Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zarząd KGHM w stolicy? Plany przeniesienia siedziby odżywają co jakiś czas (HISTORIA)

Grzegorz Chmielowski, współpr. A. Grzelińska, U. Romaniuk
Dolnośląscy politycy często goszczą na karczmach piwnych w KGHM. Andrzej Łoś, Rafał Jurkowlaniec i Grzegorz Schetyna
Dolnośląscy politycy często goszczą na karczmach piwnych w KGHM. Andrzej Łoś, Rafał Jurkowlaniec i Grzegorz Schetyna Piotr Krzyżanowski
Plany przeniesienia siedziby Polskiej Miedzi z Lubina do większego miasta - Wrocławia czy Warszawy - nie są nowe. Takie zakusy pojawiały się już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku i odżywają co jakiś czas.

Siedziba Biura Zarządu KGHM Polska Miedź S.A. znajduje się w osiedlu starych budynków. Adres: ul. Marii Skłodowskiej-Curie 48, 59-301 Lubin. To już obrzeża miasta. Tuż obok biegnie droga krajowa nr 3, za nią jest stadion Zagłębia Lubin. Nieco dalej sportowe lotnisko, które może jednak przyjmować małe odrzutowce. Z siedziby prezesa KGHM tylko kilometr do centrum Lubina i tyle samo do pierwszych szybów kopalni Lubin.

Zarząd i ponad 600 podległych mu pracowników pracują w zabytkowym kompleksie, w którym za Niemców był szpital, a potem stacjonowały wojska radzieckie. Jest tu jak w parku. Wokół budynków Biura, miedziowych spółek-córek i górniczego szpitala rosną wysokie, stare drzewa.

Gdyby ktoś sądził, że dyskusje o tym, że siedziba KGHM powinna znajdować się w innym miejscu, rozpoczęły się dopiero teraz, byłby w błędzie. Fakt, przez lata takich dyskusji nie było. Gdy w 1961 roku powołano Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi z siedzibą w Lubinie, dominowało myślenie, że kierownictwo musi być blisko miejsc pracy. - Zresztą mój pierwszy szef, dyrektor generalny KGHM Tadeusz Zastawnik nie wyobrażał sobie innego rozwiązania. Na co dzień kontrolował budowę kopalń. To były trudne lata. Woda zalewała drążone szyby. Trzeba było szybko podejmować decyzje - wspomina Jan Sadecki, były prezes KGHM, który w latach 60. był asystentem Zastawnika.

Czytaj też: Nie zabierajcie nam KGHM do Warszawy! Kto teraz obroni Lubin?

W połowie lat 70. Lubin chciał nawet wygrać rywalizację z Legnicą o stolicę województwa. - Mamy centralę KGHM, więc tu bije serce regionu i tu powinna być administracja województwa - przekonywali lubinianie. Nic z tego. Wskazano na Legnicę, także dlatego, by pokazać, że pobyt wojsk sowieckich wcale nie musi ograniczać rozwoju miasta.

Sprawa zupełnie inna, czy Lubin potrafi wykorzystać obecność centrali światowego koncernu, zatrudniającego w głównej spółce 18 tysięcy osób oraz dziesiątki tysięcy w podległych przedsiębiorstwach - w Polsce, ale już także w obu Amerykach. Bo przecież były lata, gdy władze samorządowe zmieniały szyldy placówek, by odciąć się od wszystkiego, co miedziowe. To właśnie wtedy Dom Kultury Zagłębia Miedziowego zmienił się na Centrum Kultury Muza...

Tak naprawdę po raz pierwszy postawiono poważnie sprawę przeniesienia siedziby władz KGHM w inne miejsce latem 1992 roku. Ludzie w zagłębiu pamiętają: to był wielki strajk 32-dniowy, zorganizowany przez Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Miedziowego. W Warszawie był rząd Hanny Suchockiej, tu w Lubinie ludzie walczyli o wyższe pensje, bo od momentu transformacji spadły one realnie o 40 proc. Ale także o to, by KGHM pozostał firmą polską. Bo władze planowały sprzedać kontrolny pakiet akcji Polskiej Miedzi amerykańskiemu koncernowi Asarco. Nie dość, że firmie mniejszej od KGHM, to jeszcze za niską kwotę 400 mln dolarów. A przypomnijmy, że w ostatnich latach zysk KGHM wynosi kilka-kilkanaście miliardów złotych.

Po 32-dniowym strajku prezesem został Piotr Kaczyński z Gdańska. I co dziwne, rozpoczął urzędowanie nie w Lubinie, a we wrocławskim Cuprum, czyli oddziale Polskiej Miedzi. Tam też oczywiście odbywały się obrady zarządu. De facto więc koncern kierowany był ze stolicy Dolnego Śląska.

Gdy Kaczyński zdecydował się w końcu zasiąść w gabinecie przy ul. Skłodowskiej-Curie w Lubinie, pojawił się tam w obstawie ochroniarzy... Fakt, był to okres emocji postrajkowych. Wówczas szefem rady nadzorczej został Andrzej Machalski. Coraz więcej ludzi z Warszawy zaczęło pojawiać się w Lubinie. Wtedy właśnie zagłębie miedziowe poczuło, że centrala koncernu może wyprowadzić się daleko. Nad Odrę, a jeszcze bardziej prawdopodobne, że nad Wisłę.

- Oni chcą zostawić nas, czyli ludzi od ciężkiej i niebezpiecznej roboty w Lubinie, a lepsze stanowiska zabrać sobie do dużego miasta - mówili związkowcy.
W 1992 roku się to nie udało. Szybko zresztą zmienili się prezes i przewodniczący rady nadzorczej. Przez lata panowała w tej sprawie cisza. Kolejna burza nadciągnęła 20 czerwca ubiegłego roku. Strzelił piorun, czyli informacja na gospodarczym portalu tygodnika "Wprost": siedziba Polskiej Miedzi zostanie przeniesiona z Lubina do Warszawy.

Tym razem poruszenie nastąpiło na całym Dolnym Śląsku. Zwłaszcza że KGHM właśnie kupił kanadyjski koncern Quadra i stał się firmą międzynarodową. Bo to nie tylko dobre miejsca pracy dla całego regionu, ale też dostarczyciel podatków do budżetu województwa. To także darczyńca. Miliony złotych rozdawane są w regionie z Fundacji Polskiej Miedzi na pomoc społeczną, remonty zabytków, imprezy kulturalne, służbę zdrowia itd.

A KGHM rewelacji "Wprost" do końca nie zdementował. Dariusz Wyborski, rzecznik firmy, mówił: - Przy obecnych środkach łączności fizyczna siedziba firmy wydaje się sprawą wtórną. Zaangażowali się mocno regionalni politycy. - Nie ma takiego planu. Rozmawiałem z wiceprezesem KGHM Wojciechem Kędzią - uspokajał nastroje lubiński europoseł Piotr Borys z Platformy Obywatelskiej. - Nikt rozsądny by się na to nie zgodził.

Lubina bronili radni sejmikowi z klubu Rafała Dutkiewicza, którzy jednak uznali, że "Wprost" podało bardzo prawdopodobną informację,bo mieli jej potwierdzenie z innych źródeł. Patryk Wild, Andrzej Łoś i Paweł Wróblewski obawiali się, że przeprowadzka siedziby firmy oznacza utratę nawet 200 mln zł rocznie z podatku, jaki KGHM płaci do budżetu województwa.

Wróblewski miał nawet taką tezę: - To jest decyzja polityczna. Donald Tusk chce uderzyć w Platformę Obywatelską na Dolnym Śląsku - dokładnie w Grzegorza Schetynę, który w sobotę ponownie zostanie wybrany szefem regionalnych struktur tej partii. Konsekwencje takiego działania poniosą mieszkańcy, bo pod znakiem zapytania staną inwestycje.

Szumu było dużo, choć nikt nie potwierdził, że jest plan przeprowadzki. Po proteście prezydentów 6 dolnośląskich miast, po rozmowach marszałka Rafała Jurkowlańca z ministerstwem burza ucichła.

Z naszych informacji wynikało wtedy, że pojawiły się w resorcie skarbu pomysły, by w Warszawie zbudować oddział KGHM na około 200 osób. Czy miałby tam urzędować także zarząd? Nie wiadomo... Jednak po czerwcowej burzy, a zwłaszcza po zmianie ministra skarbu sprawy już jakby nie było. Co prawda jeszcze jesienią KGHM informował, że chce urządzić sobie placówkę na 20-30 osób, ale tylko do realizowania funkcji HR, PR, przyjmowania gości, inwestorów.

Dziś w siedzibie spółki w wieżowcu przy Rondzie ONZ 1 nie pracuje nawet tyle osób. Zwykle po kilka dni przebywają tam dyrektorzy komórek, które na stałe funkcjonują w lubińskiej siedzibie spółki. No i obradują czasem zarząd oraz rada nadzorcza.

Czy to oznacza, że Warszawa odpuściła plan przejęcia na swój grunt gabinetów prezesów miedzi? - Po tym, co zdarzyło się w Karpaczu na wyborach szefa regionu, teraz PO nie kiwnie palcem w sprawie przeniesienia centrali KGHM. Dadzą sobie z tym spokój. Bo nikt nie będzie chciał wywołać wrażenia, że rzeczywiście chodzi o stołki i gabinety. Lubin może być spokojny - mówi nasz rozmówca z KGHM. - Tak się zresztą składa, że ostatnio do zarządu weszli lokalni menedżerowie. Trudno liczyć, by zdecydowali się na taki krok.

Czyli cisza. Do następnej burzy...?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska