Zaledwie (i aż) 183 miliony. To najwyższa jak dotąd wygrana w loterii liczbowej w Europie. Tyle że te miliony były w euro. Około 750 mln zł. Działa na wyobraźnię? To teraz wyobraźcie sobie, że gdy kumulacja doszła do takiej kwoty... nikt nie wygrał. Następna powinna być więc jeszcze większa. Ale, gdy w ostatnim losowaniu z taką kumulacją, w międzynarodowej grze liczbowej Euro Milion, okazało się, że nikt z milionów grających nie skreślił wylosowanych 6 liczb, nagrodę podzielono. Zgodnie z zasadami gry, dostało się każdemu z 20 graczy, którzy byli najbliżej, skreślając prawidłowo 5 z 6 liczb.
Światowy rekord od 18 lutego 2006 roku wciąż należy do mieszkańca Nebraski, który w amerykańskiej loterii Power Ball Lotto - uwaga, prosimy o chwycenie się oparć foteli… - zdobył… 365 mln dolarów. Licząc po dzisiejszym kursie: grubo ponad miliard złotych. Jak to się ma do 24,6 mln zł - najwyższej jak dotąd wygranej w Polsce?
Te miliony od lat, od początku tak zwanych loterii liczbowych, rozpalały miliony ludzi. Trudno nawet szukać, kiedy zaczęły się zakłady liczbowe. Zapewne grano w nie już w czasach innych gier hazardowych, jak choćby kości, które zostały rzucone już przez Cezara. Ale ówczesne loterie miały ograniczony zasięg. Dopiero środki komunikacji, wynalezienie radia i telewizji, spowodowały, że zakłady stały się naprawdę masowe. Wcześniej trzeba było wypełnić kupon, a żeby nie narazić się na oszustwo - pilnować losowania naocznie. Później losowano na stadionach, w studiach radiowych i telewizyjnych.
W Polsce system loteryjny w dzisiejszej postaci wystartował dopiero w 1956 roku, zresztą jako zakłady sportowe, które dopiero rok później stały się klasyczną loterią liczbową. Najwyższa wygrana w tę grę wyniosła wtedy prawie 3,5 miliona. Ale w 1958 r. wprowadzono ograniczenie wysokości wygranej od... góry. Nie można było wygrać więcej niż 1 mln zł.
Nawet to ograniczenie nie ostudziło emocji. A im więcej ludzi grało w odpowiednika lotka - tym większe sumy można było wygrać. I mnożyły się sposoby na wygrane. Oraz... na oszustwa.
- Próby zdarzają się. Nawet najbardziej absurdalne - mówi Piotr Gawron, rzecznik prasowy Totalizatora Sportowego.
Niespełna 800 osób zostało w ciągu 14 lat milionerami dzięki polskiemu lotkowi
Co króluje? Próby wyłudzania niewielkich nagród, za trójki czy czwórki na... podrabiane kupony. Ba! Na kupony z ksero czy drukarki. Taki kupon trafia do kolektury. A naiwny oszust sądzi, że maszyna sprawdza tylko liczby. Gawron wspomina też o innych przypadkach... np. ludziach, którzy namiętnie, po każdej kumulacji, dzwonią, że to właśnie oni wygrali. Tylko kupon gdzieś zginął.
Jak zapewniają przedstawiciele Totalizatora, nie istnieje sposób na wygranie w lotka przez oszustwo. Od kiedy system jest elektroniczny, wszystkie zawarte zakłady znajdują się w nim. Nie ma do niego dostępu przez internet, a z kolektur dane wysyłane są tylko w jednym kierunku. Wszystkie zakłady zamykane są 15 minut przed losowaniem. Sama maszyna to osobna historia: procedura przewiduje jej awarię, a same kule do losowania są miliony razy testowane, czy zapewniają losowość. Powodem ich wymiany może być nawet niewielkie odchylenie wagi.
Są i tacy, którzy podejrzewają, że to sam Totalizator manipuluje wygranymi... Pytanie brzmi: po co? Niezależnie bowiem od tego, czy ktoś wygrywa, czy nie: Totalizator zarabia zawsze. Na nagrody idzie tylko określony procent zakładów. Nawet słynny gwarantowany milion (a dokładniej: dwa) nie jest gwarantowany w 100 procentach. To tylko gwarancja, że taka suma każdorazowo przysługuje za trafienie szóstki. Ale jeśli trafi ją więcej osób?
Straty Totalizatorowi może przynieść inne rozwiązanie: gdy każdy zawarty los będzie zawierał trójkę. Ale to straty w jednym losowaniu.
- Gdybyśmy mogli wpływać na losowania, zakończylibyśmy działalność po jednym dniu. Koszt utraconego zaufania byłby ogromny - mówi Gawron. I przytacza przykład bułgarskiego totalizatora, który stał się ofiarą powszechnej krytyki, gdy dwa razy pod rząd padły te same liczby. Dopiero wypowiedź powszechnie szanowanego rektora uniwersytetu, z zawodu matematyka, uspokoiła nastroje. A matematyk, jak to matematyk: przeliczył, że większe jest prawdopodobieństwo wypadnięcia dwóch takich samych kombinacji liczb, niż oszustwa w totku. Powód? Od ponad 50 lat totalizatory są państwowymi monopolami, które zawsze zarabiają. Zawsze. Niezależnie od tego, czy szczęśliwiec wylosuje milion, czy 500 milionów, w kasie totalizatora zostanie więcej. Nie mówiąc już o tym, że szczęśliwiec od wygranej do państwowej kasy będzie musiał odprowadzić podatek. Tylko w Polsce fiskus jest tak łaskawy, że kasuje ledwo 10 procent wygranej. W USA może zjeść ponad połowę.
Skoro wiemy już, że organizatorzy loterii z wieloletnią tradycją nie są raczej oszustami, to zajmijmy się szansą na wygraną. W Polsce wynosi ona 1 do 13,9 miliona. Czyli absolutną pewność wygranej dałoby tylko skreślenie wszystkich 13,9 miliona kombinacji. Licząc bez tak zwanych zakładów systemowych, oznacza to konieczność wypełnienia tylu kuponów, za 3 zł każdy. Czyli wydać trzeba blisko 42 mln zł... Można na tym zarobić? Zakładając kumulację przekraczającą 42 mln zł - można. Bo do tego dochodzą jeszcze nagrody za skreślone piątki, czwórki i trójki. Tylko jest jeden kłopot... A właściwie dwa. Skreślenie 13,9 miliona kombinacji, nawet z wykorzystaniem drukarki, zajęłoby lata. Miesiące zajęłoby nadanie ich w kolekturze. I cały czas istnieje ryzyko, że kiedy już skreślimy i trafimy, znajdzie się ktoś, kto dzień wcześniej poszedł do kolektury, postawił resztę z pieniędzy wydanych na tanie wino i też trafił szóstkę. Taki ślepy los.
Oczywiście, na całym świecie mnożą się dające 100-procentową skuteczność systemy losowań. Matematycy, którzy też przez lata się nad takimi pocili, mówią prosto: rzeczywiście, system wygrywania w lotto daje 100-procentową szansę zarobienia. Ale tylko temu, kto go sprzedaje.
Zawsze znajdą się głupcy, którzy będą chcieli kupić. A przecież... jeśli ktoś ma taki system, może grać sam. Codziennie.
To jak zdobyć miliony z totka? Podać przepis? Proszę bardzo.
1. Wypełnić kupon i się modlić.
2. Jeśli zna się kogoś, kogo modlitwy zostały wysłuchane (od 1996 roku prawie 800 osób w Polsce dostało na to namacalny dowód w postaci ponad 1 miliona złotych) - należy się z nim ożenić. Bądź wyjść za mąż.
3. Albo... liczyć na spadek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?