18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Vlakiem przez miasto

Małgorzata Pałach-Rydzy
Fot. Marek Pałach-Rydzy
Na hasło zmiany tras linii tramwajowych we Wrocławiu zawsze reagowałam czymś co można określić mieszanką niepewności i przeczucia nadciągającego chaosu.

Do dziś pamiętam własną bezradność, gdy w pewien wietrzny deszczowy dzień, mając dotrzeć z punktu A do punktu B, potrzebowałam w ciągu trzech minut po raz pierwszy przesiąść się na placu Jana Pawła II. Perwersyjna rozrywka.

Ten sam motyw - dość licznych - rozpoczętych właśnie remontów torów tramwajowych w Pradze przyjmuję z obojętną życzliwością nie tylko dlatego, że rzadko tu korzystam z tramwajów. Ale również dlatego, że praska komunikacja miejska jest poprawnie działającą komunikacją miejską. I w zupełnie naturalny sposób uzupełnia ją kolej.

Stacje metra i przystanki są umieszczone w takich miejscach, by przesiadka na pociąg była co najwyżej przejściem na drugą stronę ulicy. Ja, mając do dyspozycji znajdujący się nieopodal mojego mieszkania przystanek tramwajowy, tuż obok stację metra, za nim przystanek autobusowy bez wahania wybieram znajdującą się za rogiem stację kolejową. Bilet - ten sam, co na pozostałe środki transportu. Oczywiście mogę też kupić kolejowy w kasie i, co zaskakujące, zapłacić za niego o kilkanaście koron mniej.

Sieć połączeń została tak zorganizowana, by nie zmuszać pasażerów do licznych przesiadek lub oczekiwania na właściwy pociąg. Najdłuższy mój czas oczekiwania to 20 minut (ale to było o 4 rano, kiedy nawet metro jest zamknięte). Ubolewać mogę jedynie nad tym, że nie każda część miasta wyposażona jest w stację kolejową.

Dworzec Vysocany, z którego jeżdżę do centrum (8 minut, oczywisty brak korków, miejsce siedzące, z okna rozległy widok na miasto) nie jest najwspanialszym dworcem świata. Ot, dwa perony, lastriko w poczekalni, wyblakła farba na ścianach. Nie zauważyłam by Czesi za wszelką cenę dążyli do wykazywania swej "europejskości" (jedyny wyjątek - sprzedawane przy jednej ze stacji metra "euro hot-dogi"), osiągając ją jednocześnie w zupełnie niezobowiązujący sposób. Na dworcu jest czysto, kasjerki są kompetentne, a toalety nie odstraszają zapachem. (Coś takiego na Nadodrzu? Na Świebodzkim?)

Kolorytu lokalnego dodaje miejscu knajpa o wdzięcznej nazwie Lokalka (nomen omen). I znów - miejsce zupełnie przeciętne (kraciaste obrusy na stołach, w oknach pelargonie, w menu smażony ser, knedliczki, piwo i kofola z beczki) ale jeśli ktoś oczekiwałby spotkania tam dworcowego lumpa, mocno się rozczaruje.

Lokalkę odwiedzają nie tylko podróżni, ale i okoliczni mieszkańcy, którzy chcą wśród znajomych napić się piwa lub w szerszym gronie obejrzeć mecz. Jest im tam najwyraźniej bardzo dobrze, bo zdarzyło się raz, że klient nie chcąc zgodzić się z godziną zamknięcia lokalu został z niego wyniesiony - uprzejmie, wraz z krzesłem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska