MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Skandale, dziwactwa i wieści z drugim dnem

Janusz Michalczyk
Ogłuszani zalewem informacji - ważnych, o niejasnym znaczeniu albo zupełnie marginalnych - tracimy ochotę, by poszukać w nich drugiego dna i zastanowić się, jak właściwie mają się do naszych poglądów. Bez wątpienia wiele w tym winy mediów, zwłaszcza tych "gorących": telewizji oraz internetu, które karmią nas najchętniej skandalami i dziwactwami. Proponuję zatem małą gimnastykę umysłową, bo nie warto poprzestawać na szybkich i powierzchownych sądach.

Niedawno zmarł Christian de Duve, który w 1974 roku został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny. Nigdy o nim nie słyszeliście? Nie szkodzi. Ja też nie miałem pojęcia o istnieniu tego naukowca, nie wspominając już o jego zasługach. Dla nas ważne jest, że miał 95 lat, a odszedł z tego świata na skutek eutanazji. Przedtem oświadczył w wywiadzie prasowym, że w jego wieku człowiek już się tak namęczył, że ma prawo zrezygnować z życia. Oczywiście, nasza ocena tego faktu będzie zależeć od światopoglądu - tradycjonaliści powiedzą, że nawet przeżycie 95 lat nie upoważnia człowieka do takiego kroku. Inni stwierdzą, że to sprawa tego człowieka i nikomu nic do tego. Dla mnie najciekawsze jest to, że Christian de Duve był związany z belgijskim Uniwersytetem Katolickim Louvain. Uczelnia poinformowała o eutanazji naukowca w tonie rzeczowym, bez szczegółów. Nikt nie rozdzierał szat, mimo że Kościół surowo potępia skracanie sobie żywota. Nieładnie, Christian...

Angel kopniakami wyłamał drzwi, ale nie zrozumiał krzyczącej po angielsku Amandy. Wtedy pojawił się Charles ze swoim telefonem

Charles Ramsey. Nie, to nie jest kolejny naukowiec. Zyskał rozgłos, gdy powiedział w telewizji , że uwolnił młode kobiety więzione przez 10 lat przez trójkę braci Castro w Cleveland. Jak to w Ameryce - w jednej chwili z zera zrobiono bohatera.

Dopiero po pewnym czasie okazało się, jaki to z Ramseya gagatek. Otóż, koleś obwołany przez media supermanem dwa razy siedział w więzieniu, w tym raz za przemoc wobec żony. Kiedy opadły kurz i euforia, do dziennikarzy zgłosił się mówiący tylko po hiszpańsku Angel Cordero, twierdząc, że to on nadbiegł pierwszy pod drzwi domu porywacza, w które waliła od środka Amanda Berry. To Angel kopniakami wyłamał drzwi, ale nie zrozumiał krzyczącej po angielsku Amandy. Wtedy pojawił się Charles ze swoim telefonem komórkowym, za pomocą którego kobieta wezwała policję. Powiecie, że nie ma większego znaczenia, kto bardziej pomógł: Charles czy Angel. Zgadza się. Jeśli pominąć to, komu przypadnie nagroda za odnalezienie zaginionych kobiet. Nieładnie, Charles...

Rzecz jasna, Christiana z Charlesem absolutnie nic nie łączy. To po prostu dwaj faceci, którzy dali mi ostatnio do myślenia. Nic nie jest takie, jakie się wydaje?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska