Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój Reporter: Czy mam obawiać się dzikiego lisa, który wchodzi na mój ogród?

Agata Wojciechowska
Tomasz Bolt/Polskapresse
- Co zrobić jeśli mój ogród odwiedza dziki lis? Ostatnio robiłam grilla i jak zrobiło się ciemno, nagle pojawił się lis. Nie bał się ludzi, podszedł na odległość 4 metrów i zabrał kość, którą wcześniej jadł mój pies. Kilka razy miałam na ogrodzie rozszarpane ptaki. Przychodzi praktycznie codziennie wieczorem. Koło mojego domu jest opuszczona działka, podejrzewam, że tam żyje. Czy powinnam się bać? - pyta czytelniczka Ewa. Odpowiedzi szukała Agata Wojciechowska.

Rozrastające się miasto powoduje, że człowiek narusza tereny, na których żyją dzikie zwierzęta. W związku z tym coraz częściej dochodzi do nietypowych spotkań. Drapieżniki, do których należą lisy, szybko się uczą, że łatwiej jest znaleźć jedzenie w śmietniku osiedlowym, niż upolować coś samemu. Dlatego też, by pozbyć się lisów z podmiejskich osiedli, musimy przede wszystkim zadbać o odpowiednie zabezpieczenie wyrzucanych przez nas odpadów. Miasto to swoisty fast food dla lisów, dzików i innych dzikich zwierząt.

Podchodzące bardzo blisko zwierzęta mogą więc po prostu szukać pożywienia. Dzikie zwierzęta, które nie boją się człowieka, mogą być jednak zarażone wścieklizną. Wścieklizna jest chorobą wirusową, atakującą układ nerwowy. Jej typowe objawy, takie jak ślinotok, występują niestety tylko w 20 procentach zakażeń tą chorobą. Co więc powinno wzbudzić nasze zaniepokojenie? - Przede wszystkim zmiana zachowania – tłumaczy dr Robert Karczmarczyk z Zakładu Chorób Zakaźnych Zwierząt i Administracji Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. - Zarażone wścieklizną zwierzę domowe będzie raczej od nas uciekało i pokazywało zęby, a zwierzę dzikie utraci bojaźliwość i będzie podchodzić do człowieka. Z bezpiecznej odległości nie mamy szansy rozpoznać objawów – dodaje dr Robert Karczmarczyk.

Jeśli zamykanie śmietników, nie spowoduje zmiany przyzwyczajeń wchodzącego na podwórko lisa, należy wezwać odpowiednie służby, które go odłowią i przewiozą za Wrocław. - Takie uprawnienia posiadają weterynarze: Zdzisław Rak z wrocławskiego schroniska i Tomasz Grabiński – wylicza Miron Chmielewski, inspektor wrocławskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

Jeśli chodzi jednak o zarażenia wścieklizną, to Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna we Wrocławiu uspokaja. - W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nie było przypadku zachorowania na wściekliznę przez człowieka na Dolnym Śląsku – mówi Magdalena Mieszkowska, rzecznik prasowy stacji. - Nie oznacza to jednak, że ugryzienia dzikich zwierząt ludzie mogą bagatelizować. Zawsze, gdy mamy do czynienia z takim przypadkiem, powinniśmy zgłosić się do najbliższego szpitala, posiadającego oddział ratunkowy, by poinformować o tym lekarzy – dodaje Magdalena Mieszkowska. Lekarze przeprowadzą z nami wywiad. Najlepiej byłoby udzielić im jak najbardziej szczegółowych informacji, co do zachowania zwierzęcia. Zapewne padną pytania dotyczące tego, czy było ono agresywne, czy garnęło się do ludzi, czy chodziło w sposób nietypowy, z jakiego powodu nas ugryzło, czy przeszkadzaliśmy mu w posilaniu się rzeczami wyciągniętymi z naszego śmietnika, itd.

We Wrocławiu w szpitalu przy ul. Koszarowej jest oddział chorób zakaźnych, na którym na pewno znajduje się szczepionka przeciwko wściekliźnie. - Jest to jedna z nielicznych szczepionek, które podaje się pacjentowi po ekspozycji, tzn. po możliwym zakażeniu – informuje Magdalena Mieszkowska. – Im szybciej zgłosi się pogryziony, tym lepiej. Pamiętajmy, że jest to choroba śmiertelna nie tylko dla zwierząt, ale i dla ludzi, dlatego czas odgrywa ważną rolę.

Wojewódzki Inspektorat Weterynarii informuje zaś, że na Dolnym Śląsku jesienią przeprowadzana jest akcja szczepień lisów. - Przeprowadzamy ją raz w roku, jesienią, zrzucając szczepionki w zanęcie rybnej. Akcja jest przeprowadzana na terenie całego województwa z wyłączeniem miejsc, gdzie znajdują się siedziby ludzkie – wyjaśnia Zofia Batorczak, Dolnośląski Wojewódzki Lekarz Weterynarii. - Istnieje również możliwość ręcznego wyłożenia na terenie obszarów miejskich, o ile otrzymamy sygnał np. od mieszkańców, że jest taka potrzeba. Ostatni przypadek wścieklizny na Dolnym Śląsku miał miejsce w 2006 roku u nietoperza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska