Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po 18 latach walki dostali akty notarialne

Piotr Bera
30.11.2016 wroclawulica buczacka mieszkancy osiedla po 18 latach walki z developerem dostana ksiegi wieczyste buczacka osiedle developergazeta wroclawska tomasz holod / polska press
30.11.2016 wroclawulica buczacka mieszkancy osiedla po 18 latach walki z developerem dostana ksiegi wieczyste buczacka osiedle developergazeta wroclawska tomasz holod / polska press Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Mieszkańcy osiedla przy ul. Buczackiej przez 18 lat bali się o utratę dachu nad głową. Dopięli swego i otrzymali akty notarialne.

18 lat - tak długo walczyli o akty notarialne mieszkańcy osiedla przy ul. Buczackiej 6 do 6G. Wrocławianie przez kilkanaście lat obawiali się o dach nad głową, choć zapłacili za mieszkania.

- Przez tyle lat żyliśmy w strachu, że ktoś przyjdzie i nakaże zburzyć budynki. Nie życzę nikomu życia w niepokoju przez tak długi okres - mówi 65-letni Bronisław Brenczewski z ul. Buczackiej.
Osiedle placem budowy

Wszystko zaczęło się w 1998 r. Wtedy pierwsi wrocławianie zakupili od nieistniejącej już firmy deweloperskiej Grupa Inwestycyjna GI mieszkania na czwartej kondygnacji nowego osiedla przy ul. Buczackiej (Muchobór Wielki), niedaleko wrocławskiego lotniska. Jak się później okazało, inwestor nie miał wtedy pozwolenia na stworzenie w czwartej kondygnacji, tzw. „jaskółek” mieszkań. Pierwotnie nadbudówka miała zostać przeznaczona na pomieszczenia gospodarcze. To jednak nie przeszkodziło mu w sprzedaży lokali, do których pierwsi mieszkańcy wprowadzili się w 2000 r. Rok później wyszło na jaw, że osiedle to samowola budowlana, więc nadzór budowlany nakazał rozbiórkę budynków.

- Na szczęście rozbiórkę zablokował Rzecznik Praw Obywatelskich, a Naczelny Sąd Administracyjny w 2002 r. wydał wyrok, że rozbiórki nie będzie - przypomina Jerzy Kucab, prezes zawiązanego w 2003 r. Stowarzyszenia Mieszkańców Osiedla Buczacka. Jego celem było doprowadzenie do legalizacji osiedla.

- Na osiedlu jest łącznie 120 mieszkań i nikt z nas do wczoraj nie miał aktów notarialnych. Nie traciliśmy nadziei i walczyliśmy o pozytywne zakończenie sprawy, choć w 2004 r. okazało się, że deweloper był zadłużony na 1,3 mln zł plus odsetki w wysokości 900 tys. zł. Gdy przejmowaliśmy nieruchomość, to nie znaliśmy sytuacji finansowej dewelopera - dodaje Kucab.

Tego samego roku sąd ogłosił upadłość dewelopera, a syndyk Grupy Inwestycyjnej GI chciał odzyskać osiedle, by móc je ponownie sprzedać. Zdenerwowani mieszkańcy protestowali przed budynkiem sądu.

- Postępowanie trwało ponad pięć lat. Sąd okręgowy przyznał rację syndykowi, ale apelacyjny oddalił jego roszczenia. Wtedy syndyk złożył kasację do sądu najwyższego. Gdy mieszkańcy wygrali sprawę w sądzie, to okazało się, że syndyk jest niewypłacalny. Mieszkańcy sami musieli płacić za pomoc prawną i wpisy sądowe. Koszty procesowe w wysokości 7 tys. zł nałożono na syndyka - przyznaje adwokat Katarzyna Odrowąż, która prowadziła sprawę mieszkańców.

Nie wszyscy doczekali

W tym momencie rozpoczęła się batalia o uznanie przez nadzór budowlany, iż nie jest to plac budowy. W końcu w styczniu zeszłego roku na podstawie opinii biegłego wydano pozwolenie na użytkowanie budynków. - Długi dewelopera były zabezpieczone w hipotece, dlatego musieliśmy je spłacić, ale bez odsetek - dzięki zawartej ugodzie w sądzie. Przez 10 lat co miesiąc spłacaliśmy ten dług ze środków stowarzyszenia. Było ciężko - wyznaje Kucab.

Pan Bronisław Brenczewski z żoną kupili mieszkanie o powierzchni 31 m kw. Razem z gruntami kosztowało ich to 84 tys. zł. W końcu wiedzą, że te pieniądze nie poszły na marne. Głównie dzięki pracy Jerzego Kucaba i adwokat Odrowąż. Mieszkańcy zgodnie podkreślają, że to ich zasługa.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
- Oboje niestrudzenie walczyli o naszą przyszłość. Zasługują na jakiś pomnik, bo nie każdy miałby siłę do walki z pazernością dewelopera. Poukładanie tego było szczególnie trudne. Na szczęście pan Kucab wszystko doprowadził do porządku - podkreśla Brenczewski. I dodaje: - Niestety trzy osoby nie dożyły do tego momentu. Zmarły, żyjąc wcześniej w mieszkaniach, które nie należały do nich, pomimo zapłaty. W każdej chwili mogli stracić swoje cztery ściany - przyznaje Bronisław Brenczewski.

Mecenas Odrowąż przypomina, że decyzja nadzoru budowlanego o uznanie osiedla, to nie był koniec tej zawiłej i wieloletniej batalii. - Przez ostatnie półtora roku dążyliśmy do spłaty wierzycieli, którzy zabezpieczyli się na hipotece. Najtrudniejszym był Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Mieszkańcy musieli zapłacić 509 tys. zł, ale w końcu 22 września tego roku zawarto ugodę - tłumaczy mecenas Odrowąż.

Akty nie dla wszystkich

W 120 mieszkaniach nadal żyje sporo lokatorów, którzy nie mają spłaconych zobowiązań - m.in. za ścieki czy czynsz. Ludzie nie płacili, bo nie wiedzieli czy nie zostaną wyrzuceni. Na początek akty notarialne otrzymało 71 mieszkańców, którzy wywiązali się ze wszystkich zobowiązań finansowych.

- Ludzie mieli prozaiczne problemy. Począwszy od zbiórki pieniędzy na opał, a skończywszy na strachu o utratę dachu nad głową. Do tego pierwszy prezes wraz z zarządem zostali oskarżeni o nadużycia. Musieli zapłacić na rzecz stowarzyszenia 300 tys. zł - dodaje mecenas Odrowąż.
Co dalej ze stowarzyszeniem? Ono zostanie rozwiązane w momencie, gdy mieszkańcy z ostatniego lokalu otrzymają akty notarialne.

Lokatorzy z bloku przy ul. Buczackiej już założyli wspólnotę mieszkaniową.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska