MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szyją ubrania dla gwiazd

Eliza Głowicka
Najtańszy garnitur kosztuje 4 tys. zł, najdroższy - 40 tys. zł. Noszą je elity: menedżerowie, aktorzy, politycy, gwiazdy show-biznesu
Najtańszy garnitur kosztuje 4 tys. zł, najdroższy - 40 tys. zł. Noszą je elity: menedżerowie, aktorzy, politycy, gwiazdy show-biznesu Mikołaj Nowacki
Jaki musi być krawiec, który szyje garnitur dla Davida Beckhama? Dokładny jak zegarek szwajcarski, cierpliwy jak papier i uparty jak koń. Prawie na pewno jest spod znaku Skorpiona.

Nożyczki służą jedynie do obcinania nitek, a nie do wyrównywania materiału. Przy szyciu ubrania z materiału w kratkę lub prążki potrzeba znacznie więcej czasu niż przy pracy z gładkim materiałem.
No i najważniejsze - dobrze uszyta marynarka ze zwykłego faceta zrobi przystojniaka.

To tylko kilka z rzeczy, których dowiedziałam się od krawców z wrocławskiej firmy Twins, która od wielu lat szyje luksusowe garnitury dla panów. Najtańszy kosztuje 4 tys. zł, najdroższy - 40 tys. zł. Noszą je elity: menedżerowie, aktorzy, politycy, gwiazdy show-biznesu, m.in.: Mateusz Kusznierewicz, Jan Englert, Adam Hanuszkiewicz, Hubert Urbański.

Od kilku lat stałymi klientami i ulubieńcami pań są Wojciech Mann ("sypie dowcipami przy zdejmowaniu miary") i Andrzej Olechowski ("przesympatyczny dżentelmen, koneser kobiet"). W garnitury Twinsa ubierają się minister kultury Bogdan Zdrojewski i wiceprezydent Wrocławia Adam Grehl.

Dwa lata temu Twins nawiązał współpracę z londyńskim butikiem Spencer Hart, gdzie ubierają się artyści. I tak ich klientami stali się David Bowie, George Michael, aktor Anthony Hopkins czy Robbie Wiliams, któremu krawcy uszyli na koncerty specjalną frako-marynarkę.

Jedno z ostatnich głośnych zamówień pamiętają dobrze. Garnitur dla Davida Beckhama na olimpiadę w Pekinie. Zamówienie superekspresowe, bo mieli na nie zaledwie dwa tygodnie. Miarę ze sławnego piłkarza zdjął ich przedstawiciel w Londynie. Garnitur był szary, z cienkiej wełny 200. Wąskie klapy, zapięcie na jeden guzik. Zdążyli. Z wyjątkiem najważniejszych osób w firmie, krawcowe nie wiedziały dla kogo szyją.
- Gdyby wiedziały, jeszcze by się zbyt zestresowały. Zasada jest taka, że konkretnemu klientowi nadaje się kod - tłumaczy z uśmiechem Marta Sokalska z działu handlowego.

Marka Twins nie jest powszechnie znana Polakom, bo nie reklamuje swoich ubrań. Firma wyznaje zasadę, że produkt broni się sam, a najlepszą reklamą jest poczta pantoflowa.
- Na przykład podczas bankietu biznesmen szepnie na ucho ministrowi, gdzie uszył ostatni garnitur - śmieje się Małgorzata Stasiak, szefowa produkcji, jedna z najważniejszych osób w Twinsie od 13 lat. To ona zdejmuje miarę z najważniejszych klientów.
- Bo właściwe zdjęcie miary to 70 proc. sukcesu. Wtedy trzeba uchwycić wszystkie mankamenty typu opadające ramię, wystające łopatki - wyjaśnia.
Sala produkcyjna, gdzie powstają najbardziej luksusowe garnitury, w niczym nie przypomina hal w większości zakładów odzieżowych. Nie słychać turkotu maszyn do szycia, nie ma atmosfery pośpiechu, popędzania.
- Pośpiech? Broń Boże, niewskazany. Choć nie oznacza to, że z jedną rzeczą trzeba się cackać godzinami - zaznacza szefowa produkcji. Większość prac wykonuje się ręcznie, jak przed wojną, a wszystko musi być najwyższej jakości. Materiał wierzchni i podszewka (z bawełny, ale wygląda jak jedwabna). Nici są z jedwabiu, guziki z rogu bawolego, orzecha kokosowego lub macicy perłowej, włosie końskie do usztywniania wkładów krawieckich. Za to właśnie płaci klient.

Początki w firmie były bardzo ciężkie. Nie ze względu na niestabilność gospodarczą czy brak zamówień.
- Najtrudniej było pozyskać ludzi do pracy i zmienić ich mentalność. Tego robienia byle jak, aby tylko zrobić swoje. Niektórzy przychodzili z nastawieniem "jestem dobrym krawcem", ale jak zobaczyli, jaka tu jest dokładność, to odpadali - wspomina Bogdan Zieniewicz, prezes i współwłaściciel firmy. Ciężko też było przekonać partnerów w Anglii czy Niemczech, że polskie firmy stać na luksusową jakość nie tylko w postaci wódki luksusowej.
- A przed wojną Polska była postrzegana jako mekka krawiectwa - wzdycha prezes.

Szwaczki, które przychodziły z cenionych za PRL-u wśród prominentów zakładów przemysłu odzieżowego, jak OTIS, Intermoda, Silana, trzeba było uczyć wszystkiego od nowa. Pół roku uczyły się szyć na resztkach materiału. Szkoda było przecież marnować drogą angielska wełnę. Pół roku szkolili się pod okiem Niemców z firmy Regent, brygadzista oglądał każdą uszytą sztukę i, gdy było trzeba, kazał szyć na nowo.

- Rotacja była straszna. Nie zdążyłam zapamiętać imion pracownic, bo tak się zmieniały. One wyniosły z dawnych miejsc pracy podejście: centymetr w tę czy w tamtą - co to za różnica, można obciąć albo naciągnąć. Tu musiały uczyć się szyć co do milimetra - opowiada pani Małgosia. Zostali najbardziej cierpliwi i zawzięci. - I prawie wszyscy są spod znaku Skorpiona - zauważa.
Ci, którzy dłużej tu pracowali, wynieśli wyśrubowaną dokładność.
- Koleżanka z kontroli, która odeszła do dużego zakładu odzieżowego, też do działu kontroli, pierwszego dnia wstrzymała całą produkcję. Nic jej się nie spodobało - śmieje się szefowa produkcji.

Proces tworzenia ubrania zaczyna konstruktor Jerzy Milarski. To on walczy z najbardziej trudnymi sylwetkami, z którymi komputer nie jest w stanie sobie poradzić. Potem bierze się za nie kreślarz i krojczy Ryszard Barszczyk. Od 10 lat w Twins, jeden z dwóch mężczyzn na produkcji. Kiedyś pracował u krawca na Sokolniczej.
- Najtrudniejsze było przestawienie się na taką precyzję. O, tak, żeby ten prążek zszedł się równo z tym prążkiem, ani milimetra dalej - pokazuje granatowy materiał w ledwo widoczne prążki. - Nie mogę się spieszyć. Jeśli zrobię błąd, wyjdzie to w późniejszym etapie. Tu jest jak w łańcuszku: jedno ogniwo siądzie i łańcuch pęka - dodaje.

Na hali nie może być osób nerwowych. Anna Falacińska z Jelcza-Laskowic ze stoickim spokojem wszywa patkę, ale i kołnierz wszyje. Teresa Witych cierpliwie stebnuje ręcznie kieszonki, dziennie 10 ich robi. Bożena Chwastyk, brygadzistka zespołu drobnych części, fastryguje elementy marynarki, która kilka godzin nawilżała się w specjalnej maszynie.
- O, proszę, jaka pięknie wysklepiona klatka - zachwyca się przodem jednej z marynarek.
Irena Mirek ręcznie haftuje monogramy - właśnie pracuje nad RS w marynarce, która ma być prezentem żony dla męża w rocznicę ślubu. Barbara Zbilska od 10 lat obszywa dziurki, przyszywa guziki i podszewkę.
- Ramiona bolą, ale co robić - mówi z uśmiechem. Na koniec gotowe dzieło jest prasowane przez maszyny - każda część osobno.

To, czego nie wyprasuje maszyna, robi ręcznie Tadeusz Frąszczak. Ma problemy ze słuchem, ale jest niezastąpiony. Nawet prezes radzi się go czasami. 
- Takich prasowaczy ze świecą by szukać. Marynarka musi żyć własnym życiem, łagodnie się układać, dlatego prasowanie jest takie ważne - chwali go szefowa.

Małgorzata Stasiak podkreśla, że choć w firmie jest specjalizacja (ktoś lepiej wszywa podszewkę, ktoś inny kołnierze, a jeszcze inny stebnuje), nie ma takiego zamówienia, którego by nie zrealizowali. Uszyją zgrabny garnitur dla pana tęgiego i chudego jak tyczka, zapaśnika o rozbudowanej klatce piersiowej i mężczyzny o wypukłych plecach. Ukryją dużą pupę - czyli prominentne pośladki, jak żartują krawcowe.

Elegancki adwokat warszawski zapałał miłością do Twinsa, gdy przyjęli od niego nietypowe zamówienie na marynarkę. Nikt inny nie chciał się go podjąć: mecenas przekazał płytę z filmem "Ostatni Samuraj" i ze wskazówką, na której minucie zatrzymać film. Chce, aby mu uszyć marynarkę taką, jaką nosi w jednej scenie cesarz Japonii.

Krawcowe przyznają, że mają już swoje skrzywienia zawodowe.
- Wiadomości w telewizji spokojnie obejrzeć nie mogę, tak się denerwuje. Wyglądem naszych polityków. Jak oni mogą tak fatalnie się ubierać? A to źle dobrana długość marynarki, a tu materiał aż wisi, a tam się marszczy. Od razu pojawia się myśl: ja bym go inaczej ubrała, tu bym więcej zebrała… - opowiada Halina Czornak, brygadzistka.

Gdy panie dowiedzą się, kiedy leci program, w którym występuje bohater w "ich garniturze", przekazują sobie informację, a potem oglądają i dzielą się wrażeniami.
- Od razu widzimy, co można by zrobić lepiej, np. poprawić podszewkę, choć dla większości osób facet wygląda idealnie - mówią szwaczki. Generalnie grzechem polskich mężczyzn jest kupowanie marynarek za dużych i o zbyt długich rękawach.

Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu Małgorzata Stasiak poleciłaby innego krawca. Dobrze ubranym politykiem jest szef Samoobrony Andrzej Lepper, ma świetnie dobrane i uszyte garnitury. Doczepić się nie można do premiera Donalda Tuska, ale jest proporcjonalnie zbudowany, wiec to nie sztuka uszyć dla niego garnitur. Wyzwaniem byłoby szycie dla takich osób, jak choćby Przemysław Gosiewski albo Ryszard Kalisz. Idealnie ubrany jest prezenter TVP Piotr Miśtal.
- Perfekcyjny krój i długość rękawów, spod których wystaje mankiet koszuli. Dobrane kolory. Nic dodać, nic ująć - zachwyca się pani Małgosia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska