Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Mutor: "Przychodzili do nas Kornel Morawiecki i Władysław Frasyniuk, Mateusz Morawiecki i Grzegorz Schetyna"

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
"Budowanie miejsc wspólnych wydaje się potrzebne, choć trudne. Ważne jest, by przy prowadzeniu takich instytucji nie ulec pewnym pokusom i wykazywać konkretne cnoty."
"Budowanie miejsc wspólnych wydaje się potrzebne, choć trudne. Ważne jest, by przy prowadzeniu takich instytucji nie ulec pewnym pokusom i wykazywać konkretne cnoty." Maciej Rajfur / Polska Press
Bycie przedstawicielem jednej opcji politycznej może kusić. My konsekwentnie odrzucaliśmy tę drogę, a po stronie polityków znalazło się zrozumienie – mówi Marek Mutor, który zarządzał Centrum Historii Zajezdnia od początku jego trwania. Teraz został wicedyrektorem Ossolineum.

Maciej Rajfur: 16 lat był Pan dyrektorem Ośrodka Pamięć i Przyszłość. Stworzył Pan Centrum Historii Zajezdnia w 2016 roku. Najważniejszy rozdział w Pana zawodowym życiu?

Marek Mutor: Zdecydowanie. Jestem szczęśliwy, że było dane mi to realizować przez ostatnie 16 lat, od kiedy minister Kazimierz Ujazdowski powołał Ośrodek. Udało się nam zrobić dziesiątki porządnych wystaw. Przyciągnąć ponad milion odwiedzających. Oczywiście najważniejszym efektem tej pracy jest Centrum Historii Zajezdnia, działające od 2016 roku. Przychodzą tam uczniowie, rodziny z dziećmi, co mnie cieszy. Poza tym, to instytucja, która łączy wiele środowisk i osób. Niezależnie od poglądów politycznych i przekonań. CH Zajezdnia jest zakorzenione w etosie „Solidarności”, w etosie chrześcijańskim. A zatem jest otwarta na każdego. I to się od lat udaje, co budzi szacunek we Wrocławiu.

Centrum Historii Zajezdnia jako instytucja kultury finansowana jest ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz urzędu miasta Wrocławia. Wiemy, że to politycznie dwa rozbieżne kierunki. Ciężko było je pogodzić przy Grabiszyńskiej? Szczególnie, że mówimy o zajmowaniu się historią najnowszą, czyli obszarze, który może być wykorzystywany politycznie.

To jest na pewno osiągnięcie i świadectwo, że udało się nam wspólnie stworzyć pewną wartość. Prawdę mówiąc przez lata zawsze istniało pewne napięcie między władzami samorządowymi i rządowymi. Ale zawsze rozmawialiśmy i zachowywaliśmy bliskie relacje z obiema stronami. Myślę, że zadziałał duch Wrocławia – tutaj takie rzeczy po prostu się udają. Sięgaliśmy bardzo wyraźnie do etosu „Solidarności”, niesamowicie inspirującego, który tworzy wspólny mianownik. W „S” ludzie wiedzieli, że się między sobą różnią. Oni nawet tego nie kryli i potrafili się sprzeczać. Ale jednocześnie byli zjednoczeni w imię wyższego dobra: Polski, wolności, praw pracowniczych. To jest dla nas przesłanie, ale także pewnego rodzaju praktyczna wskazówka.

Korzystał z niej Pan w Zajezdni?

Narodowe Centrum Kultury przeprowadziło badania w związku z 100. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości. Okazało się, że my różnimy się bardzo i to w różnych sprawach. Ale łączą nas wartości najwyższe, takie jak wolność, Polska, solidarność z innymi. 98 procent Polaków je podziela. Widzieliśmy to ostatnio przy okazji pomocy ukraińskim uchodźcom. W Zajezdni staraliśmy się sięgać do takich historii, które podkreślają jedność.

Może Pan podać przykład takiej historii?

Oczywiście. Odbudowywanie powojennych zniszczeń. Dalej: kard. Bolesław Kominek i proces pojednania polsko-niemieckiego. I wreszcie „Solidarność”, która we Wrocławiu miała charakter wielkiego i odważnego ruchu społecznego.

Czy przez te lata w Ośrodku Pamięć i Przyszłość oraz w Zajezdni nie zauważył Pan, że podziały stały się coraz głębsze?

To prawda. Dlatego budowanie miejsc wspólnych wydaje się potrzebne, choć trudne. Ważne jest, by przy prowadzeniu takich instytucji nie ulec pewnym pokusom i wykazywać konkretne cnoty. Umiar i cierpliwość. Łatwo jest wejść w pewien spór polityczny i stanąć po jednej ze stron. To bardzo podbija medialne zainteresowanie, a w czasach polaryzacji ma także silne przełożenie finansowe. Są instytucje, które dostały się w matnię wojny polsko-polskiej. Otrzymują poważne wsparcie z jednej strony, a druga je całkowicie odrzuca lub ignoruje. To może kusić – bycie przedstawicielem jednej opcji. My konsekwentnie odrzucaliśmy tę drogę i okazało się, że po stronie polityków znalazło się zrozumienie, bo wielu z nich też myśli takimi kategoriami. Okazują dużo sympatii i wsparcia dla takiej postawy. Do Zajezdni przychodzili i Kornel Morawiecki, i Władysław Fasyniuk. Mateusz Morawiecki i Grzegorz Schetyna.

Ale czy przez takie podejście Zajezdnia nie miała nigdy większych pieniędzy, po które mogłaby szybko sięgnąć?

Może nie miała ich szybko... Przez lata, budując relacje, osiągnęliśmy jednocześnie bardzo trwałą pozycję ekonomiczną. To stabilniejsze niż wielkie jednorazowe akcje, które dają pozorne poczucie mocy. Krok po kroku konsekwentnie tworzyliśmy wokół siebie środowisko sympatyków, czyli tę otulinę społeczną. Budowaliśmy także wytrwale sieć partnerstw ze związkami, stowarzyszeniami, samorządami. Nie kroczyliśmy drogą rewolucji i to się opłaciło. Efektami takiego podejścia są np. Sieć Ziem Zachodnich i Północnych, współpraca z Towarzystwem Edyty Stein, czy nowa, niedawno otwarta wystawa Golgota Wschodu.

Zajezdnia to takie Pana dziecko. Z czego jest Pan najbardziej dumny a czego się nie udało zrobić i teraz można tylko żałować?

Zapewne inaczej zabrałbym się do budowy przestrzeni muzealnej. Początkowo miało powstać Muzeum Ziem Zachodnich w dawnej piekarni przy ul. Księcia Witolda. To nie był do końca przemyślany pomysł, zwłaszcza lokalizacja. Szczęśliwie nie wypalił, ale na kilka lat opóźnił nam inwestycję w Zajezdni. Historia Ziem Zachodnich jest prezentowana w Zajezdni w pełniejszy sposób, przestrzeń przy ul. Grabiszyńskiej daje o wiele więcej możliwości. Poza tym prędzej zacząłbym budować np. relacje międzynarodowe, które okazały się bardzo ważne dla rozwoju instytucji. Były potknięcia, ale całościowy bilans jest bardzo pozytywny.

Czemu odszedł Pan do Ossolineum? To był już czas na zmianę?

Ciężko mi było zostawiać Zajezdnię. Ale myślę, że dobrze zrobiłem. Żeby instytucja nie była dziełem jednego człowieka, a miejscem ciągle żywotnym i trwałym, potrzebna jest zmiana kierownictwa. 16 lat to wystarczająco długi czas, tym bardziej, że dostałem poruszającą moją wyobraźnię i wspaniałą ofertę pracy w Ossolineum. Zatem wszystko się dobrze złożyło.

Gdzie jest teraz Ossolineum, a gdzie chciałoby by być? Z jaką misją przychodzi Pan do Ossolineum?

Moim zadaniem jest wspieranie Łukasza Kamińskiego, w którego przywództwo i wizję wierzę. Po pierwsze, chcemy realizować podstawowe zadanie każdego kierownictwa Ossolineum od 200 lat – zapewnienie trwałości tych cennych zbiorów. Musimy je przekazać następnym pokoleniom, przenieść je w nowe czasy. Drugie wyzwanie to budowa ważnego Muzeum Książąt Lubomirskich, które powstanie w sąsiedztwie gmachu Ossolineum w ciągu najbliższych lat. Musimy zadbać o rozwój pozostałych jednostek: Biblioteki, Muzeum Pana Tadeusza, Wydawnictwa Ossolineum. Poza tym stale pojawiają się nowe wyzwania, na które trzeba odpowiadać. Chcemy, żeby Ossolineum było instytucją jeszcze bardziej otwartą na ludzi. Wbrew futurystycznym wizjom, zgodnie z którymi wszystko zostanie przeniesione do świata cyfrowego, pragniemy zapewnić obcowanie z realnymi artefaktami. Mamy przecież wyjątkowe zbiory, które powinny jak najszybciej ujrzeć światło dzienne i jak najczęściej być podziwiane.

Na przykład?

Pierwsze wydanie książki jednego z patronów roku 2023 - Mikołaja Kopernika, którego 550 rocznicę urodzin obchodziliśmy 19 lutego - czyli „O obrotach sfer niebieskich”. Niezwykłe stare zbiory kartograficzne, czyli kolorowe mapy. W posiadaniu Ossolineum jest wiele skarbów, np. aż 73 procent wszystkich szesnastowiecznych druków polskich.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska