MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dostaliśmy lekcję okazywania emocji

Bogumiła Nehrebecka
Łzy oczyszczają, przynoszą ulgę. Nie można wypierać swoich emocji, skrywać ich, tłamsić w sobie...
Łzy oczyszczają, przynoszą ulgę. Nie można wypierać swoich emocji, skrywać ich, tłamsić w sobie... Tomasz Hołod
Wielu z nas odczuwa teraz wzruszenie, smutek, współczucie. Jutro uroczystości pogrzebowe. Znowu zapłaczemy. Ale są wśród nas też i tacy, którzy swoich łez się wstydzą. I tacy, którzy mówią o wybuchu narodowej histerii: płytkiej, okazjonalnej, na pokaz, bo przecież cały świat patrzy. Zastanówmy się więc, co tak naprawdę czujemy

Dlaczego ukrywamy swoje łzy? Jedni to robią, bo wcześniej wyśmiewali i szydzili z osób, które teraz cały naród żegna, i przypuszczają, że w ich wzruszenie nikt już nie uwierzy, a łzy nazwie krokodylimi, nieszczerymi. Inni, w myśl hasła "chłopaki nie płaczą", uważają, że trzeba być twardym bez względu na to, co się wokół dzieje. Pozostali to po prostu ludzie, których nikt nie nauczył płakać ze wzruszenia i skakać do góry z radości. Mówić "kocham" i mówić "tak mi przykro".

- Psychologowie już dawno zauważyli, że smutek to "maska" złości - mówi psychoterapeutka Joanna Dziubińska. - Ma to też swoją drugą stronę: złość może być wynikiem smutku, poczucia bezradności czy długo skrywanego żalu. Dlatego mamy teraz do czynienia zarówno z tymi, którzy płaczą, jak i tymi, którzy albo milczą, albo szydzą. Tych pierwszych po uroczystościach pogrzebowych będzie coraz mniej, a tych drugich coraz więcej - dodaje.

To nie pokaz!
Nie zajmujmy się tymi, którzy stracili kogoś bliskiego w katastrofie, bo trudno nam nawet wyobrazić sobie ogrom ich cierpienia. Nie zajmujmy się też tymi politykami, komentatorami (a także dziennikarzami), którzy faktycznie mają powody, by teraz wstydzić się swoich łez. Ten artykuł jest o tym, co przeżywają zwykli Polacy. Czy ich żal jest szczery?

Wierzę w łzy Polaków, ale jednocześnie wiem, że są to krótkotrwałe emocje, a nie głębsze, przemyślane uczucia

Pani psycholog twierdzi, że jest naturalny. Na szczęście w naszym życiu takich sytuacji, kiedy powinniśmy zapłakać, jest mało. Teraz możemy. Inni też przecież mają mokre oczy.

Łzy oczyszczają, przynoszą ulgę. Nie można wypierać swoich emocji, skrywać ich, tłamsić w sobie, bo takie właśnie zachowanie jest nienaturalne. Takie stwierdzenia to abecadło psychologii.

- To co teraz przeżywamy nie nazywałabym narodową histerią - mówi Joanna Dziubińska. - Wierzę w łzy Polaków, ale jednocześnie wiem, że są to krótkotrwałe emocje, a nie głębsze, przemyślane uczucia, które mają dla człowieka jakieś długofalowe skutki. Emocje mają to do siebie, że działają tak długo jak występuje ich przyczyna, czyli w tym wypadku stan napięcia, żalu, żałoba narodowa. Kiedy emocje mijają wracamy niejako do naszego "stanu naturalnego", czyli również najczęściej do naszych starych postaw, wierzeń czy przyzwyczajeń.

Jaka jest różnica między emocjami a uczuciami? Nie będziemy podawać definicji. Radość i smutek - to emocje. Miłość i nienawiść - uczucia.

-Nie wierzę również w jakąś gruntowną odnowę moralną Polaków - stwierdza psychoteraputka i dodaje: - Ale mam nadzieję, że dla niektórych z nas będzie to jakaś lekcja okazywania emocji.
Czy taka lekcja jest Polakom potrzebna? Przecież mamy słowiańską duszę. Jesteśmy romantykami, jesteśmy sentymentalni, skłonni do właśnie do takich wzruszeń.

Jest potrzebna - mówią specjaliści od naszych dusz. Właśnie teraz, gdy żyje nam się coraz lepiej, gdy odnosimy sukcesy, gdy nasze dzieci mają przed sobą lepszą przyszłość niż my.
- Powoli stajemy się, tak jak w krajach Europy Zachodniej, narodem indywidualistów, mądrych, inteligentnych, ambitnych ludzi dążących do sukcesu - tłumaczy psychoterapeutka. - Ale jednocześnie dla tak niewielu z nich tym sukcesem jest także rozwój swojej osobowości, rodzina, miłość .

Coraz częściej Polacy na pytanie, co słychać, odpowiadają z szerokim, amerykańskim uśmiechem, że "jest okay". I niewiele to "okay" ma wspólnego ze słowiańską duszą.

Trudno zakładać, by w tych wszystkich ludziach, którzy zapalali przed Pałacem Prezydenckim znicze, zrodził się czy pogłębił prawdziwy patriotyzm. To raczej potrzeba zamanifestowania nie tylko swojego stanu, emocjonalnego, ale i potrzeby bycia w grupie, przynależenia do narodu. Ale przecież i ta potrzeba jest naturalna, dobra, właściwa.

Małe dzieci zapalające znicz przed prezydenckim pałacem i te trochę starsze, piszące list do prezydenta... Te dzieci pewnie pytały rodziców, dlaczego mają takie smutne miny. Może niektóre z nich po raz pierwszy widziały w oczach ojca łzy. I dobrze, że je widziały.

Sztafeta miłości
Nie ma złych i dobrych emocji. Wszystkie są dobre. Nawet złość pcha nas do przodu i motywuje do działania, a strach bardzo często ratuje nam życie. Problem polega na tym, że nie potrafimy o tym, co czujemy, mówić ani tego okazywać.

Nieprzytulanie dziecka z powodu wirusów i bakterii jest błędem, nie uczymy przez to go abecadła miłości

Przerażające są te mamy, które nie przytulą kilkumiesięcznej córeczki, by jej nie zarazić jakimś wirusem, i tatusiowie, którzy swoim małym synkom powtarzają absurdalne powiedzenie, że chłopaki nie płaczą. Z takich dzieci wyrastają ludzie, którzy mają problemy z wypowiedzeniem słowa "kocham", z serdecznym klepnięciem w plecy przyjaciela, a także z odreagowaniem stresu i z poproszeniem kogoś o pomoc, gdy przeżywają trudne chwile.

A przecież nowo narodzone dziecko kładzie się na brzuchu mamy, by słyszało bicie jej serca. Tylko wtedy poczuje się bezpieczne. Kilkumiesięczny maluszek doskonale rozpoznaje głos i zapach taty. Potrzebuje jego ramion, prawie tak samo jak dotyku mamy. Nieprzytulanie dziecka z powodu wirusów i bakterii jest błędem, bo z jednej strony nie uodporniamy jego organizmu, a z drugiej, nie uczymy go abecadła miłości.

Ktoś, kogo nie nauczono okazywania uczuć w wieku przedszkolnym, będzie miał kłopoty z nawiązywaniem właściwych kontaktów z ludźmi przez całe życie. Dlatego tak ważne jest, by kilkuletnie dziecko informowało rodziców o swoich uczuciach. By potrafiło powiedzieć: "jestem zła, mamusiu, że nie kupiłaś mi lalki" i zaczęło płakać, a nie kładło się na chodniku przed sklepem i tupało nogami.

Z drugiej strony rodzice nie powinni mówić dziecku: "Jesteś brzydki, bo nie poukładałeś swoich zabawek", bo w ten sposób godzą prosto w kształtujące się dopiero poczucie własnej wartości u dziecka. Lepiej powiedzieć: "jest mi przykro, że nie schowałeś swoich zabawek".
Nasze dziecko nie musi samo wpadać w ramiona każdej cioci i z radością dawać się jej obcałowywać. Jedną ciocię samo chętnie pocałuje, bo ją lubi, a do innej nie podejdzie. Ważne jest to, by potrafiło okazywać uczucia tym, których naprawdę lubi, i szanować wszystkich pozostałych. A nauczy się tego dzięki prostej metodzie, zwanej przez pedagogów modelowaniem, czyli patrząc na swoich rodziców, starsze rodzeństwo, babcię, dziadka. Dlatego nawet nie musimy dokładnie tłumaczyć mu, dlaczego płaczemy. Wystarczy, że tatuś przytuli do siebie mamę, która siedzi teraz przed telewizorem i płacze.

Rozmawiajmy dłużej
W sobotę przed telewizorem siedzieliśmy wszyscy razem: babcia, rodzice, dzieci, siostry, bracia, przyjaciele. Dzwoniliśmy do siebie. Mówiliśmy "nie mogę w to uwierzyć", mówiliśmy "to straszne". Rozmawialiśmy ze sobą. Mówiliśmy o tym, co czujemy. A w te zwykłe dni?

Nie znamy tych, których kochamy, bo albo nie mamy czasu, albo nie potrafimy z nimi rozmawiać. "Jak minął dzień?" - to zdawkowe pytanie aż prosi się o równie lakoniczną odpowiedź: "W porządku".

Patrzeć, mówić, słuchać i myśleć - to instrukcja prawdziwej rozmowy. Obserwujemy osobę, z którą rozmawiamy, bo często mowa ciała (gestykulacja, mimika twarzy itp.) powie nam więcej niż słowa (zwłaszcza o uczuciach, nastroju, emocjach). Mówimy, nie wygłaszamy monologów, a więc jednocześnie słuchamy tego, co ktoś do nas mówi, i analizujemy to, co usłyszeliśmy, modyfikując kolejne swoje wypowiedzi. Niby proste, ale by było konstruktywne, potrzeba czasu, rozwagi, spokoju i okiełznania negatywnych emocji.

W rodzinach wielopokoleniowych często babcia lub dziadek byli rodzinnymi spowiednikami i mediatorami. Niestety, coraz mniej jest takich rodzin

Żyjemy obok siebie. Mijamy się przy stole, bo nie mamy czasu na wspólną kolację. Zamykamy się w swoich pokojach. I nawet trudno nam się spotkać przy telewizorze, bo coraz częściej mamy dwa odbiorniki. A jeżeli już "rozmawiamy", to albo na siebie krzyczymy, albo "prawimy sobie kazanie", albo mówimy tak, by nic nie powiedzieć.

W rodzinach wielopokoleniowych często babcia lub dziadek byli rodzinnymi spowiednikami i mediatorami. Oni mieli czas, by wysłuchać wnuka, potrafili rozładować narastający konflikt i wykorzystując swój autorytet, przerwać niepotrzebne spory. Niestety, coraz mniej jest takich rodzin.
Nie pytaj dlaczego

Nasze babcie pewnie pamiętają, że kiedyś czuwano przy zwłokach kogoś bliskiego w domu. Była cała rodzina, znajomi, przyjaciele i nawet dzieci. Śmierć była bardziej oswojona. Teraz tak nie jest i nie będziemy rozstrzygać, czy to dobrze czy źle. Wiemy jedno - kiedy śmierć przychodzi, zadajemy sobie, innym, Bogu jedno pytanie: "dlaczego?".

To pytanie w tych dniach w Polsce padło pewnie miliony razy. I były próby odpowiedzi: bo lotnisko było wojskowe, pas za krótki, bo to przeklęte miejsce dla naszego narodu...

- A może przestańmy chociaż na te dwa dni, które są przed nami, zadawać sobie to pytanie - radzi Joanna Dziubińska. - Moim pacjentom, którzy przeżywają takie tragedie, często mówię, że nie wszystko musimy rozumieć. Niektóre rzeczy po prostu się dzieją. My powinniśmy je przeżyć, doświadczyć i z tych trudnych emocji spróbować ułożyć coś, co pozwoli nam się wzbogacić, dojrzeć, pójść do przodu.

O co wzbogaci nas to, co teraz przeżywamy? Obyśmy uważniej i życzliwiej patrzyli na innych. Spokojniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska