MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gwiazda od Rubika

Małgorzata Matuszewska
Olga Szomanska-Radwan
Olga Szomanska-Radwan Archiwum rodzinne
Rozmowa z Olgą Szomańską-Radwan.

Śpiewa Pani na ścieżce dźwiękowej filmu "Popiełuszko". Jaki to rodzaj muzyki?

Na co dzień śpiewam w chrześcijańskim zespole hiphopowym Full Power Spirit. Chłopcy z zespołu cały czas koncertują, uczestniczą w różnych chrześcijańskich spotkaniach. Zostali poproszeni o napisanie piosenki i wysłanie jej na casting na ścieżkę dźwiękową. Reżyser wybrał nasz numer. Hiphopowy utwór skomponował Marcin Pospieszalski. Miru, Dzyroo i Picia z zespołu napisali do tego teksty. Skrecze nagrał DJ Ike. Śpiewamy razem.
Premiera filmu ma być 20 lutego przyszłego roku. Za chwilę nagramy teledysk do piosenki, która ma też być w serialu przygotowywanym dla telewizji.

Nie obawia się Pani, że hip-hop w filmie o księdzu Popiełuszce może kogoś urazić?

Nie wydaje mi się. To nie jest ostry hip-hop. Bardzo piękny tekst mówi, że czasami gdzieś jesteśmy, nie widać nas, że trzeba walczyć z tym, co jest wokół nas, na świecie. Jeśli sami zrobimy dobrze wokół siebie, zobaczymy ludzi, którym trzeba pomóc, i pomożemy im, to będzie lepiej. Muzyka Marcina Pospieszalskiego jest delikatna, to nie jest stuprocentowy hip-hop spotykany w undergroundzie tego gatunku muzyki. Muzyka jest integralną częścią filmu, który ma dotrzeć także do młodych widzów chcących poznać historię księdza Popiełuszki, zobaczyć, kim był, jak zginął. Połączenie lat 80., scenerii filmu i tego, co mamy dziś do powiedzenia, nikogo nie powinno urazić.

Dawno mieszka Pani w Warszawie?

Prawie 10 lat.

Ciężko było się przebić w warszawskim świecie artystycznym osobie z Wrocławia?

Tak naprawdę wszystko, co się w moim życiu wydarzyło, jest jednym wielkim szczęściem. W odpowiednim momencie i odpowiedniej sytuacji zdarzało się to, co miało się zdarzać. Od projektów, w których brałam udział, przechodziłam do następnych - dzięki przychylności ludzi, którzy widzieli mój zapał i pracę.
Mając 17 lat, stawiałam pierwsze kroki na scenie we Wrocławiu. Bardzo chciałam śpiewać. Jeździłam na konkursy, programy telewizyjne. Większe sprawy zaczęły się od Teatru Roma. Mój kolega Adam Wasiela szedł tam na casting. Szukano aktorów do musicalu "Grease". Adam poprosił mnie o zaśpiewanie piosenki. Sama nie szykowałam się na ten casting, chciałam pomóc Adamowi. Zaśpiewaliśmy najbardziej znaną piosenkę z "Grease" - "You Are the One that I Want".

Poproszono, żebym zaśpiewała jeszcze raz, sama. Nie byłam na to przygotowana. Adam naprędce dał mi podkład do innej piosenki. Z castingu przeszłam do następnego etapu, stało się tak, że dostałam się, a on się nie dostał. Wtedy zaczęła się moja praca w teatrze, zostałam w Warszawie, zaczęłam pracować z różnymi muzykami, poznawać ludzi. Dzięki szczęściu i temu, że chyba jestem pod dobrą gwiazdą urodzona, zaczęło się to jakoś toczyć.
Na początku było mi bardzo ciężko: wyjechałam z rodzinnego Wrocławia, zostawiłam rodziców, przyjaciół. Nie znałam ludzi w Warszawie ani miasta. Potem zaczęłam wdrażać się w nowe życie i tak już zostało.

Pochodzi Pani ze znanej muzycznej rodziny. Ojciec - Włodzimierz Szomański ze Spirituals Singers Band - jest najbardziej wymagającym odbiorcą Pani śpiewu?

Wydaje mi się, że to mama jest! Oboje są przychylni moim poczynaniom artystycznym. Ostatnio śpiewałam w pobliżu rodzinnego domu, rodzice przyjechali i mimo że hip-hop to kompletnie nie jest to, czego na co dzień słuchają i w czym zostali wychowani, byli zachwyceni. Spodobało im się, że potrafię odnaleźć się w takim rodzaju muzyki. Zaprzyjaźnili się z moim zespołem. Kiedy śpiewam różne rzeczy ojca, on chce mi pomóc i pokazać, co mogę zrobić, z drugiej strony - namawiany przez mamę - daje kompletną swobodę, żebym mogła pokombinować po swojemu i dodać coś od siebie. Tato chyba szybciej przyswaja rynkowe nowości, choć przecież oboje są związani z muzyką. Ostatnio, razem z wrocławianinem Rafałem Smoleniem, zostałam zaproszona do wspólnego nagrania płyty "Cafe Fogg". To płyta z piosenkami Fogga, w nowych aranżacjach.

Rodzice zaakceptowali tę stylistykę?

W nagraniach wzięło udział wielu fantastycznych wykonawców: Marysia Sadowska, Michał Rudaś, Novika, Pinnawela. Nam przypadł numer "Jesienne róże". To zupełnie inna rzecz od stylistyki Mieczysława Fogga. Moi rodzice na początku nie bardzo wiedzieli, jak się w tym odnaleźć, było bardzo elektroniczne. Zapytali, po co takie płyty się robi, zmienia coś, co jest doskonałe. Potem przyznali, że to fajny pomysł. Bo nawet jeśli coś nie jest w ich stylu, potrafią to zaakceptować. Są obiektywni.
Nie patrzą przesadnie surowym okiem, ale też nie wylewają na mnie wiader pochwał. Jestem ich córką i cieszą się, widząc mnie na scenie. Ale tak naprawdę córką jestem w domu, kiedy coś razem robimy.
Współpraca z zespołem hiphopowym to zmiana Pani wizerunku. Widzowie telewizyjni są przyzwyczajeni do eterycznej, łagodnej blondynki w czerni.

Mój wizerunek się nie zmienił, bo ja się nie zmieniłam. Zawsze byłam silnie związana z muzyką rozrywkową. Kiedy zaczęłam współpracę z Piotrem Rubikiem, zostałam pokazana jako wokalistka oratoryjna. Nigdy jednak nie oderwałam się od muzyki rozrywkowej, która jest głęboko w moim sercu, choć cały czas śpiewałam także oratoria. Może inaczej widzą mnie ludzie, którzy mnie nie znali jeszcze wcześniej, przed współpracą z Piotrem Rubikiem. Jestem bardzo charakterna. W niektórych projektach, jak hiphopowe, widać mój silny charakter. Scena wymaga określonego wizerunku. Śpiewając o miłości, mając za sobą wielki chór i orkiestrę, nie mogę stać na scenie w dżinsach i koszulce. Na koncertach hiphopowych jest inaczej.

Ciągle śpiewa Pani "Tu es Petrus" czy "Siedem pieśni Marii"?

Tak, choć rzadko. Nie ma już "Tu es Petrus" czy "Psałterza wrześniowego" w naszym wykonaniu. Razem występujemy wyjątkowo. Niedawno jednak została wydana płyta "Siedem pieśni Marii" i utwory z tej płyty cały czas gramy na koncertach.

Pani mąż, Jan Radwan, też jest wokalistą. Czemu nie śpiewacie częściej razem?

Śpiewamy tytułową piosenkę do serialu "Pierwsza miłość". Ze dwa, trzy razy śpiewaliśmy w duecie na koncertach. Występowaliśmy w chórze Trzeciej Godziny Dnia, byliśmy też solistami. Nie zapowiadamy współpracy, bo nie mamy takich planów. Idziemy razem przez życie i nie da się tego połączyć z pracą. Jasiek cały czas realizuje swoje własne pomysły. Rzadko udaje nam się współpracować, choć dobrze nam idzie, a nasze głosy do siebie pasują. Ale nie chcielibyśmy na scenę przenosić wspólnego życia. Gdzie indziej jest dom, gdzie indziej praca. Cieszymy się tymi rodzyneczkami, kiedy razem śpiewamy, ale chcemy, żeby pozostały wyjątkowe.

Czy nazwisko ojca pomogło Pani w karierze?

Występowałam we Wrocławiu, nasze nazwisko jest dobrze znane w muzycznym świecie miasta. Zawsze byłam zapowiadana jako córka Włodzimierza Szomańskiego, znanego lidera Spirituals Singers Band. Jako dziewczynka tupałam nogą i prosiłam, żeby tego nie robiono.

Obawiała się Pani czegoś?

Nie chciałam ani forów, ani przykrości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska