Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Musiał: Jak przelatałem 57 lat

Jacek Antczak
Jerzy Musiał co roku uszczęśliwia 4-5 uczniów, przygotowując ich do samodzielnych lotów szybowcem
Jerzy Musiał co roku uszczęśliwia 4-5 uczniów, przygotowując ich do samodzielnych lotów szybowcem Archium prywatne Jerzego Musiała
Po 50 latach znów lataliśmy z Mirkiem Hermaszewskim nad Wrocławiem. O Jerzym Musiale, jednym z najstarszych szybowników i lotników Aeroklubu Wrocławskiego, który obchodzi 65. rocznicę powstania, opowiada Jacek Antczak

5tysięcy godzin w powietrzu, dwa i pół na szybowcach, dwa i pół na samolotach - taki "plan lotów" na własne 60-lecie (pierwszy lot w 1953) układa sobie Jerzy Musiał. Brakuje mu tysiąca godzin, ale na razie 73-letni instruktor szybownictwa z Aeroklubu Wrocławskiego, jeden z najstarszych w Polsce, czuje się doskonale i jest pełen energii. Sprawia więc sobie drobne przyjemności w przestworzach. Na przykład kilka dni temu "pofalował" z młodszym o 40 lat uczniem 3,5 kilometra nad Śnieżką.

Jak latałem po diamenty

- W okolicach Wrocławia nie wolno latać tak wysoko, a poza tym do noszenia falowego na takiej wysokości wykorzystuje się wiatr halny - wyjaśnia Musiał, który o bujaniu w chmurach wie wszystko. Nic dziwnego, jeśli jego pierwsza Diamentowa Odznaka Szybowcowa nosi numer 1075 na świecie, a 229 w Polsce. Zdobył ją na musze. 51 lat temu. Za "przelot docelowy z oznaczeniem miejsca lądowania". Leciał 355 kilometrów od Grudziądza do Lublina. Szybko zresztą "poleciał za ciosem" - drugi diament za osiągnięcie wysokości 5 tysięcy metrów "w locie swobodnym po wyczepieniu od samolotu" dostał w 1961 roku. Też szybował nad Śnieżką. I też na musze. Trzeci diament (to komplet, bo za trzy dostaje się Złotą Odznakę Szybowcową, nic więcej już się nie da osiągnąć) otrzymał za przelot 535 kilometrów (znowu muchą) znad jeziora Sława pod Grudziądz.
- To był najdłuższy lot w moim życiu, trwał ponad 8 godzin - opowiada Jerzy Musiał, dodając, że teraz też "na jantarku" bez problemu daje się poszybować 4-5 godzin.

Jak zostałem instruktorem kosmonauty

Wrocławski Aeroklub obchodzi w listopadzie tego roku 65-lecie. Kiedy Jerzy Musiał przyjechał tu na studia w 1957 roku, od razu skierował się na wrocławskie lotnisko. Trzy lata później pojawił się tam dziewiętnastoletni Mirek Hermaszewski. 11 lipca 1960 późniejszy pierwszy i jedyny polski kosmonauta wsiadł do dwupłatowej czapli z instruktorem, żeby zrobić licencję.

- W tym roku zdzwoniliśmy się z Mirkiem, który wzruszył się na wspomnienie tamtego lotu i powiedział, że chętnie by go powtórzył - opowiada Musiał, który swojego pierwszego "szuru" także dokonał 11 lipca, tyle że w 1953, gdy miał 16 lat. "Starsi panowie" umówili się na wspólne świętowanie we Wrocławiu. Aeroklub Wrocławski przygotował do lotu ten sam model czapli, a nawet odnalazł pana Młynarskiego, instruktora, który leciał wówczas z Herma-szewskim. Bo po 50 latach kosmonauta znowu musiał lecieć... z instruktorem - Hermaszewski nie ma już aktualnej licencji pilota. - Jego ówczesny nauczyciel też już nie lata, więc na lotnisku uroczyście przekazał mi "swojego ucznia, Mirka Hermaszewskiego" i razem wsiedliśmy do czapli - Jerzy Musiał nie potrafi opisać słowami, jaką frajdę czuli, latając wokół Wrocławia.
Jak z satysfakcją lałem wodę z nieba

- Z wiekiem zmienia się spojrzenie na lotnictwo. Dziś wielką przyjemnością dla mnie jest błysk szczęścia w oku uczniów, nieważne czy 18-, czy 40-letnich, który pojawia się po pierwszym samodzielnym locie, do którego ich przygotowałem - mówi Musiał, który kiedyś wcale się nie rwał do szkolenia następców. Uwielbiał zawody i bicie rekordów. Czuł się potrzebny innym, gdy gasił pożary czy pomagał rolnikom i leśnikom (wiele lat pracował w Elwro, potem np. na Politechnice, ale także w Zakładach Usług Agrolotniczych AGRO i lotniczej firmie Avia Eco).

Loty są zresztą zawsze połączeniem pasji i przyjemności z konkretnymi zadaniami do wykonania: - Dziś też rozrzucam szczepionki przeciw wściekliźnie nad lasami, holuję szybowce, wyrzucam spadochroniarzy, robimy loty na zlecenie kartografów, fotografów czy naukowców - opowiada szybownik, który ma uprawnienia do lotów na 30 rodzajach szybowców i wielu samolotach. - Na samym początku nad Wrocławiem lataliśmy żurawiami. Nazwa polska, ale konstrukcja oparta na niemieckich modelach. Potem lataliśmy muchami, jaskółkami, fokami, aż w końcu przyszły jantary - wylicza 73- letni lotnik. Z samolotów zasiadał między innymi za sterami jaków, gawronów, wilg, kruków, tesli czy dromaderów - specjalistów od pożarów lasów.

Jak całą rodzinę zabrałem w chmury

Kilka dni temu jego 19-letni wnuk Marek pochwalił się pierwszym samodzielnym lotem samolotowym, drugi wnuk Marcin ma 24 lata, a buja w chmurach już ósmy sezon.

- Ale mój syn Jacek nie miał ze mną łatwego życia na lotniskach. Dostawał w kość, bo chciałem sprawdzić, czy tylko przedrzeźnia ojca, czy rzeczywiście połknął bakcyla - do utrudniania podniebnego życia synowi Jerzy przyznaje się dopiero po latach.

Jacek Musiał nie wzorował się na ojcu, jego miłość do samolotów i szybowców była autentyczna - dziś jest szefem Aeroklubu Jeleniogórskiego. Po prostu familia Musiałów musiała latać - taki zew. Teraz spędzają razem czas... w powietrzu. Na przykład nad Śnieżką. Ostatnio Jacek holował szybowiec ojca, który zamarzył, by w listopadowy weekend "podyndać" nad szczytami Karkonosz y.
Jak nad Pafawagiem powietrze się grzało

Jerzy Musiał należy do nielicznych już szybowników, którzy przez dziesięciolecia oglądali Wrocław z lotu ptaka. Od lat 80. ruch w powietrzu zrobił się tak gęsty, że dla bezpieczeństwa samolotów lądujących na Strachowicach szybowce "zatrzymują się" mniej więcej na linii Odry. - Bez uzgodnienia z wieżą Wrocław możemy dolatywać tylko do okolic obwodnicy - żałuje trochę Jerzy Musiał, który uwielbiał wieczory spędzone nad... fabryką Pafawag. - Nad pracującymi pełną parą zakładami powietrze było ciepłe, mieliśmy świetne noszenie i tak pięknie krążyliśmy sobie, oglądając nasze piękne miasto - dodaje szybownik, który czasem przelatywał nawet nisko nad Popowi-cami, żeby pomachać z chmur wyglądającej go przez okna z domu rodzinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska