Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikt nie wycenia "omodlenia"

Zbigniew Figat
O sprawie pisaliśmy w "Słowie Polskim"
O sprawie pisaliśmy w "Słowie Polskim" Michał Pawlik
Wracamy do tematów, które poruszyły naszych Czytelników w "Słowie Polskim".

Ksiądz Andrzej Dziełak, ówczesny proboszcz parafii pod wezwaniem Bożego Ciała we Wrocławiu, pokazywał mi kamery, instalacje i urządzenia alarmowe. Rozmawialiśmy w jego biurze na plebanii o złodziejach wyrażających skruchę w ostatnich chwilach życia.

Na ekranie monitora pojawiały się sylwetki odwiedzających otwartą przez cały dzień świątynię (tylko kilka jest otwartych od rana do wieczora w stolicy Dolnego Śląska), a my mówiliśmy o wyrzutach sumienia dręczących Dobrego Łotra, który ma nawet, unikatowy w Europie i na świecie, ołtarz w świdnickiej bazylice. W historii Kościoła nadano mu imię Dyzma. W ostatniej chwili zrozumiał, czym jest zło.

Potem i my dołączyliśmy do sylwetek na monitorze, stojąc w północnej nawie kościoła, gdzie ksiądz Dziełak wskazał miejsce nad bocznym ołtarzem.
- Tu umieszczę skradzione dzieła sztuki sakralnej, jak tylko wrócą z pracowni konserwatora zabytków.
Człowiek, który je zrabował kilkadziesiąt lat temu, dopiero na łożu śmierci postanowił swój powojenny łup zwrócić proboszczowi. Ten uznał ów ostateczny gest za głos sumienia, stanowiący o człowieczeństwie, na które osoba ludzka zasługuje nawet w ostatniej chwili przed śmiercią, jak umierający obok ukrzyżowanego Jezusa Dobry Łotr, który po wyrażeniu skruchy usłyszał: Jeszcze dziś będziesz ze mną w Raju.

Podzieliłem się z proboszczem swoimi, delikatnie mówiąc, wątpliwościami co do tego typu dość wyrachowanych kalkulacji złodziei, którzy cieszą się prawie do końca życia skradzionymi z kościołów dziełami sztuki sakralnej, wiedząc, że i tak im zostanie to wybaczone nim wyzioną ducha, jeśli na łożu śmierci wyrażą wolę oddania tego, co ukradli. Oczywiście, ksiądz Andrzej Dziełak też nie miał najlepszej opinii o tych, którzy, z całą świadomością cwanej strategii, udawali przez wiele lat uczciwych posiadaczy rzeźb i obrazów świętych, żeby - jak one już na zawsze przestaną cieszyć ich oczy - zwrócić dzieła tam, skąd zostały zrabowane.

Ksiądz Dziełak uzmysłowił mi, że święte obrazy i rzeźby głów aniołków przy ołtarzu Matki Bożej Bolesnej, zrabowane z kościoła Bożego Ciała, były przez setki lat przedmiotem kultu, co w sposób szczególny podnosi ich wartość.
- Nie da się wycenić wieków omodlenia sakralnych dzieł sztuki. Modlitwy wiernych, klęczących w kościele przed obrazami i rzeźbami, sprawiają, że stają się one bezcenne.
Ksiądz dziekan Andrzej Dziełak, który kieruje od niedawna dekanatem wiejskim w podwrocławskiej gminie Żórawina, potwierdza i dziś to, o czym rozprawialiśmy siedem lat temu: historycy sztuki i handlujący takimi dziełami właściciele galerii wycenią każde dzieło, nie wchodząc w to, gdzie dotąd się znajdowało - w salonie, kościele czy na giełdzie staroci. Dla nich "lata omodlenia" nie podbijają ceny. Ważny jest stan rzeźby czy obrazu, no a przede wszystkim liczy się to, że wyceniane dzieło nie jest kopią, lecz oryginałem.

W 2005 roku z grupką studentów dziennikarstwa odwiedziliśmy księdza Dziełaka, który w bocznej nawie świątyni Bożego Ciała pokazał nam zwrócone dzieła, już po dokonaniu prac konserwatorskich. Na swoje miejsce, do nawy północnej, wrócił obraz Chrystusa Zmartwychwstałego i św. Anny z matką, podobno pędzla jednego ze znanych malarzy średniowiecznych, ale nie jest to zbyt pewne, bo jeszcze nie do końca sprawdzone.

Ksiądz nie powiedział studentom nic poza tym, że dzieła zwróciła "wysoko postawiona osoba z Warszawy." Uznał, że nic więcej nie powie.
- I nikt mnie nie zwolni z tej tajemnicy - oświadcza ksiądz Dziełak. - To nie są sprawy do wywlekania na światło dzienne.
- Winowajca naprawia szkodę powstałą z jego winy, a prawda o tym, kto zgrzeszył, nie wychodzi na jaw. Grzesznik pozostaje anonimowy. Dyskrecja zapewniona.

- Są sprawy i ludzie, których nie nazywa się po imieniu - oświadcza ksiądz, który teraz ma parafię na wsi. - Tempo jest tutaj dużo mniejsze niż w mieście, a życie parafian jakby spokojniejsze.
- Te wiejskie kościółki nie zawsze są najlepiej chronione.
- Ale tu, w gminie, obcego ze złymi zamiarami od razu ludzie ze wsi poznają, a i psy go zaraz obszczekają - mówi z uśmiechem ksiądz dziekan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska