MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niech żyje maskarada

Justyna Kościelna
Pomysły balowiczom dostarczały broszurki i pisma modowe już w XIX w.
Pomysły balowiczom dostarczały broszurki i pisma modowe już w XIX w. AARCHIWUM MUZEUM NARODOWEGO WE WROCŁAWIU
Jesteś panną? Zapomnij o dekolcie i ekstrawaganckiej fryzurze. Na zabawie skromnie dygaj panom i dyskretnie rozglądaj się za mężem - słyszały wieki temu młode kobiety. Za co się przebierały? Co i z kim tańczyły? O karnawale w dawnym Wrocławiu z Małgorzatą Możdżyńską i Ewą Halawą z Muzeum Narodowego rozmawia Justyna Kościelna.

Zdaje się, że my, kobiety, mamy fantastyczną wymówkę. Kiedy "odrobinę" przeciągają się nam przygotowania do zabawy karnawałowej, a nasi panowie, już gotowi, przebierają nogami, zawsze możemy im powiedzieć, że jeszcze sto lat temu czekaliby dłużej.

Małgorzata Możdżyńska: I to znacznie! W dawnej obyczajowości bal karnawałowy był jedną z nielicznych okazji na "legalne" damsko-męskie spotkania. Szczególnie stresujące było to dla młodych panien, które na zabawie rozglądały się za mężem. Dziewczęta miały tylko 2-3 sezony na to, by wybrać odpowiedniego kandydata i jeszcze mu się spodobać! W przeciwnym razie czekało je staropanieństwo lub klasztor. Nic więc dziwnego, że miesiącami przygotowywały się do karnawału, obmyślały stroje, dodatki. Było w tym znacznie więcej niż tylko zwykła, kobieca próżność. W końcu kiedyś o statusie kobiety decydował status jej męża. Literatura XIX-wieczna świetnie opisuje niepokoje i napięcie, jakie towarzyszyły długim przygotowaniom do karnawałowego szaleństwa.
Współczesnym niecierpliwiącym się partnerom możemy też powiedzieć, że kiedyś nie wypadało przyjść na czas. Eleganckie panie zawsze odrobinę się spóźniały!

Przygotowanie strojów wieki temu też pewnie było bardziej pracochłonne.

M.M.: W XVIII wieku bardzo popularne były bale maskaradowe. Inspiracji zabawowicze szukali w teatrze i w bieżącej polityce. W niektórych, tych bardziej wykształconych kręgach, modne były stroje historyczne. Bardzo wiernie je rekonstruowano, co oczywiście wymagało wiele czasu, wizyt w bibliotekach i oglądania starych rycin. Jak już ktoś decydował się na takie przebranie, musiał być uważny i bardzo precyzyjny. Towarzystwo było bezwzględne i potrafiło wytknąć jakąś niekonsekwencję w stroju czy, dajmy na to, nieodpowiedni odcień kapelusza, a później szeptać, że strojowi brak wyrafinowania. Maskaradowicze chętnie też inspirowali się malarstwem. Bardzo popularny był np. Rafael. Przebranie się za którąś z jego postaci było bardzo nobilitujące.
Pod wszystkich można było się podszyć?

M.M.: Istniały pewne konwenanse. O ile piękna młoda dziewczyna mogła stać się na czas balu paziem, to już mężczyzna przebrany za kobietę uchodził w wyższych sferach za dziwadło. W dobrym towarzystwie nie wypadało też wystąpić we współczesnym stroju liturgicznym czy zakonnym. O konieczności dostosowania się do takich wymogów czasem informowano na zaproszeniach. Generalnie założenie było takie, że kostium musi odzwierciedlać cechy charakteru tego, kto go nosi. To dlatego wszelkie orientalne stroje zarezerwowane były dla brunetek. Uważano, że te mają ognisty temperament i to im przystoi. W myśl tej zasady blondynki musiały zadowalać się pastelowymi odcieniami i występować w kostiumie Zorzy Polarnej, Norweżki czy... Polki.
Dekolty były?

M.M.: O, i to jakie. Ale w najwspanialsze tkaniny, suknie z dekoltami i futra mogły ubierać się tylko mężatki, którym bogaty strój pozwalał pochwalić się statusem majątkowym małżonka. Panny musiały być skromne i grzeczne. Ale proszę zwrócić uwagę, jaka to była subtelna gra! Kiedy szukały męża, zamieniały się w skromne, podporządkowane istotki. Ekstrawagancja - dziwnym trafem - budziła się dopiero po ślubie.

Co z dziećmi? One też miały swoje zabawy?
M.M.: Oczywiście. I to tak samo wyszukane jak dorośli, tylko o wcześniejszych porach. W XVIII w. arystokracja posyłała małych tancerzy na bale. To była szkoła manier. Dziewczynki uczyły się prezencji, a chłopcy galanterii. Sto lat później zwyczaj ten upowszechnił się także w kręgach mieszczańskich. Mamy cudowne opisy z XIX wieku z francuskich gazet, z sugestiami przebrań dla najmłodszych. Tu inspiracją byli bohaterowie z bajek czy oper dla dzieci. Bardzo popularne były też stroje rodem z XVIII wieku, uzupełnione "pudrowanymi" peruczkami, które sprawiały, że dzieci przemieniały się w "starych maleńkich".

A czym żył karnawałowy Wrocław?

Ewa Halawa: W XVIII wieku bardzo modne było tzw. "chłopskie wesele" w arystokratycznym wydaniu, czyli odgrywanie obrzędów weselnych w trakcie zabawy. Takie bale wydawał w 1724 roku i później wielki śląski magnat, hrabia Schaffgotsch. Role były wcześniej rozdzielone. Szalenie ciekawe było pojawianie się na takich imprezach balowiczów w strojach ludowych z różnych części Europy: Szwajcarii, Tyrolu czy Szwabii.

A jak bawili się zwykli mieszkańcy?

E.H.: Na tzw. redutach, czyli publicznych festynach, na które mógł przyjść każdy. Ale tylko z obowiązkową maską przy twarzy lub w... ustach. Tak trzymało się tzw. morettę. Reduty cieszyły się dwuznaczną reputacją.

Dlaczego?

E.H: Bo pod osłoną maski można było naruszać wszystkie konwenanse, zmieniać się do woli, wchodzić w różne role. Reagowała na to władza. 5 lutego 1727 roku cesarski reskrypt skierowany do wrocławskiego magistratu sugerował, by zakazać używania masek i przebierania się w karnawale. Chęć zabawy była jednak znacznie silniejsza niż wszelkie upomnienia.

W którym miejscu balowali wrocławianie?

E.H.: Przy ul. Biskupiej 13, w sali redutowej pani Locatelli. W XVIII-wiecznym Wrocławiu był to najwykwintniejszy miejski lokal. Słynny bal na 200 osób urządził tam Fryderyk II tuż po aneksji Śląska. Bawiła się na nim miejscowa szlachta, wyższe duchowieństwo oraz rajcy miejscy z żonami i córkami. Ostatnia para zeszła z parkietu około godziny trzeciej nad ranem, chociaż król, ubrany w szamerowany srebrem strój z błękitnego aksamitu oraz maskę trzymaną w ręku, opuścił zabawę dużo wcześniej, niewiele tańcząc. Bogaci mieszczanie udawali się do Resursy Kupieckiej (dzisiejszy Teatr Lalek) oraz Starej, a potem Nowej Giełdy. Tam reduty odbywały się co wtorek, a abonament na cały sezon kosztował 3 talary.
XIX wiek też miał bale, które przeszły do historii?

E.H.: Tak, np. zabawę w Ogrodzie Zimowym Krolla (wznosił się w sąsiedztwie dzisiejszej ul. Szczytnickiej) w 1843 roku. Otworzył ją bardzo barwny korowód. Przez ulice miasta szli poprzebierani artyści. Przewodził… wielbłąd, którym jechał król błaznów.

Wielbłąd?

E.H.: Tak. Zresztą w asyście osiołków. Udział zwierząt w pochodach był bardzo charakterystyczny dla tamtych czasów - podkreślał element egzotyki lub groteski.

Dużym wydarzeniem towarzyskim był też bal maskowy wydany w lutym 1884 roku przez Hansa Urlicha hrabiego von Schaffgotsch w jego, dopiero co powstałym, "Pałacyku". Co tam się nie działo! To był jeden wielki teatr. Zabawa rozpoczęła się o godz. 20. Przy wejściu czuwała Policja Maskowa, która skrupulatnie sprawdzała, czy gość ma na sobie odpowiednie przebranie. Gości witali halabardnicy poubierani w stroje Turków, Chińczyków i landsknechtów. W pewnym momencie na zabawowiczów… napadli włoscy rozbójnicy. Ale zamiast rabować, odtańczyli szaloną, włoską tarantelę. To było jeszcze nic - w pewnym momencie, na wcześniej ustalony znak, wszyscy odkryli swoje twarze. Niektórzy mu- sieli być bardzo zakłopotani.

Co tańczono u hrabiego?

M.M.: Przeróżne, czasami bardzo skomplikowane, tańce, które potrafiły trwać około godziny. Ważny był kotylion, który przyporządkowywał partnerów do siebie. Dochodziło do różnych intryg i zakulisowych starań, żeby odpowiedni pan trafił na odpowiednią panią. Można powiedzieć, że kotylion był jednym z instrumentów uwodzenia. U kobiet ważnym elementem "balowych akcesoriów" był karnet, czyli notesik z powypisywaną kolejnością tańców i tancerzy. Panie stosowały go już w XVIII wieku, a zwyczaj przetrwał do dwudziestolecia międzywojennego! Oczywiście damy cieszące się największym powodzeniem miały
karnet zapisany na długo przed dniem balu. Zdarzało się jednak, że cały wieczór rezerwował narzeczony.

Były mniej wyszukane rozrywki?

E.H.: Pod koniec XIX wieku wrocławianie chętnie bawili się podczas karnawałowych maskarad na lodzie organizowanych w fosie miejskiej. Dużą popularnością cieszył się otwarty w sezonie 1927 i 1928 "Pałac Lodowy" przy parku Szczytnickim.

Po wojnie tradycja zginęła?

M.M.: Nic z tych rzeczy! O dobrą zabawę troszczyli się przybyli do miasta lwowiacy. Nic wtedy nie można było kupić, więc kobiety z wielką wyobraźnią podchodziły do sprawy. Na pierwszym balu, zaraz po wojnie, moja babcia wystąpiła w pięknej, czarnej spódnicy. Uszyła ją z… kilkunastu czarnych, jedwabnych krawatów, które dziadek zabrał w łupie niemieckiemu żołnierzowi.

Rozmawiała Justyna Kościelna

***

Ewa Halawa i Małgorzata Możdżyńska są autorkami wystawy "Był bal. Moda na karnawał", którą można oglądać we Wrocławskim Teatrze Lalek od wtorku do niedzieli w godzinach od 16 do 19. Wystawa jest czynna do 14 lutego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska