MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wiara w naszych? Czyli co łączy kometkę, powstanie warszawskie i Śląsk Wrocław

Arkadiusz Franas
Olimpijski spokój. Jest taki związek frazeologiczny bazujący na mitologii. Wyjaśniany jest w następujący sposób: powaga, hamowanie emocji. W dopisie powinien jednak mieć jeszcze jedno stwierdzenie: nie dotyczy Polaków.

Tych wszystkich, którzy już od 27 lipca obgryźli wszystkie paznokcie, powyrywali kępami włosy (ci, co je jeszcze mieli). Nie zanotowano przypadków wyrzucania telewizorów przez okno, co kiedyś, zwłaszcza po meczach piłkarskich, w naszym kraju było regułą. Ale może kiedyś, jak człowiek wyszarpał takiego radzieckiego rubina, który ważył z pół tony, to mu ulżyło. A teraz te plazmy lekkie jak piórko... Żadne odreagowanie. Pozostaje więc nam śledzenie losów kolejnych naszych sportowców. Tylko że trzeba się wykazać refleksem. Bo nasi "mistrzowie" na planszy, macie czy boisku za długo nie goszczą. Cztery lata ciężkich przygotowań. Potem wielogodzinne rozgrzewki, a na koniec weźmie taki zdejmie dres, zamachnie się i... pokonany. Znowu musi ubierać te dresy, pakować się... I przed kamerami zacznie płakać, że miał złe warunki do treningów. To jak miał złe, to może trzeba było wcześniej zrezygnować, zatrudnić się na zmywaku w Londynie i nie zawracać nam głowy. Bo przed zawodami jak jeden mąż wszyscy twierdzili, że są genialnie przygotowani.

No dobrze, mamy już jeden medal (chyba że wczoraj wieczorem w pływaniu udało nam się zdobyć drugi). Srebro wywalczyła Sylwia Bogacka, jeleniogórzanka z urodzenia, w karabinie pneumatycznym na 10 metrów kobiet. Pewnie większość Polaków do lipca tego roku nie miała pojęcia, że istnieje taka dyscyplina sportu. Powiem brutalnie: w zaspokojeniu naszej dumy narodowej czepiamy się, czego możemy.

Przedwczoraj ze zdziwieniem obserwowałem, jak duża część moich kolegów z redakcji patrzyła na walkę w następującej dyscyplinie: slalom K-1 mężczyzn w kajakarstwie górskim. Nikt nie wiedział, dlaczego ci faceci płynęli pod prąd, a nad głowami mieli fruwające kije. Ale płynął Polak i była szansa na medal. Nie udało się. Podobnie jak i w popularnej wśród wczasowiczów kometce, na poważnie zwanej badmintonem. Spokojnie, jeszcze mamy szanse na medale w klasie RS:X. Spieszę wyjaśnić, że to nie zawody cyborgów, a ściganie się na desce z żaglem.

Andriej Andriejewicz Gromyko, wieloletni szef radzieckiej dyplomacji, mawiał, że olimpiada to zastępcza forma wojny. Wiedział chyba, co mówi, bo przez 30 lat zajmował się rozbrojeniem Związku Radzieckiego. Tak, by dużo o tym mówić, a go nie rozbroić. Dlatego pewnie ku zgorszeniu wielu od olimpiady przejdę płynnie do powstania warszawskiego, którego 68. rocznicę obchodzimy właśnie.

Znów rozgorzały dyskusje, czy było ono potrzebne. Dyskusje, których nie jestem w stanie pojąć. Bo toczą je ci, którzy nie mają pojęcia, o czym mówią. Czy było ono potrzebne, wiedzą o tym tylko ci, którzy w nim brali udział. Nie wiem nawet, czy generał Władysław Anders miał prawo oceniać: "Stolica pomimo bezprzykładnego w historii bohaterstwa z góry skazana jest na zagładę. Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to odpowiedzialność". Tylko że nie było go wtedy w Polsce czy Warszawie. A co dopiero teraz my. Czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, co czuli warszawiacy?! Możemy sobie to tylko wyobrażać, czytając różne wspomnienia z pamiętnikiem Mirona Białoszewskiego na czele. Ja jestem w stanie sobie wyobrazić, że słabo uzbrojeni cywile po kilku latach niewoli, mordowania rodaków, latach zakazu bycia Polakiem, miesiącach głodu mogli nie wytrzymać i ruszyć do starcia z nowoczesną armią. Walczyli o to, w co wierzyli. Możemy tylko oddać im cześć. Tak jak to zrobiono podczas meczu, chyba piłki nożnej (bo normalnie przecież futbol wygląda trochę inaczej), Śląska Wrocław ze szwedzkim mistrzem kraju.

Prowokacja czy sabotaż, pytają najwierniejsi kibice wrocławskiej drużyny. Oni nadal wierzą w swój klub, tylko coraz częściej się zastanawiają: o co chodzi? I chyba wcale niebezpodstawnie podejrzewają, że w grę wchodzi jakaś polityka. Ktoś kogoś chce wymienić na kogoś. Ludzie!!! Tylko co to ma wspólnego ze sportem? Tak samo jak przy tym całym zamieszaniu wokół koszykarskich Śląsków, których w przyrodzie stwierdzono dwa. I każdy uważa się za ten najprawdziwszy. Jeden związany z ekipą prezydenta Rafała Dutkiewicza, drugi z ekipą Grzegorza Schetyny. Buduje się obozy poparcia, niedługo dojdzie do powstania bojówek?

Panowie politycy, dajcie sobie na wstrzymanie. Dla prawdziwego kibica Śląsk jest jeden. Od kilkudziesięciu lat. Ten, w którym grali Mieczysław Łopatka, Jacek Kalinowski, Ryszard Prostak, Dariusz Zelig, Maciej Zieliński, Jerzy Binkowski czy Adam Wójcik. A że przez lata zmieniali się zarządzający? OK, tak było. Bo różne były czasy. Nikt nikomu zasług nie odbiera. Największy sukces będzie dopiero wtedy, gdy sprawa zwycięstwa stanie się sprawą wszystkich wrocławian, a nie tylko konkretnych partii politycznych. Jako kibic wierzę w to. Tak samo jak wierzę w medale Polaków na olimpiadzie. Jak i wierzę w sens powstania warszawskiego. Naiwne i niestosowne porównanie? Stosowne, bo ja tak to czuję i w to wierzę. Jako wrocławianin i Polak. Ale czy naiwny?

Możesz dowiedzieć się więcej: Zarejestruj się w***GAZETAWROCLAWSKA.PL/PIANO**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska