Praca, trening, rodzina absorbują cały jego dzień. A czasu zostało niewiele. Już w listopadzie w rosyjskim Kaliningradzie stanie w szranki z najlepszymi.
Mówi o sobie - policjant pierwszego kontaktu. Dzielnicowy zawsze jedzie pierwszy do sąsiedzkich sporów, do przypadków przemocy w rodzinie. Jego rejon obejmuje dziewięć wsi, w których waśnie często ciągną się latami.
- Wiele z tych rodzin, do których jedziemy, jest niereformowalnych, jak Kargul z Pawlakiem kłócą się o byle co - przyznaje Pisulski. - Jeden z mieszkańców, na przykład, stale dzwoni, bo sąsiad za głośno rąbie drewno.
Za to panowie codziennie pijący pod wiejskim sklepem już z daleka poznają dzielnicowego. Chowają butelki za siebie i gratulują kolejnych sukcesów. Jego tu wszyscy znają.
Jerzy Pisulski przypadkiem trafił do policji. W połowie lat 90. pracodawcy nie zawsze byli uczciwi. Wykształcony technik-ekonomista miał już dość niewypłacalnego prywaciarza. Uznał, że pewną pracę i pewne zarobki zapewni mu właśnie policja. Najpierw pracował w dziale kryminalnym, a od trzech lat jest dzielnicowym. Pracuje na dwie zmiany, więc przed pracą albo po niej idzie do siłowni, by poćwiczyć przed zbliżającymi się mistrzostwami świata.
- Przyszedłem tu pierwszy raz jako 18-latek we wrześniu 1988 roku - wspomina policjant. - Namówił mnie kolega, który imponował mi swoją sylwetką. Kolega się wykruszył, a ja miałem dość determinacji, by trenować do dziś.
Już po niecałych dwóch latach zdobył tytuł mistrza Polski juniorów w kulturystyce. Rok później brązowy medal. A potem - 14 lat przerwy w zawodowym uprawianiu sportu. Praca, rodzina to sprawiało, że na intensywne ćwiczenia miał mniej czasu. Przychodził na siłownię tylko rekreacyjnie lub by przygotować się do resortowych zawodów służb mundurowych w wyciskaniu sztangi leżąc. W tym sporcie zdobył w 2003 roku mistrzostwo Polski Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, unosząc sztangę o wadze 220 kilo.
Trzy lata później pojawiła kolejna szansa - w kulturystyce wróciła dyscyplina, która była protoplastką tego sportu - kulturystyka klasyczna. W tej dyscyplinie wygrywa nie ten, kto ma największe muskuły, ale ten, kto ma najbardziej harmonijną budowę ciała. Jerzy Pisulski, który mierzy 181 cm wzrostu, mógł startować w kategorii do 86 kilo wagi (obecnie w jego kategorii podniesiono wagę do 89 kilo). Po narodzinach drugiego dziecka - córeczki Kasi - miał więcej czasu na treningi. Rodzina skupiona na wychowywaniu nowego członka rodziny, mniej chciała podróżować.
Miał tylko jeden, poważny problem, by wystartować w zawodach.
- Ważyłem wówczas ponad 111 kilo, a do zawodów miałem cztery miesiące. Musiałem zrzucić 26 kilo - wspomina Pisulski.
Kupił sobie nawet rowerek stacjonarny i trenował na nim dwie godziny dziennie. Strasznie nudne zajęcie, dlatego w czasie pedałowania czytał książki.
Kulturystyka, jak każdy sport, wymaga wielu poświęceń. Sam sobie jest trenerem. Ustala sobie cykl treningowy i dietę. Codziennie musi zjeść kilogram gotowanego mięsa. Unika pieczywa i ziemniaków, za to pochłania kaszę i ryż. I oczywiście odżywki. Posiłki przygotowuje żona, która świetnie gotuje.
Pisulski przyznaje, że musi przed konkursami brać w pracy kilka dni wolnego, bo rygorystyczna dieta tak go wykańcza, że nie mógłby normalnie pracować.
- Najbardziej lubię czas po zawodach - przyznaje policjant. - Po zejściu z podium myślę o jednym - słodycze!
Żona wtedy już czeka z jego ulubionym przysmakiem: sernikiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?