MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pisała o Tacie, który przegrał walkę z rakiem

Anna Majewska
fot. wojtek matusik
Praca Anny Majewskiej nagrodzona Główną Nagrodą w IV edycji Konkursu im. Macieja Szumowskiego na reportaż "Polska zza siódmej miedzy - kryzys. Historie dramatów i zwycięstw". - W reportażu zawarłam osobiste przeżycia - mówi laureatka.

W górach jest wszystko, co kochał...

Kto kochał to wszystko? Mój Ojciec. A dlaczego już nie kocha? Bo nie żyje.

***

Historia Władka byłaby jedną z wielu tragedii, jakie widziałam pracując dla hospicjum. Od kilku lat nosiłam się z zamiarem opisania jednej z tych śmierci, a może kilku. Wybór bohatera, czyli wyróżnienie i naznaczenie kogoś reportażem, wydawał mi się najtrudniejszą częścią tego przedsięwzięcia. Nie potrafiłam zdecydować, która śmierć jest najważniejsza. W marcu tego roku dowiedziałam się, że wykryto raka u mojego Ojca. W lipcu miała Mu się urodzić pierwsza wnuczka. Onkolog nie dał mu żadnych szans na jej zobaczenie i niestety się nie pomylił.

Wtorek

We wtorek w schronisku po sezonie. Tytuł piosenki, którą pamiętałam jeszcze z harcerstwa. Ładna, smętna, gitarowo-deszczowa. Dobra do jesiennego grzańca lub herbaty z rumem. We wtorek przestałam modlić się o cud i zaczęłam przepraszać. Przepraszać za to, że modliłam się o cud. Samolubnie i przeciwko badaniom histopatologicznym. Jednoznacznym. Cztery - pięć tygodni.

We wtorek udzieliłam mu pozwolenia. Powiedziałam: odchodź w pokoju. Życzenia, które musiałam mu złożyć. To, że odejdzie, było pewne, więc niech chociaż w pokoju. Odchodź w pokoju, ale nie odchodź, proszę.

Oczy emocjonowały mi się dopiero na schodach, reszta była dzielna. Mówiłam do widzenia, do jutra, trzymaj się Tatku, ubierałam kurtkę i buty, zamykałam drzwi i buczałam całą drogę do siebie. Szłam wesołym krokiem, tak, żeby Tato - spoglądający czasem za mną przez okno - niczego się nie domyślił. Okno na czwartym piętrze, okno na świat. Na piaskownicę, na kasztany i na wierzbę płaczącą obok ławki.

Córuś, zrób mi zdjęcie tych gór, które widać z balkonu.
Kasik, przywieź mi proszę gałązkę z lasu, taką pachnącą. Albo szyszkę.
Dziecko, zapnij mi sandały...

Te same, które traktował jako kapcie w schroniskach. Odpoczynek dla stóp po całym dniu w ciężkich skarpetach. Wygodne, zapinane na rzepy. Jedyne pasujące teraz na napuchnięte limfą nogi.

To nie wina komandosa, że go postrzelili w akcji

Tak Mu odpowiadałam, kiedy przepraszał, a przepraszał za wszystko. Za to, że nie zrobi mi herbaty. Za to, że mnie prosi o zrobienie herbaty sobie. Za to, że Mu zapinam sandały i za to, że Go widzę w takim stanie.
To nie wina komandosa, Tatku, że go postrzelili w akcji.

Wiesz, kiedyś sobie wymyśliłem, że jak się dowiem, że mam raka, to pójdę przy minus dwudziestu w Tatry. Na Czerwone Wierchy na przykład. Stamtąd jest piękny widok na słowacką stronę.

Tato dowiedział się o gruczolaku i przerzutach w marcu. Śnieg już stopniał, pojawiły się pierwsze bazie. Wiosna, że aż się chciało robić kiczowate zdjęcia. Na kolejne minus dwadzieścia musiałby czekać co najmniej do grudnia. Dziewięć miesięcy. A dostał cztery-pięć tygodni. Będzie tylko cieplej.

Nigdy nie chciałem, żebyście mnie takiego oglądały.

Już Ci mówiłam, że to nie wina komandosa...
To nie wina komandosa, że go zawinęli w pampersy i karmią słoiczkami dla niemowląt. Pięćdziesiąt lat, metr osiemdziesiąt osiem, osiemdziesiąt dwa kilo, ciśnienie sto dwadzieścia na osiemdziesiąt, co drugi weekend i każdy urlop w górach. Trochę narzekał na żołądek. Że jak poje i popije, to coś go tam pobolewa. Odporność na ból po ojcu partyzancie i matce Ukraince.

Wejdź dziecko na mój profil w komputerze i tam na pulpicie jest plik "filmy o Bieszczadach", jeśli Ci się uda jakieś znaleźć, to ja je chętnie obejrzę.

W dwa dni zdobyłyśmy z siostrą większość produkcji. Te, których nie było w wypożyczalni, w Empiku czy w sklepach internetowych, ściągnęłyśmy z sieci. Bezprawnie, ale na legalne sposoby nie było czasu. "Wilcze echa" Aleksandra Ścibora-Rylskiego można dostać chyba tylko w archiwum łódzkiej Filmówki, a my miałyśmy kilka tygodni. Nie wiem, czy płakał, kiedy oglądał filmy kręcone na połoninach, bo chciał je oglądać sam.

Prezent

Co kupić umierającemu Ojcu na Dzień Ojca?
Zdrowia mu nie kupię. Na ból jest morfina. Pampersy, chodzik i inne akcesoria dostaliśmy z hospicjum.
O czym marzy śmiertelnie chory człowiek?
Człowiek, który nigdy się nie zwierzał, a problemy rozwiązywał po partyzancku, może skutecznie, może nie. Nie wiem, bo o nich nie opowiadał.
Co kupić postrzelonemu komandosowi na ostatni tydzień życia?

***

Siedziałam do trzeciej w nocy i formatowałam książkę. Nakład: jeden egzemplarz, wydanie specjalne z okazji Dnia Ojca. Dziełka zebrane córki. Opowiadania, reportaże, lepsze prace semestralne, publikowane, nagradzane i te, do których mam sentyment. Tytuł: "Polska i inni". Z dedykacją i autografem autorki. Wcześniej nie ujawniałam się z tą moją pisaniną, takie mało prestiżowe zajęcie, grafomania.

***

Uśmiechnął się, kiedy wyciągnął prezent z przechodniego opakowania. Spieszyłam się, więc wsadziłam książkę w torebkę, na której były serduszka i gołąbki. Dokupiłam kolorowe słomki do napojów. Tato nie mógł już przełykać, lecz przez słomkę jeszcze dawał radę samodzielnie pić. Kolorowe słomki do herbaty bez rumu z termoizolacyjnego kubka. Dostał go od nas na zeszłą gwiazdkę. Jeszcze w styczniu był z nim w Beskidach.

Ręce miał za słabe, aby utrzymać sześćdziesiąt kilka zbindowanych stron. Poprosił Mamę, aby mu poczytała do poduszki. Następnego dnia powiedział mi, że mu się podobało. Ojciec nigdy nie kłamał, a już na pewno nie kłamał po to, żeby się komuś zrobiło lepiej. Nigdy też nie chwalił, zwłaszcza dzieci i podwładnych. Odważył się tydzień przed śmiercią. Zwycięstwo raka nad nie-rakiem.

***

- Panie Władysławie, przyjdę jutro tak tuż przed "M jak Miłość", dobrze?
- Witamy Panie Władysławie, jakże zdrowie dzisiaj?
Opieka paliatywna nie opóźnia śmierci. Ani jej nie przyspiesza. To wszystko. Pomaga w umieraniu, ale nie pomaga umrzeć.
- Ale historia, mówię Panu, no do kabaretu. Jadę taksówką, taksówkarz gaduła, opowiada, jak to deweloper ludzi oszukuje, bo sprzedaje mieszkania z widokiem na przyszłe hospicjum i ani słowa o tym nie wspomina, a wie przecież, co tam wybudują, bo Prezydent Miasta z wielką pompą przekazał teren pod budowę centrum do umierania. Tak właśnie nazwał nasze hospicjum: "centrum do umierania", pajac. No ale nic, ja słucham dalej, a on się nakręca i w końcu wypala: "No bo jak to? Mieszkać obok hospicjum? A pani chciałaby mieszkać obok hospicjum?". To ja mu odpowiadam: "Jasne, miałabym blisko do pracy" i się zamknął.

Lekarzowi opieki paliatywnej samo powołanie do zawodu nie wystarczy. Zwykła chęć pomocy chorym to za mało, kasy z tego nie ma. Śmiertelność pacjentów wynosi prawie 100%. Czasami zdarza się jakiś cud albo odroczenie wyroku, ale rzadko. Zadanie lekarza sprowadza się do prób ulżenia w coraz większym cierpieniu. A na koniec składa się kondolencje i przypomina o wystawieniu karty zgonu. Niekiedy ksiądz na pogrzebie wyczyta podziękowania dla lekarza z hospicjum. Naprawdę rzadko rodzina lub sam chory pomyślą o jakimś symbolicznym dowodzie wdzięczności - czekoladki, wino albo kwiatek. Z tego wszystkiego Pani Krysia lubi tylko czekoladki, bo lekkie i nie przeszkadzają w sztafecie po mieszkaniach pacjentów.

Ostatni jeden procent

Tato od zawsze, odkąd istniała tak możliwość, przekazywał jeden procent swojego podatku na tyskie hospicjum im. św. Kaliksta. Symboliczne kilkadziesiąt złotych, namawiał też do tego kroku swoich znajomych i rodzinę. Przypomniałam sobie o tym w przeddzień pogrzebu.
W imieniu Ojca proszę uczestników pogrzebu o niekupowanie wieńców. Kwiaciarnie i tak mają dość klientów - jest ślubo-boom i dziecio-boom, wiązanki dla panien młodych i młodych mam sprzedają się świetnie. Tato był pragmatykiem, wolałby przelew na hospicjum. Numer konta znajduje się na stronie...

Bilans

Najpierw porażki. Śmierć Ojca to nie porażka, tylko medycyna. Blok obity przez dwadzieścia lat azbestem, może Śląsk i jego zakłady przemysłowe, może Czarnobyl. Rak jelita. Kilka lat temu lekarz rodzinny zalecił buraczki i bułki grahamki na chroniczne zaparcia.

Zwycięstwa? To największe - ludzkości nad nieludzkością. Nieludzki ból, na który człowiek wynalazł nospę, ketonal i morfinę. Pracownicy hospicjum, którzy za swoją pomoc nie chcieli nawet domowych rogalików. Doktor Krystyna wpadała skontrolować sytuację między fryzjerem a weselem brata. Pani Ania dawała zastrzyki w Wielką Niedzielę między rezurekcją a śniadaniem wielkanocnym.
Przez całą chorobę Ojca upadały firmy, WIG 20 tracił na wartości, cena baryłki ropy szalała, wprowadzano plany naprawcze i pakiety antykryzysowe.
Miesiąc po pogrzebie urodziła się Ojcu wnuczka.

Anna Majewska

Studiuje psychologię na Uniwersytecie Śląskim.
- W reportażu zawarłam osobiste przeżycia. Pisałam o Tacie, który w lipcu zeszłego roku przegrał walkę z rakiem. To był dla naszej rodziny wielki dramat, który bardzo nas zbliżył. Tata kochał góry i zaraził mnie miłością do Bieszczad. Zawsze mówił: "pisz, córka, bo masz talent". Myślę, że byłby dziś ze mnie dumny. Nie wiem, czy zwiążę swoją przyszłość z psychologią, czy z dziennikarstwem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska