Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie w cieniu

Urszula Romaniuk
W zbiorniku magazynowane są odpady z Zakładów Wzbogacania Rudy, które przerabiają rudę z kopalń: Lubin, Polkowice-Sieroszowice i Rudna
W zbiorniku magazynowane są odpady z Zakładów Wzbogacania Rudy, które przerabiają rudę z kopalń: Lubin, Polkowice-Sieroszowice i Rudna Piotr Krzyżanowski
Bez zbiornika odpadów "Żelazny Most" koło Lubina nie byłoby kopalni miedzi. Ale ceną za to jest lęk tych, którzy mieszkają najbliżej ciągle rozbudowywanego składowiska.

- Jadąc do nas od strony Głogowa, wał zbiornika widać już ponad drzewami - mówi Zbigniew Cirko z Krzydłowic, w gminie Grębocice. - A budowa jeszcze się nie skończyła.
Krzydłowice dzieli od zbiornika odpadów poflotacyjnych "Żelazny Most" ponad kilometr. Ze wzniesienia znajdującego się we wsi odległość wydaje się jeszcze mniejsza, jakby był na wyciągnięcie ręki. W pobliskiej Rudnej mieszkańcy żartują, że jak wał przestanie rosnąć, to słońce zobaczą dopiero w południe. Jak wyjdzie spoza piaszczystego kolosa.

Zbiornik zajmuje ponad 1400 hektarów. Najwyższa zapora, właśnie od strony Rudnej, sięga już 57 metrów, najniższa - 35. Ale zanim składowisko zaczęło powstawać, pod koniec lat 70., po kolei, wysiedlono trzy miejscowości: Kalinówkę, Barszów i Pielgrzymów. W tej ostatniej mieszkał trzydziestoletni wtedy Tadeusz Jastrzębski.
- To była największa i najładniejsza wieś z tych zatopionych - wspomina Tadeusz Jastrzębski.
Liczyła 48 numerów, był tam jeszcze klub oraz zniszczone w czasie wojny pałac i kościół. Ale ludzie nie protestowali. Dostali odszkodowania i wyprowadzili się, najczęściej do Głogowa albo, jak pan Tadeusz, do Polkowic. Najpierw wyjeżdżali ci z Kalinówki, potem z Barszowa i na końcu z Pielgrzymowa.
- Mówiło się, że nas też mają wysiedlić, bo mieszkamy najbliżej zbiornika, ale potem wszystko jakoś ucichło - mówi Józefa Michoń z Tarnówka koło Polkowic.
Przez lata mieszkańcy tej i innych wsi protestowali przeciwko jego rozbudowie, bo nie chcieli żyć obok największego śmietnika w Europie, jak nazywali budowlę.

Z czasem jednak ludzie przyzwyczajali się do widoku piaszczystego wału. W miarę rozbudowy Zakład Hydrotechniczny, który zarządza zbiornikiem, wykupywał grunty rolnicze, a część z nich znalazła się w strefie ochronnej, gdzie nic już nie mogli uprawiać. Za ziemie dostali odszkodowania. Tylko przez lata nękał ich wszędobylski nalot, jaki osadzał się na roślinach. Po każdym silniejszym wietrze drobinki piachu roznosiły się po całej okolicy. A że odpady są z kopalni, to ludzie bali się, że mogą chorować.
- Oj, to pylenie ze zbiornika mocno dawało się we znaki - wspomina Zofia Miszczyk, była sołtys Tarnówka. - Piach osiadał nie tylko na polach i ogródkach, ale też na szybach. Wdzierał się nawet do domów. Naczynia były całe w kurzu. Jedliśmy to, co się urodziło, bo eksperci mówili, że wyniki są w normie.

Rzeczywiście, przez wiele lat fachowcy i pracownicy KGHM, powołując się na różne badania, uspokajali. I nadal to robią. Że wszystkie wyniki są w normie, że nie ma zagrożenia dla zdrowia. Teraz, jak przyznają mieszkańcy, pylenie jest mniej uciążliwe. Prawie go nie widać. Sądzą, że skuteczniejsze są metody, jakich się używa, by powstrzymać tumany piachu. Wiedzą, że są rurociągi ze zraszaczami, a ze śmigłowców rozsiewana jest emulsja asfaltowa na plaże wewnątrz zbiornika. Wszyscy przyzwyczaili się już do widoku latających nad nim maszyn. I do lamusa przejdzie pewnie wspomnienie polkowickiego kierowcy, który jechał obwodnicą z Tarnówka do Rudnej. Jak zobaczył ścianę piachu przesuwającą się ze składowiska w stronę pobliskiego lasu, zatrzymał samochód i patrzył zdumiony. Bał się ruszyć dalej. Pomyślał tylko: "Burza piaskowa, jak w Afryce". Żałował też, że nie miał przy sobie aparatu fotograficznego. To, co dla niego było gratką, miejscowym nie dawało spokoju.
W tym roku składowisko zostanie rozbudowane do 170 m n.p.m., a docelowo do 180 m. We wsiach leżących najbliżej wyznaczone zostały drogi ucieczkowe i zamontowane urządzenia alarmowe na wypadek zagrożenia. Były już próbne alarmy. W Rudnej są tablice wyświetlające temperaturę i stopień zapylania (jak nie działają, od razu są telefony do Zakładu). To ma dodatkowo uspokoić mieszkańców, że zbiornik jest pod kontrolą, ale gdyby coś się stało, nie są pozostawieni samym sobie. Bo choć ciągle słyszą, że z jego strony nic im nie grozi, to wiedzą, że awarie i wycieki zawsze mogą się zdarzyć. Nieraz tak już było. Np. woda ze zbiornika przedostała się do rzeczki.
- Wydaje mi się, że poziom wody gruntowej się podnosi - twierdzi Józefa Michoń z Tarnówka. - Tam, gdzie kiedyś było sucho, teraz woda jest.

Od kilku lat wsie leżące wokół składowiska zmieniają się, pięknieją. Budowane są nowe drogi, chodniki, place zabaw i świetlice. Jednak pani Józefa nie ukrywa, że gdyby tylko miała możliwość, wyprowadziłaby się w inne miejsce. Inni też by to zrobili. Chcą sprzedać gospodarstwa i zacząć nowe życie z dala od zbiornika.
- Kombinat chętnie wykupi ziemię, ale nie chce wziąć budynków - dodaje mieszkanka Tarnówka. - A kogo wtedy będzie stać na podatek, bo bez pola za nieruchomości płaci się o wiele więcej.
Większość jednak, jak na przykład w Krzydłowicach, wiąże swoją przyszłość ze swoimi miejscowościami. Inwestują w gospodarstwa, rozwijają je. Miastowi kupują budynki do remontu.
- To prawda, kiedyś ludzie bali się zbiornika, ale przyzwyczaili się, tak samo jak w Polkowicach, do wstrząsów - twierdzi Zbigniew Cirko. - Teraz już tak głośno o nim się nie mówi.
On też remontuje swój dom, dla syna. Ale, jak podkreśla, tak całkiem spokojny nie jest. Boi się, na przykład, oberwania chmury nad zbiornikiem.

Tak samo niespokojny jest Ryszard Malkut z Komornik, w gminie Polkowice. Jako sołtys wsi i były radny od początku interesował się składowiskiem, szczególnie jego rozbudową. Niedawno słyszał, że przy wale mają być robione dodatkowe dociski, by go uszczelnić. Może to nic takiego, ale pytania same się nasuwają.
- Woda nie wypłynie ze zbiornika przez wał, jednak ciśnienie może ją wypchnąć pod nim - wyjaśnia Malkut. - Zawsze o tym mówiłem i nadal tak twierdzę. Tylko nie wiadomo, kiedy i w którym miejscu - dodaje.
Te obawy pewnie nie znikną dopóki składowisko będzie istnieć. Ale w porównaniu do początków, teraz mieszkańcy wiedzą więcej o tym, co się na nim dzieje. Mogą nawet zobaczyć go od środka i poznać opinie ekspertów, bo trafiają one do urzędów gmin.
Jak mówią, strach jest, ale jakby oswojony.
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska