Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przejście Świdnickie - kłopotliwy prezent pierwszomajowy

Hanna Wieczorek
W przejściu podziemnym można było spotkać ulicznych muzyków, sprzedwców "wszystkiego", a nawet pucybuta
W przejściu podziemnym można było spotkać ulicznych muzyków, sprzedwców "wszystkiego", a nawet pucybuta Tadeusz Szwed/archiwum
W Przejściu Świdnickim grało wielu ulicznych muzyków. Czasem były to późniejsze sławy, jak Maciej Maleńczuk. Kiedy indziej Indianie z Ameryki Południowej, choć krążyła plotka, że to Wietnamczycy ze Stadionu X-lecia...

Przejście podziemne pod ulicą Kazimierza Wielkiego oddano do użytku 30 IV 1974 roku. Termin nie był przypadkowy. Wrocławianie dostali nowy i - jak na owe czasy - bardzo elegancki prezent w przeddzień 1 maja, czyli Święta Pracy. Było częścią wielkiej inwestycji drogowej - budowy trasy W-Z, którą zresztą ukończono dopiero w 1992 roku.

Tosty i Wolna Grupa Bukowina
Przejście Świdnickie (nazwane tak dlatego, że łączyło przeciętą trasą W-Z ulicę Świdnicką) od razu podpadło wrocławianom. Denerwowały przede wszystkim przedziwne, bardzo niewygodne schody. Ale mankamentów było więcej. Na przykład młode mamy skarżyły się, że nie mogą z tej drogi skorzystać, ponieważ nie pomyślano o podjeździe dla wózków.

Przejście zapadło w pamięć wrocławian także z innych względów. To tam właśnie otwarto jedną z pierwszych tościarni w stolicy Dolnego Śląska. Całe pokolenia uczniów i studentów przewinęły się przez ów lokal serwujący tosty z serem i pieczarkami.

Było to także miejsce muzycznych spotkań. Grały w Przejściu Świdnickim takie sławy jak Maciej Maleńczuk i Gabriel Fleszar. Byli też bębniarze i Indianie z Ameryki Południowej, choć krążyła plotka, że to Wietnamczycy ze Stadionu X-lecia...
Co ciekawe, jednym z budowniczych przejścia był Wacław Juszczyszyn, lider Wolnej Grupy Bukowina, z zawodu inżynier budownictwa lądowego. Pytany, dlaczego Przejście Świdnickie ma tak niewygodne schody, odpowiada, że... nie wie. Jak dodaje, chodząc po nich, sam boi się, że złamie nogę. Tłumaczy przy tym, że był kierownikiem budowy, a więc przejścia nie projektował. Poza tym odpowiadał raczej za zadaszenie, a nie schody.

Fanaberie? Niekoniecznie
Przejście do najwygodniejszych nie należy, jednak wydaje się, że projektanci trasy W-Z wielkiego wyboru nie mieli. Jak się nam udało dowiedzieć, kiedy projektowano tę inwestycję, brano pod uwagę trzy warianty. Wybrano najłatwiejszy i - nie da się ukryć - najtańszy.

Pierwsza koncepcja zakładała, że podniesie się nieco, o około dwa metry, ulicę Kazimierza Wielkiego, a Świdnicka przy niewielkim zagłębieniu będzie kontynuacją ciągu pieszego. Ten wariant nie dość, że drogi, generowałby hałas powodowany przez przejeżdżające trasą samochody.

Druga koncepcja zakładała, że ulica Kazimierza Wielkiego będzie biegła w pół-wykopie, a Świdnicką połączą kładki dla pieszych. Za kładkami piesi nie przepadają, choć - jak przekonują fachowcy - wszystko zależy od sposobu ich rozmieszczenia. Bo na przykład, jak mówią, projektant Pasażu Grunwaldzkiego zakładał dostęp do tej galerii z trzech poziomów. Dwa - z przejścia podziemnego i parteru - istnieją. Nie ma dostępu z poziomu pierwszego piętra, a ten właśnie miały zapewnić kładki ponad ulicami Curie-Skłodowskiej i Piastowską (pierwsza kończyłaby się na estakadzie wokół sedesowców, a druga prowadziłaby do akademika Dwudziestolatka).

Plany przebudowy
Po raz pierwszy do przebudowy Przejścia Świdnickiego przymierzano się za czasów prezydenta Bogdana Zdrojewskiego. Samochody i tramwaje miały jechać tunelem pod ziemią, a piesi chodziliby bezpiecznie górą. - Tunel musiałby być bardzo głęboki i długi - mówi Bogdan Zdrojewski. - Zaczynałby się gdzieś na wysokości Pałacu Królewskiego.

Ostatecznie pomysł pogrążyła podziemna infrastruktura, bo przebudowa sieci wodociągowych, kanalizacyjnych i ciepłowniczych kosztowałaby majątek. Miasta nie było stać na taką inwestycję.

- Zamiast tego, zastanawialiśmy się nad przebudową samego Przejścia tak, żeby było wygodniejsze dla pieszych - opowiada były prezydent Wrocławia. - Myślano o wy-dłużeniu go tak, by wchodziło się z niego do narożnych budynków, na przykład do KFC, czy też o ruchomych rampach dla wózków.

Bez przejścia ani rusz
Nie wszyscy podzielają entuzjazm wrocławskiego magistratu związany z obecną koncepcją przebudowy i zdecydowanym zwężeniem Przejścia Świdnickiego.

Jak podkreślają, nie jest to malkontenctwo tylko obawa oparta na realnych wyliczeniach. Pomiary wykonane w 2010 roku pokazują, że przejściem podziemnym przechodzi około 9-10 tysięcy osób na godzinę. Można więc spokojnie założyć, że w ciągu doby pokonuje je od 80 do 100 tysięcy wrocławian! Z bezpiecznej trasy korzystają także pasażerowie komunikacji miejskiej. W ciągu każdej doby na przystankach nad przejściem wsiada i wysiada 38 do 40 tysięcy osób.

Okrojone Przejście Świdnickie mają wspomóc światła na Kazimierza Wielkiego. Przypomnijmy, że w ciągu godziny w tym miejscu (w obie strony) przejeżdża około czterech tys. samochodów i 40 pociągów tramwajowych, co oznacza, że mniej więcej raz na 1,5 minuty przejeżdża tramwaj.

Z Maxem Bergiem w tle
Mało kto wie, że trasa W-Z wcale nie jest wymysłem PRL-owskich planistów. Tak naprawdę swoje korzenie ma w planach, kóre na początku XX wieku, bodajże w roku 1919, stworzył Max Berg.

Planował on budowę "krzyżowego" układu komunikacyjnego, którego częścią miała być właśnie trasa W-Z. Wówczas po Wrocławiu jeździło około 50 tysięcy samochodów. Dzisiaj jeździ ponad pół miliona.

Po wojnie plany Maxa Berga zrealizowano jedynie fragmentarycznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska