Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patologię najprędzej wytropi pismak

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber, szef działu Sport
Wojciech Koerber, szef działu Sport Janusz Wójtowicz
Wszyscy zdziwieni, bo polskich żużlowców przekręcili w Gnieźnie, a pięściarza Masternaka w RPA. Otóż w sporcie przekręcają wszyscy wszystkich każdego dnia przy ogólnej aprobacie światowych władz, brzuchatych dziadków przyklejonych do płata miodu całym ciałem. Kto potrafi skutecznie walczyć z tym procederem? Oczywiście - wyłącznie dziennikarze. Tylko te jątrzące pismaki, próbujące odcinać spocone tyłki prezydentów od ich stołków.

Pod płaszczykiem szlachetnej walki z rakiem ten oszust Armstrong do dziś pomnażałby majątek liczony w setkach milionów dolarów, gdyby nie dziennikarz David Walsh. To on prowadził przeciw Armstrongowi nieustające śledztwo, bo światowa federacja niczego nagannego doszukać się nie mogła. Tzn. nie chciała. Nie opłacało się.

Kto obnażył aferę korupcyjną w polskiej piłce? Dziennikarze. Kto się wziął za tyłek Seppa Blattera, szefa FIFA? Dziennikarze. Facet nie ma w życiu żadnych obowiązków poza piciem szampana, stąpaniem po czerwonych dywanach i lataniem na Wyspy Zielonego Przylądka, by doglądnąć, czy futbol rozwija się tam odpowiednio szybko. A jak robi interesy, to najchętniej z Putinem albo z Katarem. U nas równie dzielnie trwa na stanowisku szef PZMotu Andrzej Witkowski, piastując stanowisko mniej więcej od bitwy od Płowcami.

Np. zimą zeszłego roku, zamiast na nudny kongres Międzynarodowej Federacji Motocyklowej do Genewy, udał się na igrzyska do Soczi. Chciał się przyjrzeć z bliska ratrakom śnieżnym czy usłyszał, że Marit Bjoergen biega jak maszyna? Wyczytałem ostatnio, że prezes Witkowski planuje kandydować na następną kadencję, gdyż "nie jest to dobry czas na zmiany". No więc ja miałem zostać właśnie naczelnym "New York Timesa", nie zdecydowałem się jednak ze względu na obecną misję. Wakacje za pasem, okres urlopowy, nie, to nie jest dobry czas na zmiany! - pomyślałem. Ale jedna dygresja. Otóż nie mam nic przeciwko wieloletnim działaczom czy trenerom na tym samym stołku, o ile są to oddani sprawie zawodowcy. Niech pracują jak najdłużej ku chwale dyscypliny, niech nie ogranicza ich głupawa kadencyjność. Żadne to remedium, częstokroć odsuwające prawdziwych ludzi sportu na bok, a torujące drogę cwaniaczkom i innym młodym wilkom.

Kilka dni temu, przed meczem Betardu Sparty z Unią Leszno, pisałem: "Pamiętać należy o jednym - w Drużynowym Pucharze Świata obowiązuje absurdalny regulamin, który wyrugował zawodników rezerwowych. Wystarczy karambol na dzień dobry i traci nie tylko drużyna, ale i widowisko, dopuszczając wyścigi w niepełnej, trzyosobowej stawce. To nieporozumienie, ale tam gdzie kończy się logika, zaczyna się żużel. Choć zwolennikami spiskowej teorii dziejów nie jesteśmy, to nie mamy wątpliwości, że regulamin uderza w Polaków. My znajdziemy wartościowych rezerwowych, inne nacje niekoniecznie".

W sobotę w Gnieźnie karambol miał na dzień dobry Hampel. Złamał nogę. Straciła Polska, straciło widowisko, a jakiś przyjemniaczek ze światowych władz mówi tak: "Kiedy wprowadziliśmy pozycję zawodnika rezerwowego, który mógł zastępować żużlowca kontuzjowanego lub chorego, nagle w parkingu mieliśmy plagę zachorowań w trakcie zawodów. Czy to było fair?". Człowiek czyta, opadają mu ręce, uszy i nie tylko. Czy w piłce nożnej, koszykówce, siatkówce, piłce ręcznej etc. rezerwowego można wprowadzić wyłącznie w przypadku kontuzji?

Kto pomoże wyplenić tę patologię? No kto? Pilnujący stołka Witkowski?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska