Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po Amsterdamie najlepiej spraceruje się na rowerze

Jerzy Wójcik
W Amsterdamie największe wrażenie robi 75-kilometrowa sieć kanałów
W Amsterdamie największe wrażenie robi 75-kilometrowa sieć kanałów Jerzy Wójcik
W Amsterdamie rowerzysta jest ważniejszy od kierowcy i pieszego, a rozwiązania komunikacyjne szokują ludzi z naszej części Europy. Podobnie zresztą jak motorówka zastępująca tradycyjną taksówkę i pływająca barka zamiast kamienicy. O holenderskiej stolicy pisze Jerzy Wójcik

Jeśli w podróż do Amsterdamu wybierzemy się z Wrocławia z tanimi liniami, wylądujemy w... Eindhoven, mieście znanym w Polsce głównie z drużyny piłkarskiej - PSV i siedziby koncernu Philips. Do stolicy Holandii trzeba dotrzeć lotniskowym autobusem. Zapewniam, że warto. Około stukilometrowy odcinek pokonujemy w nieco ponad godzinę, przekonując się, jak świetnie działa sieć autostrad w tym kraju.

Ja przejeżdżam tę trasę w słoneczne piątkowe popołudnie. To czas, gdy mieszkańcy stolicy uciekają z miasta na weekend. To widać na autostradzie. Na trzypasmowej w każdym kierunku drodze tworzą się potężne korki od strony Amsterdamu. Mój autobus mknie bez problemu w przeciwnym kierunku. Po kilku kilometrach widzę, jak korek po przeciwnej stronie się rozładowuje. Jakim cudem? Stosując ruchome bariery na jezdni i system świateł nad autostradą, obsługa drogi poszerza drogę z Amsterdamu do czterech pasów, a w kierunku stolicy pozostają dwa. Na rogatkach miasta kanałów ruch toczy się już płynnie. Proste i genialne.

We Wrocławiu urzędnicy wspominali, że chcieliby widzieć takie rozwiązanie na drodze dojazdowej do stadionu. I bardzo dobrze, bo sprawdza się właśnie tam, gdzie ruch rozkłada się nierównomiernie (tłum do stadionu przed meczem i korki po jego zakończeniu). Szkoda, że w przeciwieństwie do Holendrów nie możemy z takich ułatwień korzystać na rogatkach miasta. Przecież gołym okiem widać, że w piątkowe popołudnie na al. Karkonoskiej znacznie więcej aut wyjeżdża z miasta niż doń wjeżdża. Sytuacja odwraca się w niedzielę, gdy zaczynają się powroty z weekendów. Holendrzy to widzą i reagują. My właśnie podzieliliśmy Karkonoską betonową barierą, uniemożliwiając takie rozwiązanie.

Zanim dotrzemy do centrum Amsterdamu, na rogatkach warto podpatrzeć kolejne rozwiązanie, które we Wrocławiu pozostaje na razie w sferze marzeń: parkingi P+R. System park and ride (zaparkuj i jedź) to nic innego jak kilka wielkich parkingów zlokalizowanych na rogatkach miasta, przy pętlach komunikacji miejskiej - autobusów i tramwajów.

Ponieważ kierowcy niemieszkający i niepracujący w centrum miasta nie mogą do niego wjechać autem, wybierają pozostawienie wozu w takim miejscu. Koszt to 6 euro na dobę. Sporo? Tylko na pierwszy rzut oka. Dlatego, że w tej cenie otrzymujemy darmowy, całodniowy bilet na komunikację miejską (autobus, tramwaj, metro) w Amsterdamie. Prawo do takiego darmowego biletu ma każdy z pasażerów (maksymalnie 5 osób) zaparkowanego wozu! A to oznacza, że pozostawienie auta na rogatkach jest ekonomicznie bardzo uzasadnione i Holendrzy powszechnie korzystają z tych parkingów. A mają ponad 1000 miejsc w pięciu największych tego typu obiektach.
O podobnym rozwiązaniu wrocławscy urzędnicy wspominali, ale na razie brak jakichkolwiek konkretów. Przypomnijmy, że parking, który ma powstać pod placem Nowy Targ, nie jest elementem takiego rozwiązania. Tutaj chodzi o parkingi na rogatkach miasta, gdzie ludzie mieszkający pod Wrocławiem mogliby się przesiąść z aut na szybką komunikację miejską.

Wreszcie docieramy do centrum Amsterdamu. Na początek największe wrażenie robi 75-kilometrowa sieć kanałów. Od razu chcemy ruszyć na spacer pięknymi nabrzeżami i tu pierwszy szok. Turystę w stolicy Holandii poznamy po tym, że najprawdopodobniej wpadnie pod jeden z pędzących rowerów.

Podczas gdy Wrocław cieszy się każdym kilometrem wybudowanej ścieżki rowerowej, w Amsterdamie nikt nie liczy ich długości (ponoć jest to około 500 km), bo wychodzi się z założenia, że przy każdej większej ulicy musi być trasa rowerowa. Dodatkowo wszędzie tam, gdzie nie można wjechać samochodem (park, nabrzeże, deptak), bez problemu pojedziemy rowerem.

Szacuje się, że w Amsterdamie na ponad 700 tys. mieszkańców przypada około 600 tys. jednośladów. To powoduje, że około 30 proc. ruchu w mieście odbywa się na dwóch kółkach. Te liczby mogą szokować. Do mnie popularność roweru dotarła dopiero wtedy, gdy musiałem stanąć w... kolejce do wypożyczalni rowerów! I to mimo że takich wypożyczalni jest w Amsterdamie co najmniej kilkanaście, a każda oferuje po kilkadziesiąt jednośladów. Jednak większość turystów, widząc samych Holendrów, chce pójść w ich ślady i siada na rower. Wypożyczalnie organizują nawet wycieczki rowerowe po najważniejszych zabytkach miasta. Trzeba się zapisywać kilka dni wcześniej!

Turyści mogą wybrać się w dzień do jedynego w swoim rodzaju muzeum seksu. Oryginalnych muzeów w stolicy Holandii jest więcej. Znajdziemy tu też muzeum haszyszu, ale także muzeum Biblii. Łącznie Amsterdam ma około 100 tego typu miejsc, co powoduje, że potrzebujemy tygodnia i sporo gotówki (wstęp do muzeów od 5 do nawet 25 euro), by zwiedzić wszystkie.

I jeszcze jedna wskazówka na koniec. Holendrzy, zamiast jak my we Wrocławiu wiecznie opowiadać o potencjale rzek i kanałów, po prostu je wykorzystują. Po rzekach pływają prywatne motorówki do wynajęcia (od 20 euro za kilkudziesięciominutową trasę) oraz tramwaje wodne (12 euro za rejs). Warto poznać miasto od strony rzeki. Przyjrzymy się nie tylko zabytkom, ale także barkom przycumowanym przy największych kanałach. To domy na wodzie, w których mieszkają ludzie. I to wcale nie najbiedniejsi mieszkańcy, którzy nie mają pieniędzy na mieszkanie w kamienicy. Lokum w porządnej barce podłączonej do miejskiej sieci energetycznej i kanalizacyjnej (czego wciąż nie można powiedzieć o niektórych osiedlach Wrocławia) to prawdziwy prestiż. Szacuje się, że w Amsterdamie jest dziś około 2500 barek mieszkalnych.
Miasto muzeów

Z ponad 100 muzeów najwięcej chętnych przyciąga muzeum Van Gogha. Dlatego, by obejrzeć prace docenionego dopiero po śmierci malarza, trzeba stanąć w długiej kolejce do kasy biletowej, albo wcześniej zarezerwować sobie kartę wstępu przez internet (jej koszt to 14 euro). Utrudnienia powinno nam wynagrodzić ponad 200 obrazów, 500 rysunków i 800 listów holenderskiego mistrza. W sąsiedztwie muzeum Van Gogha znajduje się muzeum narodowe (budynek na zdjęciu w tle), a miejsce między nimi upodobali sobie skejci.

Publiczne sikanie

Chcesz załatwić potrzebę fizjologiczną, a nie masz czasu na poszukiwanie toalety? Nie ma problemu (jak z publicznymi toaletami w wielu miejscach w stolicy Dolnego Śląska). Na jednym z głównych placów Amsterdamu można się wysikać w towarzystwie setek mieszkańców i turystów. Chętnych nie brakuje, a nietypowe pisuary stały się atrakcją turystyczną. Jedynym problemem pozostaje zapach, a właściwie smród, który powoduje, że część osób omija to miejsce szerokim łukiem.

Rowery na kilku poziomach

Przy głównym dworcu kolejowym w Amsterdamie, w pobliżu przystani tramwajów wodnych, wznosi się budynek przypominający parking wielopoziomowy. Jednak, jeśli przyjrzeć się z bliska, coś nie gra. Rzeczywiście, zamiast samochodów w budynku widać setki rowerów. Dopiero po chwili dociera do nas, że to rzeczywiście parking wielopoziomowy, tylko że dla jednośladów! To tu Holendrzy codziennie rano, w drodze do pracy, zostawiają swoje rowery i do centrum miasta dojeżdżają koleją.

Lot w 1,5 godziny

Linie Wizzair latają do stolicy Holandii codziennie o godz. 12. Lot trwa 1,5 godziny i kosztuje od 39 złotych w jedną stronę. Lądowanie w Eindhoven, skąd jedziemy autobusem (koszt to 40 euro w obie strony) do Amsterdamu.

Artykuł powstał we współpracy z liniami lotniczymi Wizzair.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska