Panie doktorze, co słychać we Wrocławiu?
Właśnie zaczęliśmy to badać.
Jak to?
Przy Instytucie Kulturoznawstwa powstała Pracownia Badań Pejzażu Dźwiękowego. To projekt interdyscyplinarny, wezmą w nim udział kulturoznawcy, muzykolodzy, etnolodzy, geografowie... Będziemy też współpracować z akustykami z Politechniki Wrocławskiej, liczymy również na artystów. Zainteresowany udziałem w projekcie jest np. Maciej Bączyk, znany muzyk zespołu Robotobibok i autor "Niewidzialnej mapy Wrocławia", przewodnika po mieście dla niewidomych.
Będziecie mierzyć poziom miejskiego hałasu?
Akurat z takimi pomiarami to ma niewiele wspólnego. Będziemy badali audiosferę Wrocławia, czyli zajmiemy się wszystkimi dźwiękami, które nas otaczają na co dzień. W Polsce to projekt nowatorski, ale pojęcie "pejzażu dźwiękowego" na świecie pojawiło się w latach 60. Badania nad akustycznym otoczeniem współczesnego człowieka i uwrażliwianiem ludzi na jego bogactwo zapoczątkował kanadyjski kompozytor Murray Schafer.
Jakie bogactwo? We Wrocławiu słychać tylko samochody i tramwaje.
Trzeba się wsłuchać, panie redaktorze, i "otworzyć szeroko uszy". W centrum Wrocławia słychać muzykę docierającą z pubów, grajków ulicznych, dźwięki telefonów komórkowych, szum deszczu i wody z fontann, hejnał Wrocławia...
...no tak, chyba mamy hejnał.
Wrocław ma hejnał, podobnie jak Wratislavia Cantans, tylko są zdecydowanie słabo promowane. Zresztą chcemy przy okazji zbadać wszystkie dolnośląskie hejnały.
W jaki sposób chcecie utrwalać dźwięki miasta?
Stwórzmy we Wrocławiu trasy, ogródki i rzeźby foniczne, takie jak w Nowym Jorku.
Rejestrując, dokumentując i dokładnie opisując to, co się dzieje w audiosferze Wrocławia.
Ale po co? Czy to nie jest sztuka dla sztuki?
Po pierwsze, taką dokumentację warto zachować dla przyszłości. Po drugie, możemy wskazywać na dźwięki, które są interesujące, i takie, które warto wyeliminować. Ideą takich badań jest kształtowanie pejzażu dźwiękowego. Nasze działania mogą być wykorzystane praktycznie - jako świetna promocja miasta.
Jak promować miasto przez jego "brzmienie"?
Weźmy drobny przykład: sygnalizatory na przejściach dla pieszych. One są w każdym mieście inne. Można je uatrakcyjnić i spowodować, że miasto stanie się ciekawsze. Można wykorzystać hejnały, dźwięk dzwonów kościelnych, kurantów, grajków ulicznych, stworzyć rzeźby foniczne, grające pomniki. Ba, dźwiękowe szlaki spacerowe...
To jakaś futurologia. Co to są rzeźby i szlaki foniczne?
Ależ to już świetnie funkcjonuje w wielu miastach świata. Taką rzeźbą są choćby słynne organy wodne w chorwackim Zadarze. W Nowym Jorku w centrum metropolii są ogródki foniczne - małe przestrzenie otoczone kaskadami wody, w których ludzie siedzą, piją kawę i w ogóle nie słyszą ruchu ulicznego. Z kolei w Londynie można odbywać spacery foniczne. Na trasie są słupki z opisami "Teraz stoisz w tym miejscu, spójrz w prawo, posłuchaj, co się dzieje z tamtej strony, tu powinieneś to słyszeć, a tam co innego". Gdyby władze miasta były zainteresowane, naukowcy mogliby się podjąć opracowania takiego dźwiękowego przewodnika po Wrocławiu. Mielibyśmy coś, czego nie ma jeszcze nikt w Polsce.
Już mamy. Nasza fontanna przy pergoli gra Jeana-Michela Jarre'a.
To element audiosfery Wrocławia, choć mało oryginalny. Już lepszym przykładem rzeźby jest fontanna w Rynku, bo wprowadza istotny element dźwiękowy, szum wody. W ogóle fontanny i różnego rodzaju cieki wodne mają sens foniczny.
Akcja "muzyka klasyczna w tramwajach", którą próbowało wprowadzić MPK, nam się nie udała?
O takie pomysły właśnie chodzi. Nie udało się, ale zrobił się z tego wielki ferment i dyskusja o czymś niezwykłym, co pojawiło się nagle w pejzażu dźwiękowym Wrocławia. Pamiętam też happening dźwiękowy wrocławskiej artystki Karoliny Freino w Dzielnicy Czterech Świątyń. Ludzie zwiedzali te okolice, na ulicy dzwonił telefon, kto go podniósł, słyszał wybuchy wojenne i za pomocą dźwięku "słyszał" historię Wrocławia i opowieść o dramatycznych losach Żydów z tej dzielnicy.
Mamy Rok Chopina, a w mieście - poza filharmonią - go nie słychać.
Były próby robienia koncertów plenerowych w parku Południowym, który miał się stać wrocławskimi Łazienkami. Ale rzeczywiście w PRL-u częściej można było posłuchać Chopina w przestrzeni publicznej. W zbiorze tekstów o Chopinie w kulturze pisałem o tym, jak go słuchać "w fonosferze codziennej". O tym, że w dzieciństwie muzyka Chopina towarzyszyła mi podczas zabaw na podwórku przed kamienicą na Krzykach.
Na podwórku?
Tak, bo z okien słychać było dziennik, a wtedy wszelkie wiadomości, nawet polityczne, ilustrowano muzyką Chopina. Jego kompozycje były też obecne w szkołach, w czasie świąt, no i wiadomo - Marsz żałobny - w czasie pogrzebów. Teraz czasem słyszę ten marsz - w aspekcie żartobliwym - w dzwonkach komórek.
Dźwięki komórki też zarejestrujecie w trakcie badań?
Tak, będziemy opisywać, co słychać na wrocławskich ulicach, w pubach, kawiarniach, galeriach handlowych czy w parkach - w dzień i w nocy, zimą i latem. Przydałaby się też strona internetowa gromadząca dźwięki miasta. Może ktoś ją zrobi. Jeśli ktoś z mieszkańców ma już zarejestrowane ciekawe dźwięki Wrocławia, które przydałyby się nam w badaniach, to zapraszamy do instytutu kulturoznawstwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?