MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Film "Harry Potter i Insygnia Śmierci" wchodzi do kin

Lucjan Strzyga
W "Insygniach Śmierci" Harry będzie musiał odnaleźć zaginione horkruksy
W "Insygniach Śmierci" Harry będzie musiał odnaleźć zaginione horkruksy Fot. Dystrybutor
Po dekadzie popkulturowych rządów potterowski tasiemiec zbliża się do finału. W nocy z czwartku na piątek do dolnośląskich kin wejdzie pierwsza z dwóch części wieńczących cykl "Insygnia Śmierci"

Srebrnoekranowemu tasiemcowi pod nazwą "Harry Potter" stuknęło już 10 lat i wszystko wskazuje, że jego czas się kończy. Zarobił co prawda kilka miliardów (skromnie mówi się o trzech), ale przyszłość rysuje się czarno: dostarczycielka książkowych fabuł, czyli J. K. Rowling, stanowczo odmawia pisania kolejnych tomów, główni aktorzy starzeją się w zastraszającym tempie i nie pasują już do ról dziecięcych idoli (czy ktoś wie, ile lat ma Daniel Radcliffe? Otóż skończył już 21, a Rupert Grint grający Rona Weasleya jest jeszcze starszy), a i popkulturowa moda na "potteryzm" zdecydowanie osłabła.

Owym schyłkiem popularności magii powinni zająć się czym prędzej socjologowie, bo oto na naszych oczach pokolenie wychowane na potterowskich czarach straciło zapał do swojego bohatera. Skutek jest taki, że David Yates, reżyser piątej i szóstej części sagi, musi się publicznie bronić przed zarzutem, że decyzja o sfilmowaniu "Insygniów Śmierci" w dwóch częściach jest próbą wyrwania dodatkowej kasy od miłośników Harry'ego.

Druga część "Insygniów Śmierci" ma pojawić się w kinach w lipcu przyszłego roku

Nikt o zdrowych zmysłach nie ma co do tego żadnych wątpliwości, ale Yates wciąż twardo obstaje przy "walorach artystycznych" pokrojenia filmu. Jego upór "The Guardian" skomentował szyderczo: "Mr David Yates powinien osobiście zająć się fabrykowaniem kolejnych książkowych przygód czarodzieja. Wtedy nie zabrakłoby mu okazji do ich ekranizacji".

Ostatecznie stanęło na tym, że druga część "Insygniów Śmierci" pojawi się w kinach w lipcu przyszłego roku i będzie to ostateczne pożegnanie z najsłynniejszym dziś filmowym czarodziejem świata. Wtedy przyjdzie też czas na zakładania kolejnych kont bankowych, liczenie zysków i wpisywanie ich do kinowych annałów. A będzie co wpisywać: wspomniany wcześniej Daniel Radcliffe dorobił się na przykład majątku, o którym mógłby tylko marzyć, gdyby ongiś nie wygrał castingu na Harry'ego.

Policzmy za finansowym raportem przygotowanym dla mediów przez niejakiego Gilmore'a Jacobsa: Radcliffe ma wielkie mieszkanie w Londynie, trzy nieruchomości w Nowym Jorku, 3 miliony funtów w banku i aż 18 zarabiających w inwestycjach. Jest zatem bogatszy od książąt Williama i Harry'ego, których majątek brytyjski fiskus wyliczył na jedyne 28,5 miliona funtów. Gdzie, jak nie na planie filmowym "Harry'ego Pottera", Radcliffe zarobiłby taki szmal? (aktorem jest raczej marnym, czego dowiodły kilkakrotne próby zaangażowania go do innych produkcji). Ale nawet on nie chce już wracać do roli okularnika-czarodzieja. Podobnie jak jego przyjaciele.

Emma Watson (skądinąd także funtowa multimilionerka: 28 milionów na koncie), grająca Hermionę Granger, zapytana, czy wyobraża sobie powrót do roli przebiegłej uczennicy Hogwartu, wykrzyknęła histerycznie: "Nie!". Plotki donoszą, że za namową swoich agentów panna Watson zamierza poświęcić się karierze modelki. Pierwszy krok już zrobiła i rok temu ogłoszono ją twarzą marki Burberry. Zresztą, z takimi pieniędzmi może organizować pokazy tylko dla paparazzich, a i tak ogłoszą ją odkryciem wybiegów.

W medialnym zgiełku, jaki podniósł się przed premierą "Insygniów Śmierci", mało kto zauważył, że producenci z Warner Bros jednak na czymś oszczędzili. Konkretnie na technologii: zamiast zapowiadanego trójwymiaru będziemy musieli zadowolić się techniką 2D. Niezastąpiony Yates jak zwykle robi dobrą minę i zapewnia, że dramaturgia dzieła nic nie straci, ale sygnał jest jasny - już się nie opłaca. Z czym dobrze współbrzmi informacja, która przyfrunęła właśnie z Indii. Otóż tamtejszy minister środowiska Jairam Ramesh oskarżył twórców "Harry'ego Pottera" o to, że przez filmową sowę śnieżną Hedwigę Hindusi masowo wyłapują ptaki tego gatunku, przyczyniając się do jego populacyjnej zagłady.

Pal zatem licho pieniądze - to ekologiczna poprawność może okazać się nie do przetrzymania nawet dla zarabiających krocie na "Harrym" filmowych rekinów. Zatem żegnaj, Harry. Zresztą i tak Twoje miejsce w popkulturze już z powodzeniem zawłaszczyli Isabella i Edward z wampirzego "Zmierzchu". Do zobaczenia w lepszych dla magii czasach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska