Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie

Wojciech Koerber
Fot. Janusz Wójtowicz
Fani chcą w ringu krwi i ja im to gwarantuję - zapewniał przed sobotnią walką z Albertem Sosnowskim (stawką pas mistrza Europy) Aleksander Dimitrenko.

Jak sama nazwa wskazuje, Niemiec. W każdym razie obywatelstwo ma, tylko papierów brak. Na mistrza. No więc 2-metrowy Dimitrenko padł w Schwerinie nie na deski, a na posadzkę, już w szatni. Nie wiemy do końca, czy ze strachu przed Albertem zemdlał, w każdym razie opuszczał halę na noszach, jak po ciężkim nokaucie. I tyle było krwi gwarantowanej.

Ten Albert to żaden supertalent, sam to zresztą podkreśla, a lepiej niż w ringu prezentuje się, niestety, poza. Grzeczny, ładnie mówi, nie pajacuje, nie wyśmiewał niedoszłego rywala, życzył zdrowia. Klasa. W każdym razie sprzedać chce się głównie jako pięściarz (łatwo nie będzie), a znamy przecież w tym fachu kompletnie odmienne postawy. Marcin Najman woli mówić i bywa w tym czarujący. Swój urok rzucił choćby na ziomka z Częstochowy, Jerzego Kuleja, i panowie deklarują dozgonną przyjaźń.

Pan Marcin żartuje sobie nawet z pana Jerzego, co on może o boksie wiedzieć, skoro nigdy na deskach nie leżał. No a Najman z reguły w parterze boksował. Faktycznie, więcej tam można zebrać doświadczeń. Przykrych głównie. Są też tacy kozacy, co do konferencji prasowych szykują się nie gorzej niż do pracy. Marcin Różalski to akurat prawdziwy fighter. Przed kolejną KSW, w której wystąpi: "Nie jestem wojownikiem, bo wojownik będzie zdobywać zamki za miseczkę ryżu. Ja jestem barbarzyńcą. Nie zaatakuję wioski murzyńskiej, tylko od razu pałac maharadży.

Jestem barbarzyńcą i walczę za łupy, tam gdzie moje sztuczki są nagradzane! To jest cyrk, ja jestem małpą, a małpa chce orzeszki". Seneka Starszy niemalże. Red. Bartek Czekański przypomniał mi natomiast ostatnimi czasy złotą myśl innego wojownika (K-1), Jerome'a Le Bannera. Ten stwierdził, że w siłowni możesz wypracować mięśnie klatki lub mięśnie ud. Nie możesz tam jednak wzmocnić swoich jaj. Albo się z nimi urodziłeś, albo nie. I do tej akurat prawdy trudno przekonywać przekonanego. Ten, co jaja bez wątpienia ma, nazywa się Adamek i pod koniec tygodnia zmierzy się z byłym baseballistą, Vinnym Maddalone. Musi wygrać, bo przecież rywal wejdzie między liny bez kija. A rywal, jak sądzę, przypadkowy nie jest. Poza dziadkiem Andrew żadnemu ciężkiemu jeszcze Góral światła nie zgasił.

Trzeba zatem udowodnić stacjom telewizyjnym, że i w królewskiej kategorii jest w stanie nokautować. By cena wzrosła. A przeciętny Maddalone może, choć nie musi, w tym pomóc. Był czas, że Adamek tracił już kontakt z rzeczywistością, gdy odstawił na bok speca Gmitruka, sądząc, że sięgnie szczytów metodą chałupniczą, a cała kasa zostanie w rodzinie. Szybko jednak zrozumiał, że nie tędy droga i część dochodu musi odprowadzać do znającego się na rzeczy opiekuna. A czy Bloodworth od Gmitruka lepszy?

W każdym razie wciąż stosuje się Adamek do znanej maksymy Zbigniewa Bońka, że aby osiągnąć w danej dyscyplinie sukces, trzeba o niej myśleć przynajmniej 24 godziny na dobę. Zerwał z nią natomiast charakterny Maciej Zegan, który już wcześniej stracił dla boksu głowę (biznesy), a ostatnio także serce. I w sobotę w Schwerinie okrwawił go Eduard Trojanowskij (przecież słychać, że to też Niemiec). Trener Gosiewski musiał rzucać ręcznik już w trzeciej rundzie, nasz radny był bezradny. Nieee, bez serca się nie da.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska