MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stadion nad rozlewiskiem, czyli jak zima zrobiła Wrocław w konia

Arkadiusz Franas
Pogubiłem się. Że akurat ja, to mały problem. Ale pogubili się też chyba wszyscy święci w naszym mieście. Albo to tylko tak wygląda, albo faktycznie nikt nie wie, co się dzieje z wrocławskim stadionem.

Otwarty już wiele tygodni temu, a nadal w budowie. Podobno nawet nie w budowie, bo roboty ustały. Ktoś zabrał klucze od kantorka z narzędziami, nie ma projektów, robotnicy drzemią podparci łopatami, bo brakuje materiałów. Ludzie! Nawet u mnie na wsi budowy garaży prowadzone przez ekipy znalezione pod sklepem (bo śniadanie trzeba przecież wypić) wyglądają lepiej niż jedna z największych inwestycji w powojennym Wrocławiu.

Jak rzekłem, pogubiłem się, ale spróbuję to poukładać. Chcieliśmy mieć nowy stadion, a nie remontować Olimpijskiego. Nadal uważam, że niekoniecznie był to dobry wybór, ale OK. Stało się. Potem był problem z wykonawcą i w trybie nagłym, który nawet zdenerowował urzędników w Brukseli, zmieniliśmy go. Na plac budowy wkroczyła wielka firma niemiecka, której niemieckość miała być gwarantem solidności i terminowości. I co? Termin minął 30 czerwca, a końca nie widać.

Co więcej, owa firma coraz bardziej się stawia i jeszcze stawia warunki. Pachnie mi to lekko szantażem, bo wiedzą, że już niedługo Euro 2012 i władze Wrocławia muszą się zgodzić na wiele ustępstw, choć oficjalnie będą się tego wypierać. I jedni, i drudzy.

Obok stadionu miał powstać piękna galeria handlowa, z której zyski trafiałyby prosto do kasy Śląska Wrocław. A dzięki temu klub ten niedługo miał już i kontem, i klasą sportową przypominać FC Barcelonę. Niestety, jako partnera do interesów stolica Dolnego Śląska wybrała sobie podmiot, który nas wyrolował. Podmiot o pochodzeniu cypryjskim, ale oczywiście związany z Zygmuntem Solorzem.

I w tym momencie odezwę się w stylu tak przez wielu nie lubianym: a nie mówiłem!!! Wiem, że to może świadczyć o przebłyskach megalomanii, ale pozwolę sobie zacytować swój własny tekst sprzed dwóch lat, gdy ratusz zaczynał ten biznes: "Naprawdę się nie dziwię, że Zygmunt Solorz to najbogatszy człowiek w Polsce, bo wie, jak robić interesy. Szkoda tylko, że miasto Wrocław musi grać rolę tego drugiego, któremu zostało... byle co".

No właśnie. Została przepiękna dziura w ziemi. Tuż obok stadionu, który latem przyszłego roku będzie naszą wizytówką na całą Europę. To może, aby zachować twarz na arenie międzynarodowej, wykonajmy pewien manewr. Rozbierzmy płot wokół tej dziury. A ponieważ i tak jest ona już wypełniona wodą i nawet pływają tam kaczuszki, to jeszcze nasadźmy trochę wodnej zieleniny. I powstanie piękne otoczenie.

Co więcej, nadal jest kłopot z tzw. sponsorem tytularnym (czyli czy ma być: Oranżada Arena czy Piwo Stadion), więc może nazwijmy go Stadion nad rozlewiskiem. Powieść "Dom nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej zrobiła furorę, podobnie jak i serial oparty na niej z Joanną Brodzik w roli głównej, więc i ta nazwa powinna wywołać uśmiech zadowolenia na twarzach wrocławian, jak i wszystkich Polaków.

To tyle o tej pierwszej porażce. Wróćmy do tej generalnej, z kończeniem budowy. Nie wiem, czy Państwo kojarzą, jak już od lata urzędnicy różnego szczebla zastrzegali się w swoich wypowiedziach dotyczących końca inwestycji. Prawie zawsze padało: "jak zima nam nie przeszkodzi, to całość powstanie..." i tu podawano datę. Na ogół związaną z końcem roku. Wszyscy bowiem z zadowoleniem liczyli, że jak to bywało rok i dwa wcześniej, mróz i śnieg zaatakują wczesną jesienią i będzie na co zwalić opóźnienie. Czyli wszystko na to wskazuje, że już wtedy była wiedza o kłopotach, tylko nikt tego nie zdradzał.

Zresztą z informacją o inwestycji bywało równie niedobrze, jak i z samą budową. Rzecznicy czy to spółki, czy wykonawcy, gdy dzwonią do nich dziennikarze, są na ogół bardzo zajęci i nie mają czasu na rozmowy z żurnalistami. Pytanie więc, po co oni są? O ile inżynierowie czy kierownicy ewentualnie mogli coś robić przy stawianiu areny, to jak sama nazwa wskazuje, rzecznik prasowy jest od kontaktów z mediami. W tym wypadku do ukrywania i siebie, i informacji przed prasą, radiem i telewizją.

A wracając do zimy, to aura znów nie była łaskawa dla urzędników. I nadal jest... ciepło. Argumentów na opóźnienie brakło. I żeby było jasne. Nie rozdzieram szat, nie krzyczę, że Euro 2012 we Wrocławiu jest zagrożone! Nie ma takiej opcji. Jak się przekonaliśmy, mecze można rozgrywać, a niedoróbki się pozasłania paprotkami czy barwnymi płotami. Chodzi o coś innnego. O prestiż. Mieliśmy być miastem z klasą. Jak sama nazwa piłkarskiej imprezy wskazuje, klasą europejską. A tu co? Rozgrzebany stadion na rozlewiskiem, a wokół coraz więcej hałasu i kłótni. Klasyk mówił, że nieważne, jak się zaczyna, ważne, jak się kończy. A nam się nie udał początek, zaś na koniec aż strach patrzeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska