Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arek znów ruszył w drogę! Głogowianin zdobywa siedmiotysięcznik w Azji

Kacper Chudzik
Pochodzący z Głogowa podróżnik ma zamiar zdobyć Muztagh Ata - jedną z 50. najwyższych gór na świecie. Dotarł już do Chin, gdzie spędzi prawie dwa miesiące

W piątkowy poranek (24 czerwca) pochodzący z Głogowa Arkadiusz Czuchraj wyruszył w wyprawę do Chin. Razem z grupą Polaków wejdzie na Muztagh Ate - jedną z 50 najwyższych gór świata. Jej nazwa oznacza dosłownie „Ojciec Lodowych Gór”. Wysokość Muztagh Ata to 7546 m n.p.m. Wyprawa zajmie około dwóch miesięcy, z czego na górze Arek spędzi blisko miesiąc. Następnie planuje wędrówkę po okolicznych górach oraz próbę zdobycia jednego ze szczytów Śnieżnej Pantery, czyli dawnego wyróżnienia przyznawanego w ZSRR za zdobycie pięciu gór w dzisiejszym Kirgistanie oraz Tadżykistanie (wyróżnienie to jest do dziś uznawane przez Wspólnotę Niepodległych Państw).

- Jedziemy dwunastoosobową grupą. Początkowo mieliśmy zdobyć inną górę, ale ostatecznie padło na Muztagh Ate. Pasuje nam to bardziej, bo większość z nas planuje w swoim czasie zdobyć też Mount Everest, a ta góra to dobry początek do przygotowania się na szczyt świata - mówi głogowianin. - Chcę jeszcze zwiedzić Biszkek i Osz, które w latach 80. były swojego rodzaju Mekką polskich wspinaczy.

Na początku tygodnia grupa Arka dotarła do Kaszgaru, z którego wyruszyli do obozowiska znajdującego się na drodze na szczyt góry Muztagh Ata.

Arek uczył się w Zespole Szkół Ekonomicznych w Głogowie. Po szkole wyjechał do Irlandii na wakacje.

- Tam spotkałem znajomą, również z „ekonomika”. Zgadaliśmy się i załapałem się do pracy jako kucharz. No i już tak 11 lat jestem na tych wakacjach - śmieje się głogowianin, który wciąż jednak odwiedza rodzinne miasto. Planuje nawet powrót na stałe.

Chce zaliczyć Koronę Świata. Następna będzie Antarktyda?

Pasja do podróżowania po świecie to u głogowianina czysty przypadek. W czasie przerwy w pracy Arek poszedł do sklepu z wyposażeniem dla wspinaczy. Tam zobaczył plakat promujący wyprawę na Kilimandżaro. Postanowił spróbować swoich sił. Przygotowania trwały ponad pół roku, po czym udało mu się zdobyć najwyższy szczyt Afryki, pierwszy z elementów Korony Świata. I tak to się zaczęło.

Arek Czuchraj ma za sobą też półroczną wyprawę rowerem po Ameryce Południowej. W tym czasie wspinał się na kolejny ze szczytów Korony Ziemi. Była to Aconcagua (6960 m n.p.m.). Na swoim koncie ma też: najwyższy szczyt Ameryki Północnej - Mc Kinley (6195 m n.p.m.) oraz najwyższe góry Europy - Elbrus (5642 m n.p.m.) oraz Mont Blanc (4810 m n.p.m.).

Arek ma w planach zdobycie kolejnych szczytów Korony Ziemi. Zostały mu więc: Masyw Vinsona na Antarktydzie, (4897 m n.p.m.), australijska Góra Kościuszki (2230 m n.p.m.), Puncak Jaya (4884 m n.p.m.) w Oceanii oraz najwyższa góra na świecie - azjatycki Mount Everest (8850 m n.p.m.).

- Co roku próbuje mieć nowy kontynent na swoim koncie. To więc zawsze jest nie tylko próba wejścia na szczyt, ale też odwiedzenie różnych miejsc, poznanie innej kultury. Ja mam możliwość nieco dłuższych wypraw, dzięki temu, że mam bardzo wyrozumiałych szefów. Dzięki temu poznaje ludzi - mówi głogowianin. - Przed Everestem czekają mnie jeszcze góry na Antarktydzie oraz w Australii i Oceanii. Zwłaszcza zdobywanie góry w Oceanii wiąże się z ogromnymi kosztami. Aktualnie marzę o tym, żeby wyjechać na Antarktydę. Nie tyle co na wycieczkę, co nawet do pracy. Wymagania co do tego są ogromne. Rekrutację przechodzę już chyba drugi rok. Mam nadzieję, że wreszcie się uda i następnym razem będę mógł opowiedzieć nie o tym, że jadę do Chin, a na Antarktydę.

Pasja Arka do podróżowania to nie tylko chęć przygody i zobaczenia nowych krajów. Chce on również pokazać innym, że można spełniać swoje marzenia.

- Jesteśmy z małego miasta. Widziałem trochę dzieciaków z mojej byłej okolicy, które nie mają aspiracji do tego, by robić coś takiego. Chcę im pokazać, że można. Jak się troszeczkę nad sobą popracuje, znajdzie się dobre szefostwo to da się osiągnąć zamierzone cele. Zwykle jest tak, że jeśli się nigdzie nie jeździ, to nie chce się tego robić. A gdy raz się spróbuje, to już się coś w człowieku zmienia i chce się więcej - opowiada głogowianin.

Zdobywał Elbrus i Kilimandżaro. Najgroźniej było... na Śnieżce!

Gdy chodzi się po górach na całym świecie, można natrafić na wiele groźnych sytuacji. Podczas podróży po Alasce grupa Arka trafiła na przykład na zawieję, podczas której odczuwalna temperatura była ekstremalnie niska, przez co z planowanych 12 godzin przejścia zrobiły się ponad 22 godziny.

- Ale najbardziej ekstremalną sytuację miałem właśnie w polskich górach. Pięć lat temu, przy wejściu na Śnieżkę odczuwalna temperatura również była niezwykle niska. Podczas, gdy normalnie na górę wchodzi się przez około dwie godziny, nam zajęło to wtedy 12. I doszliśmy zaledwie do Domu Śląskiego. Na szczyt się nie udało. Można więc wchodzić na te największe góry, a czasem i te niższe potrafią zaskoczyć - wspomina głogowianin.

Nie tylko jednak pogoda potrafi być groźna w górach. Jak mówi Arek, większość tych ekstremalnych sytuacji jest zwykle wywołana jedną rzeczą - brakiem wyobraźni.

- Ludzie przestają myśleć o tych błahych rzeczach. Pamiętam jak podczas jednej z takich wypraw jeden z uczestników, bardzo doświadczony, popełnił błąd. Niósł plecak tylko na jednym pasku. W bardzo łatwym terenie, wypełnionym jednak szczelinami, wpadł właśnie do jednej z nich. A to przez to, że za bardzo się kiwnął i plecak go przeciążył. Na szczęście nic się nie stało, ale była akcja ratunkowa. A na jedną osobę trzeba przynajmniej pięć czy nawet dziesięć. W innym przypadku zdarzyły się dwie osoby, które zakupiły nowy sprzęt tuż przed wyjazdem. Nie rozchodzili butów. Zabrali dużo sprzętu ze sobą na szczyt. No i była taka sytuacja, że już pierwszego dnia marszu zeszły im paznokcie ze stóp. A marsz był planowany na 10 dni. To była czysta udręka, nie tylko dla nich.

Podczas swoich podróży Arek wraz z grupą Polaków sprowadzali też z gór na Alasce Amerykanina, który zabłądził w zamieci.

- Znaleźliśmy go w drodze powrotnej. Rangersi chcieli po niego ruszyć dopiero po zamieci. Wiedzieli też, że Polacy są na górze. A nasi rodacy są tam już znani, to tacy ludzie, że wszędzie wejdą i nie raz już pomagali innym. No i pomogliśmy - dodaje ze śmiechem Arek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska