Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bóg dał mi talenty

Grażyna Szyszka
Bartosz Mackiewicz w swoim gabinecie przy ul. Przemysłowej w Głogowie
Bartosz Mackiewicz w swoim gabinecie przy ul. Przemysłowej w Głogowie Grażyna Szyszka
Bartosz Mackiewicz, fizjoterapeuta leczy nie tylko ciało, ale i dusze. – Wszystko, co robię, robię na chwałę Boga – mówi.

Bartosz Mackiewicz jest fizjoterapeutą i chiropraktykiem (rodzaj terapii manualnej, opartej na diagnozie, leczeniu oraz zapobieganiu

mechanicznym zaburzeniom i dysfunkcją narządu ruchu - przyp. red.). Mieszkaniec Nowej Soli jest związany z Głogowem i to właśnie naszym mieście ma coraz większe grono swoich pacjentów doceniających jego umiejętności. 31-letni fizjoterapeuta przyznaje, że uwielbia swoją pracę. Twierdzi, że zdolności odziedziczył po swojej babci, która miała rewelacyjne czucie pod palcami. Natomiast chęć pomagania ludziom i miłość do Boga zaszczepił w nim jego dziadek.

- To był niezwykły człowiek. Dziadek brał mnie na kolana, czytał Biblię i mówił jak trzeba żyć - przyznaje. Nauczył go zasady „pustego krzesła” jest to historia opisująca człowieka , który umiera i boi się śmierci. Odwiedza go przyjaciel mówiąc: „ zastosuj zasadę pustego krzesła”. A co to znaczy - odpowiedział umierający. Bóg jest wszędzie, nawet tutaj. Wyobraź sobie, że siedzi na tym pustym krześle i rozmawiaj z nim tak, jak rozmawiasz ze mną.

Wchodząc w dorosłe życie Bartosz nie wiedział jeszcze, czego chce. Nie znał wówczas swoich mocnych stron. Gdy nie dostał się na pedagogikę z resocjalizacją, za radą starszej siostry Elżbiety spróbował sił na fizjoterapii. Prawdziwą szkołą były dla niego praktyki zawodowe w dwuletnim studium oraz wolontariat w szpitalach, przedszkolach i domach pomocy. Kiedy podjął pracę w głogowskiej przychodni, jego żona Magdalena namówiła go na studia. - Studiowanie było jednym wielkim rozczarowaniem - mówi Bartosz - Bardzo często teoria kłóciła się z praktyką.

Czas studiów nie był najlepszym okresem dla rodziny Bartosza. W życiu żony pojawiła się kolejna choroba. Oprócz cukrzycy wykryto u niej raka tarczycy, więc potrzebne były pieniądze na jej leczenie. Aby móc więcej zarabiać, musiał przejść na indywidualny tok nauczania. Kiedy zwolniono go z pracy w głogowskiej przychodni, nie bał się nawet wyjechać na Śląsk, by ... kłaść dachy. Po powrocie do Nowej Soli postanowił zaryzykować i założyć własny gabinet.

- Miałem wtedy jednego pacjenta i wiarę, że się uda - śmieje się fizjoterapeuta.

W życiu młodego fizjoterapeuty nic nie dzieje się bez przyczyny. Tak też było w przypadku spotkania na swojej drodze chorej na raka kobiety.

- Pogoniła wcześniej kilku fizjoterapeutów więc wiedziałem, że nie będzie lekko - opowiada. - Pierwsze wizyty to były rozmowy. Zaczęliśmy ćwiczyć dopiero wtedy, gdy mi zaufała. To były trudne spotkania, bo z racji choroby pacjentka miała chwile załamania. Podczas jednego z naszych spotkań powiedziałem jej, że jak będzie ćwiczyć, to w nagrodę napisze kiedyś o niej piosenkę. Ona na to: Kiedyś? Teraz napisz.

Pisał ją sześć miesięcy. Długo, bo ciągle poprawiał i ulepszał, a kiedy skończył zadzwonił, że już jest gotów ją zaśpiewać. Zastał pacjentkę szpitalu, bo jej stan był ciężki. - Powiedziała: Przyjeżdżaj, czekam! - wspomina. - Kiedy chwilę później jechałem do szpitala zadzwonił jej mąż i powiedział, że zmarła.

Bartosz przyznaje, że wtedy się załamał. Jednak zdał sobie sprawę, że nie może tej piosenki zamknąć w szufladzie, bo przecież znajoma odeszła zanim ją usłyszała.

- Od dawna spisywałem swoje przemyślenia, a miałem o czym myśleć - opowiada fizjoterapeuta. - Widziałem wiele ludzkiego cierpienia, śmierć, choroby, w tym mojej żony i zapragnąłem przelać te wszystkie uczucia na teksty piosenek. Efektem tego jest bardzo osobista płyta, która już za kilka tygodni zostanie wydana. Jej przesłaniem jest miłość do Boga, bo wiem, że możesz mieć wszystko, ale jeśli nie masz Boga, nie masz nic. Nie boję się śmierci, bo wiem, gdzie idę. Chcę poznawać Boga, dlatego poznaję Jego słowo. A dzięki mojej płycie być może trafię z przesłaniem do innych.

Bartosz Mackiewicz dał już próbkę swoich możliwości wokalnych i muzycznych, bo sam komponuje muzykę i gra na gitarze. W tym roku wystąpił na uroczystości z okazji żołnierzy wyklętych w głogowskim muzeum na zaproszenie stowarzyszenia Patriotyczny Głogów.

Kolejnym talentem Bartosza jest lekkość pisania. Wspólnie ze starszym bratem Remigiuszem jest w trakcie pisania książki - pamiętnika. - Każdy rozdział to wspomnienie, opowieść, moja albo brata - mówi. - Śpiew i pisanie są dla mnie bardzo ważne, ale gdybym musiał wybierać to i tak wybrałbym.. kozetkę fizjoterapeuty.

"Miasto we mgle" - autor Bartosz Mackiewicz

Usiadłem na ławce kompletnie zdruzgotany. Czułem, że to wszystko, co mnie spotkało powoli zaczyna mnie przerastać. Byłem bezsilny. Patrzyłem na staw, pływające po nim ptaki. W oddali zbliżała się mgła. Kiedy poczułem jej zimne kropelki na swoich policzkach, zamknąłem oczy. Wtedy wydało mi się, że poczułem ciepło. Otworzyłem oczy i zobaczyłem we mgle coś na kształt drzwi, lekko uchylonych, a za nimi ścieżkę. Wstałem i podszedłem do tych drzwi. Były zrobione z mgły, ale dało się je otworzyć. Zrobiłem krok do przodu. Drzwi się za mną zamknęły. Rozglądałem się ciekawie dookoła. Stałem na wybrukowanej drodze, po obu jej stronach stały latarnie a w każdej z nich był płomyczek ognia. Szedłem zauroczony tym widokiem. Moim oczom ukazały się pierwsze zabudowania – piękne budynki z kamienia. Poczułem się tak, jakbym się cofnął w czasie. Czy ten świat był równoległy? A może to był sen? Moje rozmyślania przerwał jakiś szmer. Odwróciłem się i zobaczyłem ludzi, ale każdy z nich był kaleką. Karły, kuternogi, ludzie bez kończyn, powykręcani, zdeformowani. Wystraszyłem się. Musieli to zauważyć. Jedna dziewczyna podeszła do mnie, spojrzała mi łagodnie w oczy, po czym delikatnie położyła swoją zdeformowaną rękę na moim ramieniu i powiedziała z uśmiechem:
- Nie bój się, Poraniony. Tu nic ci nie grozi.
Stanąłem zmieszany. „ Jak to poraniony?” pomyślałem. Skąd ona wie? Z pewnością moje emocje były widoczne na twarzy, bo nieznajoma znowu się odezwała:
- Spójrz na swoje serce, a zrozumiesz.
Spuściłem wzrok i zobaczyłem moje serce widoczne jak za szklaną gablotą. Było poprzecinane bruzdami, szramami, w niektórych miejscach krwawiło. Jeszcze raz rozejrzałem się wokół i zobaczyłem, że ci którzy nie byli zdeformowani, mieli serca tak samo widoczne jak moje. Niektóre były w opłakanym stanie, niektóre posiadały wiele blizn, niektóre były już wyleczone. „Kim oni są?” pomyślałem.
Wtedy podszedł do mnie karzeł. Palce w dłoniach miał straszliwie powykręcane. Uśmiechnął się do mnie dobrotliwie i powiedział:
- Jesteśmy głosem sumienia każdego społeczeństwa. Ludzie się nas boją, wstydzą, unikają, ukrywają. Rodziny nas nie chcą. Tutaj żyjemy wśród swoich – nie jesteśmy dziwolągami, bo wszyscy jesteśmy tacy sami.
- Nie zauważyłem, żebyście byli zgorzkniali.
- Nic z tych rzeczy młody człowieku – powiedział z uśmiechem. Szanujemy się nawzajem, kochamy. Miłość jest tu najważniejsza. To ona daje nam siłę. Dzięki niej możemy pomagać też i zranionym – takim jak Ty. Gdy widzicie nas w swoim świecie, czasem potraficie docenić to, co macie. Ale zdarza się – tak jak w Twoim przypadku, że musicie tutaj trafić. Bo lekarstwem na wszelkie zranienie jest tylko miłość. Później wychodzicie i przekazujecie ją dalej.
- Ale ja nie chcę stąd wychodzić!!! – zaprotestowałem.
- Wiem – powiedział karzeł. Jeszcze nie. Pobędziesz tu trochę, wyleczysz się, dojrzejesz. A dojrzała miłość pragnie dawać. Nie będziesz chciał tu zostać, będziesz się chciał nią podzielić.
- Wy ją posiadacie?
- My się tylko nią dzielimy. Posiada ją Jedyny. Jego miłość jest całkowita.
- Gdzie Go znajdę?
- On znajdzie ciebie. Wszystko w swoim czasie.
- A czy wy…
- Tak – powiedział z uśmiechem, uprzedzając pytanie. Przenikamy do twojego świata. Rodzimy się. Zdeformowani, schorowani, z wadami genetycznymi, z porażeniem mózgowym, opóźnieniem umysłowym. Ludzie na nas patrzą i różnie reagują. Jedni się boją, inni przeklinają; jedni szydzą, inni współczują. Spotykamy się z okrucieństwem, szyderstwem, nienawiścią. Zbieramy te wszystkie negatywne emocje i przychodzimy tutaj. Tu przerabiamy je na miłość. Tu odpoczywamy.
Gdy wyjątkowo zbolały człowiek zamknie oczy we mgle, może trafić tutaj – tak jak ty.
Nie wiem jak długo tam byłem. Rany w moim sercu się zabliźniały. W końcu zdecydowałem się wyjść. Wstałem i po prostu przeszedłem przez mgłę. Wyłoniłem się w swoim mieście. Czasem zamykam oczy we mgle i wracam. A później po prostu wyłaniam się we mgle. I staram się opowiadać o Jedynym…
__

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska