Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prah znaczy próg

Małgorzata Pałach-Rydzy
Małgorzata Pałach-Rydzy
Małgorzata Pałach-Rydzy Fot. Marek Pałach-Rydzy
Jest kilka pytań, o których wiem, że padną na pewno z ust polskich przyjaciół odwiedzających mnie w Pradze. "A jakich macie sąsiadów?" - pojawia się zawsze.

Prażanie są ludźmi kulturalnymi. Takimi też sąsiadami. Nie ograniczają się do zdawkowych i kurtuazyjnych powitań na klatce schodowej czy korytarzu. Z uśmiechem przytrzymają windę, pomogą wnieść cięższe zakupy, zainteresują się (serio), gdy zza którychś drzwi dobiega swąd przypalenizny.
Nie spotkałam wśród nich ludzi wścibskich czy natarczywych, może są tu rzadszymi okazami. Nikt nie zagląda innym do okien, nie prowadzi ewidencji odwiedzin i nie sprawdza dlaczego światło świeci się do późna.

Mimo jednak wielkiej życzliwości i zauważalnej sąsiedzkiej solidarności zastanawiająca jest jedna rzecz. Dobrosąsiedzkie stosunki ustala się tu wyłącznie na "terenach wspólnych". Przestąpienie progu mieszkania naprzeciwko jest niemal jak zdobycie ośmiotysięcznika.

Szczególnie latem miałam częstą okazję do zdziwień. Na balkonie położonym dokładnie nad moim, przy ładnej pogodzie zwykło bawić się kilkuletnie dziecko. Wśród wielu innych przedmiotów największą jego uwagą cieszyło się małe czerwone ferrari. Już kilka sekund przed charakterystycznym hukiem, wiadomo było, że ferrari znajdzie się na moim balkonie. Po kilku minutach przybiegnie zaaferowana mama brzdąca i stając w drzwiach (ani pół stopy przez próg, mimo zaproszenia) będzie grzecznie przepraszać i dziękować. A gdy innym razem ja wbiegnę piętro wyżej by zwrócić cenny przedmiot również zostanę przyjęta w drzwiach wśród uśmiechów, podziękowań i przeprosin.

Specyficzna jest ta mieszanka czeskiej uprzejmości ze słynną rubasznością i jasnym określeniem nieprzekraczalnych granic prywatności. Znam przypadki, gdzie nawet bliscy sobie wieloletni przyjaciele nigdy nie odwiedzili się wzajemnie w domach.
O ile we Wrocławiu wejście do mieszkania było niemal oczywiste, nawet gdy celem wizyty było udostępnienie zasobów soli, to tutaj dwie bliskie sąsiadki, umawiając się na kawę idą do kawiarni za rogiem (inna sprawa, że tu kawiarnia prawie za każdym rogiem).

Wielką ciekawostką byli w tym kontekście dla mnie Słowacy, których dość często można w Pradze spotkać. Są o wiele bardziej bezceremonialni w nawiązywaniu kontaktów. Zdarzyło mi się być zaproszoną na kawę do domu miłego słowackiego małżeństwa tego samego dnia, w którym zaledwie zdążyłam ich poznać. "Mała kawa" przeciągnęła się w długie spotkanie, a przejawów gościnności przybywało z każdą minutą.
W swoich domach pozwalają się odwiedzać Polacy, Węgrzy, mieszkający tu Rosjanie czy Hiszpanie. Jednak w mieszkaniu Czecha nie byłam dotąd ani razu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska