Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polakom się nie przelewa?

Andrzej Górny
Słyszę i czytam o wciąż nowych przypadkach znieczulicy i nieuctwa w służbie zdrowia. Umierają dzieci źle zdiagnozowane i te, do których bezmózgi dyspozytor nie wysłał karetki, bo matka zgłaszająca konieczność pomocy "mówiła spokojnym głosem". I może tu jest pies pogrzebany; wbrew znanemu powiedzeniu, spokój nas nie uratuje. Może trzeba działać tak, jak ów pacjent, który zadzwonił ze szpitala po ratunek… na pogotowie. Ta paradoksalna akcja stała się znana w całym kraju; mam nadzieję, że jej pomysłodawca przeżył.

Wraz z rodziną odwiedziłem w jednym z wrocławskich szpitali seniora rodu. W pokoju leżało trzech mężczyzn - nasz krewny bez świadomości, drugi pacjent majaczący przez sen i najmłodszy, wpatrzony w telewizor nadający program sportowy. Tego przytomnego spytaliśmy, czy personel interesuje się pacjentami. - A gdzie tam - brzmiała odpowiedź. - Od paru godzin pies z kulawą nogą się tu nie pokazał.

Ktoś nacisnął guzik alarmowy i już po 15 minutach pojawił się lekarz. Zaczął od pretensji, ze wizytujących za dużo i pora nieodpowiednia. Dodał, że w tym wieku (ponad 90 lat) medycyna jest bezradna, bo nastąpiło "zmęczenie materiału ludzkiego" i można tylko pozwolić delikwentowi spokojnie umrzeć. Tu nie wytrzymał jeden z młodych krewnych i wziął medyka za klapy. Nie szczędząc wyrazów uznanych za obelżywe, zażądał tlenu, kroplówki oraz wszelkich dostępnych środków i zabiegów, które mogą przynieść choremu ulgę. Bo przecież słychać, jak rzęzi i się męczy. Lekarz zrazu uznał się za ofiarę agresji i zagroził wezwaniem policji. Na to kuzynka sięgnęła po komórkę i wy-krzyknęła, że policję, a także prasę, to ona wezwie, aby wszyscy wiedzieli, jak tu się wykańcza chorych. Dodała, że ma też numer do ordynatora i zaraz go powiadomi.

Dyżurny zniknął, ale zaraz pojawiły się pielęgniarki ze stosownymi aparatami, strzykawkami i dobrymi chęciami.
Dziadkowi to wiele nie pomogło, zmarł kilka dni później, ale może lżej mu było odchodzić? Może gdyby rodzice, odsyłani od Annasza do Kajfasza z chorym dzieckiem, zdobyli się na podobnie "agresywną" postawę, ich pociecha miałaby szanse przeżyć?
Nie zachęcam do stosowania przemocy, ale tolerancja wobec bezduszności i biurokratycznej bezmyślności, rujnujących w jakiejkolwiek formie ludzkie życie, też jest nie do przyjęcia. Nie tylko w medycynie.

Zdesperowani pracownicy pewnej firmy wysypali przez urzędem skarbowym kilka ton marchewki. Firma upada, bo jakaś urzędniczka zablokowała jej konto, ponoć z naciąganych powodów. Ludzie tracą pracę, więc protestują jak umieją, by ocalić rodziny przed nędzą. Nie słychać, by przełożeni decydentki zechcieli sprawdzić trafność zarzutów. O zainteresowaniu rządu nawet nie śmiem napomknąć. Mają ważniejsze sprawy.

Czarę goryczy przeleje już jedna kropla. Tych kropel i przelanych czar ci u nas dostatek, gdzie nie spojrzeć… I kto śmie twierdzić, że Polakom się nie przelewa?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska