzie siedzą, piją kawę i w ogóle nie słyszą ruchu ulicznego. Z kolei w Londynie można odbywać spacery foniczne. Na trasie są słupki z opisami "Teraz stoisz w tym miejscu, spójrz w prawo, posłuchaj, co się dzieje z tamtej strony, tu powinieneś to słyszeć, a tam co innego". Gdyby władze miasta były zainteresowane, naukowcy mogliby się podjąć opracowania takiego dźwiękowego przewodnika po Wrocławiu. Mielibyśmy coś, czego nie ma jeszcze nikt w Polsce.

Już mamy. Nasza fontanna przy pergoli gra Jeana-Michela Jarre'a.

To element audiosfery Wrocławia, choć mało oryginalny. Już lepszym przykładem rzeźby jest fontanna w Rynku, bo wprowadza istotny element dźwiękowy, szum wody. W ogóle fontanny i różnego rodzaju cieki wodne mają sens foniczny.

Akcja "muzyka klasyczna w tramwajach", którą próbowało wprowadzić MPK, nam się nie udała?

O takie pomysły właśnie chodzi. Nie udało się, ale zrobił się z tego wielki ferment i dyskusja o czymś niezwykłym, co pojawiło się nagle w pejzażu dźwiękowym Wrocławia. Pamiętam też happening dźwiękowy wrocławskiej artystki Karoliny Freino w Dzielnicy Czterech Świątyń. Ludzie zwiedzali te okolice, na ulicy dzwonił telefon, kto go podniósł, słyszał wybuchy wojenne i za pomocą dźwięku "słyszał" historię Wrocławia i opowieść o dramatycznych losach Żydów z tej dzielnicy.

Mamy Rok Chopina, a w mieście - poza filharmonią - go nie słychać.

Były próby robienia koncertów plenerowych w parku Południowym, który miał się stać wrocławskimi Łazienkami. Ale rzeczywiście w PRL-u częściej można było posłuchać Chopina w przestrzeni publicznej. W zbiorze tekstów o Chopinie w kulturze pisałem o tym, jak go słuchać "w fonosferze codziennej". O tym, że w dzieciństwie muzyka Chopina towarzyszyła mi podczas zabaw na podwórku przed kamienicą na Krzykach.

Na podwórku?

Tak, bo z okien słychać było dziennik, a wtedy wszelkie wiadomości, nawet polityczne, ilustrowano muzyką Chopina. Jego kompozycje były też obecne w szkołach, w czasie świąt, no i wiadomo - Marsz żałobny - w czasie pogrzebów. Teraz czasem słyszę ten marsz - w aspekcie żartobliwym - w dzwonkach komórek.

Dźwięki komórki też zarejestrujecie w trakcie badań?

Tak, będziemy opisywać, co słychać na wrocławskich ulicach, w pubach, kawiarniach, galeriach handlowych czy w parkach - w dzień i w nocy, zimą i latem. Przydałaby się też strona internetowa gromadząca dźwięki miasta. Może ktoś ją zrobi. Jeśli ktoś z mieszkańców ma już zarejestrowane ciekawe dźwięki Wrocławia, które przydałyby się nam w badaniach, to zapraszamy do instytutu kulturoznawstwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska