Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław - Pekin

Hanna Wieczorek
Zachowały się jedynie zdjęcia pierwszego pomnika poświęconego zamordowanym studentom na placu Tian'anmen. Tę fotografię można oglądać na wystawie  "Wrocław'89. Ostatni rok Peerelu"  w Rynku
Zachowały się jedynie zdjęcia pierwszego pomnika poświęconego zamordowanym studentom na placu Tian'anmen. Tę fotografię można oglądać na wystawie "Wrocław'89. Ostatni rok Peerelu" w Rynku Fot. Tomasz Przedpełski
Na miejscu, w którym stały namioty, jest dzisiaj Galeria Dominikańska. Dwadzieścia lat temu wrocławscy studenci i uczniowie, na wieść o masakrze na placu Tian'anmen w Pekinie, rozbili tam obóz żywego protestu. Tamte wydarzenia przypomina dzisiaj tylko rozjechany rower.

Trudno dzisiaj dotrzeć do ludzi, którzy dwadzieścia lat temu rozbili namioty na jednym z centralnych placów Wrocławia - wówczas jeszcze Dzierżyńskiego, dziś Dominikańskim. Ile osób protestowało przeciwko masakrze na placu Tian'anmen? Trudno dzisiaj powiedzieć. Jedni mówią, że kilkadziesiąt, inni, że kilkaset. Być może wszyscy mają rację. Bo wiele osób przychodziło na kilka godzin, a potem biegło dalej. Przecież był czerwiec 1989: wybory, studenckie protesty, domaganie się rejestracji NZS.

Trudno dziś także ustalić, kto rzucił hasło budowy obozu żywego protestu. Większość pamięta jedynie, że robiła to Pomarańczówka (Pomarańczowa Alternatywa - przyp. red.) i NZS, a więc na pewno był tam Jacek Protasiewicz.

Trudno dzisiaj dotrzeć do ludzi, którzy dwadzieścia lat temu rozbili namioty na jednym z centralnych placów Wrocławia.

- Na pewno byłem, ale tyle się wtedy działo, że wszystkie wspomnienia zlewają się w jedną całość - mówi Protasiewicz. - Właśnie obejrzałem film z 1989 roku, z demonstracji pod konsulatem niemieckim. Zupełnie zapomniałem, że organizowaliśmy taką akcję i żądaliśmy uwolnienia NRD... A obóz żywego protestu organizował Robert Jezierski, chyba z Grzegorzem Braunem.

- Minęło tyle lat, że trudno przypomnieć sobie szczegóły - mówi Alicja Grzymalska z Pomarańczowej Alternatywy. - Trudno dziś powiedzieć, kto konkretnie rzucił hasło. Pamiętam, jak Robert Jezierski wspiął się na olbrzymią konstrukcję, na której wisiał portret Lenina, i rozpiął tam napis: Pekin - obóz żywego protestu. A poniżej hasło: Solidarni z Chinami.

Grzymalska wspomina, że mnóstwo wrocławian przychodziło do obozu. Niektórzy usiłowali dyskutować o wielkiej polityce, ale większość wspierała protest. Bo widok czołgów rozjeżdżających studentów na placu Tian'anmen, żołnierzy strzelających do tłumu, wszystkimi wstrząsnął.
Joanna Czarnecka, uczestniczka protestu, mówi, że ona wspomina plac Dzierżyńskiego jako miejsce, w którym wszyscy się spotykali. I ci, którzy spieszyli się do Komitetu Obywatelskiego, i ci, którzy biegli do dominikanów, i niedobitki studyjno-sesyjne.

Grzegorz Braun potwierdza, że był na placu Dzierżyńskiego. Nawet z własnym namiotem - burą dwójką, bez tropiku - z karimatą i jakimś śpiworem.
- Zostały na placu, to mój wkład w sprawę - śmieje się Braun. I dodaje, że obozu żywego protestu nie organizował. To był pomysł Roberta Jezierskiego. Natomiast przyznaje się do współautorstwa pomnika, który stanął na placu. Naszkicował nawet jego projekt na jakieś kartce.
- Budowę pomnika nadzorował Igor Wójcik - mówi Braun. - I to on nadał mu ostateczny artystyczny kształt.
Symboliczny pomnik wrył się w pamięć wszystkich, którzy go widzieli. Niewysoki postument z cegieł i płyt chodnikowych, a na nim rower rozjeżdżany przez czołgowe gąsienice.
Kilka osób budowało go przez kilka dni, pod dużym wojskowym namiotem. Namiot został zwinięty w dniu odsłonięcia pomnika. Wieczorem był marsz ze świecami. Kilka osób zaklina się, że przy pomniku zatrzymała się grupa młodych chłopaków z wrocławskiej podchorążówki. Stanęli i oddali honory wojskowe.

Kilka osób zaklina się, że przy pomniku zatrzymała się grupa młodych chłopaków z wrocławskiej podchorążówki.

- Mam to gdzieś na taśmie - mówi Grzymalska. - Było ich czterech. Stanęli na baczność i zasalutowali.
Alicja Grzymalska przypomina sobie, że pomnik budowała z Robertem Jezierskim (to chyba jego rower umieszczono na cokole), Igorem Wójcikiem, Jackiem Kudłatym i Andrzejem Kielarem.
- Chłopcy pojechali do jednostki wojskowej i tam, chyba za pół litra, kupili gąsienice od czołgu - wspomina Grzymalska.

- Razem z Robertem Jezierskim pojechaliśmy do punktu skupu złomu, zaraz za Dworcem Świebodzkim - relacjonuje Braun. - Liczyliśmy, że znajdziemy gąsienice ze spychacza albo koparki. A tam stały dwa korpusy, bez wieżyczek, czołgów, prawdziwych T-34. Okazało się, że służyły one za ciągniki w kopalni, bodajże w Lubinie - opowiada. - Gąsienice kupiliśmy legalnie, w cenie złomu. I przywieźliśmy je wynajętym żukiem. Natomiast płyty chodnikowe, wstyd przyznać, ktoś prawdopodobnie zwinął z pobliskiej budowy.

Braunowi wydaje się, że cokół zrobili studenci z ASP. Według Joanny Czarneckiej, cokół za pół litra wybudowali robotnicy, którzy pracowali w pobliżu placu Dzierżyńskiego.
- Obóz żywego protestu? Nie pamiętam tej nazwy - mówi Czarnecka. - Mówiliśmy na to namioty, ale na pewno nie obóz żywego protestu. Zdarzyło się tam kilka ciekawych rzeczy.
Jakich? Na przykład kalendarium wypisane na chodniku. Zaczynało się od punktu, że protestujący chcą ingerować w wewnętrzne sprawy Chin.

- Przychodził do nas korespondent BBC i zawsze śmiał się, kiedy czytał ten punkt - wspomina Czarnecka. - Ale ważniejsze, że przed kalendarium zatrzymywali się przechodnie, kobiety z zakupami, panowie pędzący do roboty.
Poza tym był olbrzymi drogowskaz, starannie wymalowany przez studentów ASP i rozwieszony, za zgodą mieszkańców, na jednym z bloków stojących przy placu. Był tam napis informujący, ile tysięcy kilometrów oddziela Wrocław od Pekinu.
- Dokładnie to wyliczyliśmy - mówi Joanna Czarnecka.
Odsłonięcie pomnika "Pamięci ofiar komunistycznego rządu chińskiego" na trawniku, w pobliżu przejścia podziemnego, zakończyło tygodniową akcję protestacyjną. Ale sam pomnik stał na placu Dzierżyńskiego tylko kilkanaście godzin. Około pierwszej w nocy z 17 na 18 czerwca przyjechała Służba Bezpieczeństwa z buldożerami i ciężarówką. Rozbiórka pomnika trwała 15 minut. Skąd tak dokładnie wiadomo, kiedy pomnik został rozebrany?

- Widzieli to moi rodzice, którzy wracali właśnie z imienin - mówi Joanna Czarnecka.
Dziesięć lat po masakrze na placu Tian'anmen na placu Dominikańskim stanął nowy pomnik, stylizowany na ten sprzed dziesięciu lat. Jego autorem był Marek Stanielewicz. A na pomysł budowy wpadli Leszek Budrewicz i Krzysztof Jakubczak.

- Teraz, po dziesięciu latach, wmurujemy nową tablicę - mówi Budrewicz. - Bo ta stara jest już właściwie nieczytelna. I dodaje, że dziwnie się to wszystko toczy. Bo przez dziesięć lat na murku pod pomnikiem był napis namalowany białą farbą: Polska - Chiny, i bodajże dwie, schematyczne sylwetki ludzkie. Ostatnio napis znikł, jakby wyparował.

Władze chińskie aresztowały 2,5 tysiąca demonstrantów, z których kilkunastu skazano na karę śmierci.

- Pewnie jakiś nadgorliwy urzędnik zobaczył, że coś namazano białą farbą, i kazał to zmyć - wzdycha. - Ale napis znowu się pojawi - zapewnia.

O obozie żywego protestu mówiono ostatnio w ratuszu, podczas naukowej sesji "Rok 1989 z perspektywy 20 lat". Doktor Grzegorz Waligóra zastanawiał się, dlaczego świat nie zauważył pierwszych, prawie wolnych wyborów w Polsce i pierwszej wielkiej przegranej komunistów.
- Może było tak dlatego, że na całym świecie wszystkie czołówki gazet, wszystkie programy informacyjne poświęcone były masakrze na placu Tian'anmen - mówił.

4 czerwca 1989 na placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie zginęło pięć tysięcy studentów, dziesięć tysięcy zostało rannych. Władze chińskie aresztowały 2,5 tysiąca demonstrantów, z których kilkunastu skazano na karę śmierci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska