MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tata, mama i ich córka

Dorota Kowalska, współpraca: Marcin Rybak
Teresa B., oblegana przez dziennikarzy, czuje się więźniem w swoim domu
Teresa B., oblegana przez dziennikarzy, czuje się więźniem w swoim domu Grzegorz Jakubowski
O tym, że małą Alicję krzywdzi jej ojciec, musiało wiedzieć przynajmniej kilkanaście osób: cała rodzina, nauczyciele, jej koledzy. Wszyscy milczeli: ze strachu, z wygodnictwa, poczucia, że "co mnie to wszystko obchodzi". Dziś zgodnie załamują ręce, potępiają, żądają surowej kary. W świetle reflektorów trwa medialny i polityczny spektakl. Tyle że dla samej ofiary już jest za późno. Sytuacji przyszłych ofiar także to nie zmieni. Bo kiedy odjadą wozy transmisyjne, znów wszyscy zamkną się w czterech ścianach obojętności wobec losów drugiego człowieka.

Siedzi na krzesełku w bluzce z dekoltem i spódnicy tuż przed kolana. Niewysoka, blada, z włosami związanymi w kucyk. Rzeczowo, spokojnie odpowiada na pytania dziennikarzy: "Tak mąż gwałcił córkę". "Tam, w tym pokoiku malutkim" - otwiera drzwi i pokazuje do kamery. Tak, wiedziała o tym. Kiedy to się działo, na górze oglądała telewizję. Mąż tak kazał. Jak wracał do ich pokoju, czasami ją nawet przytulał.

- Nic pani nie zrobiła? - dociekają dziennikarze.
- A co ja mogłam zrobić? Groził, że jak sprawa wyjdzie na jaw, zabije mnie i córkę - odpowiada po raz setny, jakby znudzona odpowiadaniem na te same pytania.
Powinna płakać, ale nie płacze. Chociaż ręce załamywać, schować twarz w dłoniach. Ale siedzi prosto. Głos jej nie zadrży.

Teresa B. - matka gwałconej przez ojca Alicji - w ostatnich dniach stała się bohaterką mediów. Trudno z nią o spokojne sam na sam.
- Kto o tym wiedział? - pytam, gdy wreszcie zostajemy w pokoju same.
- Ja wiedziałam, chłopak córki, chyba teściowa, brat męża mógł wiedzieć. Ludzie się mogli domyślać - wylicza.
- Przecież chodzi o pani córkę, a dziecko to rzecz święta - mówię, z trudem hamując emocje.
- Bałam się. Byłam bezwolna. Bóg mi świadkiem, nic nie mogłam zrobić - wyrzuca z siebie jednym tchem.
- Żadna matka tego pani nie wybaczy.
- Wiem - patrzy w okno.

Medialny spektakl
Za oknem trzy wozy transmisyjne i tłum dziennikarzy. Media okrzyknęły Krzysztofa B. "polskim Josefem Fritzlem", bo jak tamten gwałcił i więził swoją córkę. No, może z tym więzieniem to nie całkiem tak było, ale hasło "Fritzl nr 2" sprzedaje się lepiej niż zwyczajny Krzysztof B., mechanik.
Każda szanująca się redakcja przysłała do Grodziska pod Siemiatyczami przynajmniej jednego dziennikarza. TVN 24 nadaje na gorąco. Radiowcy ślą relacje z miejsca. Prasowi dyktują teksty przez telefon.

Jedni dziennikarze siedzą tu od poniedziałku, inni od wtorku, od 6 rano. Dzielą się informacjami, porządkują fakty. Ale one są ogólnie znane: 21-letnia Alicja powiedziała prokuratorowi, że ojciec zgwałcił ją po raz pierwszy, kiedy była 15-latką.
I potem gwałcił systematycznie przez sześć kolejnych lat. Urodziła mu dwójkę dzieci, które oddała do adopcji zaraz po urodzeniu. Milczała, bo bała się o życie, ale teraz zdecydowała się mówić.
Każdy chce z Alicją porozmawiać, ale policjanci zawieźli ją do psychologa, więc trzeba czekać. A tu czas goni, redakcje ponaglają. Chcą "mięsistych relacji", żeby "była matka, córka i ludzie ze wsi". Jeśli trzeba zapłacić za informację albo wywiad, brukowce chętnie zapłacą. Tysiąc, pięć tysięcy, może być nawet dziesięć. Byle wyciągnąć jak najwięcej z tragedii.

O Grodzisku ("Polish Fritzl number two") piszą już przecież "Daily Telegraph", "The Sun", "Sydney Morning Herald", mówią BBC i CNN.
Premier Donald Tusk jest "wstrząśnięty dramatem" i wspomina o chemicznej kastracji pedofilów.
- On jej nie więził przez cały czas, jak Josef Fritzl swoją córkę. Przetrzymywał przez kilka dni, a potem wypuszczał - próbuje uspokajać podinspektor Jacek Dobrzyński, rzecznik podlaskiej policji.

Ale dzień wcześniej sam opowiadał o gehennie dziewczyny i piekle, jakie Krzysztof B. przez lata gotował swojej rodzinie. Więc machina ruszyła i nic jej już nie zatrzyma. Trzeba wywieźć rodzinę w odludne miejsce, bo tu nie mają już życia. Jutro przyjadą kolejne wozy transmisyjne, a dziennikarze zarezerwowali już pokoje w pobliskim hotelu.
- Ponoć się przyznał - rzuca któryś z radiowców i wszyscy chwytają za telefony, żeby dzwonić do redakcji.

Ojca-gwałciciela, Krzysztofa B., zatrzymano w Siedlcach. Chciał uciec za granicę. Prokurator Adam Kozub, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku po kolei wylicza zarzuty, jakie mu postawiono: wielokrotnego zgwałcenia córki, pozbawienia wolności, rozboju z użyciem siekiery, zmuszania do określonych czynności, gróźb karalnych. Krzysztof B. nie przyznaje się do winy, choć nie zaprzecza, że sypiał z własną córką.
Za jej zgodą.
Szok.

Kochany pamiętniku
Matka, Teresa B., nigdy nie słyszała o sprawie Austriaka Josefa Fritzla. Nie ma nawet w domu telewizora, radia nie słucha, a gazet nie kupuje, bo jej nie stać, więc zdjęć męża zakutego w kajdanki też nie widziała. Chodzi po drewnianej podłodze swego niewielkiego domku, niewiele ponad 30 metrów kwadratowych, i sama czuje się jak w więzieniu.

- Kochałam go kiedyś - mówi o mężu. Szarmancki, wygadany, zapewniał, że niczego jej w życiu nie zabraknie. A ona? Zahukana dziewucha ze wsi. Mieszkała z rodzicami w malutkich Pasikurowicach pod Wrocławiem. Skończyła tylko szkołę podstawową, bo nie miała rodzeństwa, a ktoś musiał zostać na gospodarce. - Roboty było tyle, że nawet na zabawy nie chodziłam - wzrusza ramionami. Zero emocji, martwa twarz.
Nie miała marzeń. Jej świat to były świnie w chlewie i żyto na polu za stodołą. No i pewnego dnia kuzyn przyprowadził do domu Krzysztofa. Razem pracowali, a Krzysztof szukał żony. Na zdjęciu ślubnym oczy jej się śmieją jak małej dziewczynce. Ma suknię do ziemi, wianek z białych kwiatów na głowie i welon opadający na ramiona. Krzysztof stoi chmurny, w ciemnym garniturze. Ale kiedy dwa lata później urodziła Alicję, po prostu nosił ją na rękach.

- Nie chciał syna, tylko właśnie córkę - opowiada. Jednak początkowo nie zauważyła, żeby jakoś szczególnie kochał Alicję inaczej niż ojcowie kochają swoje dzieci. Dopiero kiedy Ali urosły piersi i pupa, zaczął córkę faworyzować. Młodszego syna Janka nigdy nie brał na kolana, nie przytulał. Alicję klepnął w pośladek, czasami przytulił jakoś tak dziwnie, nie po ojcowemu. Obsypywał prezentami. Ta wieża, co stoi na kredensie, to od niego.

- Mówiłam mu, że to nastolatka i nie powinien jej obmacywać. A on, że to jego córka i nikomu jej nie odda - opowiada. Pierwszy raz zgwałcił Alicję zaraz po tym, jak skończyła 15 lat. Była dorosła. I jego.
- Domyślałam się - przyznaje Teresa B. - Te spojrzenia, poklepywanie, która matka by się nie domyśliła. No i córka pisała pamiętnik. Coś mnie podkus

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska