MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lista Przebojów Ludowych z Dolnego Śląska

Piotr Kanikowski
Małgorzata Majeran-Kokott - dzięki niej wróciła moda na muzykę ludową
Małgorzata Majeran-Kokott - dzięki niej wróciła moda na muzykę ludową Tomasz Hołod
Pan Wojtek wozi ludzi z Legnicy do Złotoryi. W niedzielne poranki w jego busie nie gra już Eska, Zetka ani RMF. Madonna i Feel przegrały z zespołami ludowymi, które Małgorzata Majeran-Kokott wyszukuje po dolnośląskich wioskach, nagrywa i puszcza w Polskim Radiu Wrocław. Tego się teraz słucha.

Gdy przyjeżdża, witają ją jak królową. W świeżo wykrochmalonych strojach stoją przed świetlicami i śpiewają specjalnie ułożone na jej cześć przyśpiewki. Czasem ziąb, deszcz - masakra - a oni wszyscy na dworze, pełna gala. W środku stoły uginają się od ciast - każdego trzeba skosztować. Kobiety piekły cały dzień, a teraz podsuwają talerzyk za talerzykiem.
- Na nagrania jeździmy we dwie osoby, a przyjęcia są takie, jakby piętnaście miało przyjechać - opowiada Małgorzata Majeran-Kokott.

Dzwonią później. Mówią "Dzień dobry, pani Małgosiu", a ona od razu rozpoznaje ich po głosie. Dziwią się, że ich pamięta.
- Są dla mnie strasznie dobrzy - wzdycha. - Aż czasem myślę sobie, że w życiu nikt mnie nie będzie kochał tak bardzo jak moi słuchacze. Więc to działa w obie strony. Uwielbiam ich. Niekiedy przychodzi dzień, kiedy pyska nie chce mi się otworzyć, siadam w radiu, kilka telefonów i już jestem nakręcona. Czuję energię, jaka od nich płynie.

Śmieje się, że ma swój fanklub. Potrafią zadzwonić do studia, żeby powiedzieć, że ma najpiękniejszy głos na świecie.
- I wszyscy faceci po sześćdziesiątce kochają się we mnie na zabój - dodaje.
Trochę z nimi flirtuje. Lubi się poprzekomarzać na antenie. Gada ze słuchaczami jak dobra sąsiadka, stara przyjaciółka, a nie obca pani z radia. Za te wypieki i przyśpiewki, za całą galę, odwdzięcza się jak może: Swojakom z Zagrodna pomogła znaleźć akordeonistę, innej kapeli załatwiła buty. Na antenie i poza nią są jak jedna rodzina, połączona słabością do folkloru. Stąd charakterystyczna, familiarna atmosfera "Listy Przebojów Ludowych".

Audycja istnieje od 2004 roku. Co niedzielę od ósmej rano Małgorzata Majeran-Kokott puszcza słuchaczom piosenki, które nagrała po dolnośląskich wsiach, a oni wybierają ulubione zespoły folklorystyczne. Grupa, która w ciągu trzech miesięcy dostała najwięcej esemesów i głosów telefonicznych, w nagrodę nagrywa w studiu Polskiego Radia Wrocław profesjonalną płytę. Wytłoczony w ok. 200 egzemplarzach kompakt artyści mogą zabrać do domu, rozdać znajomym lub zatrzymać dla wnuków.
Wiosną 2007 roku zespołowi Cord z Piławy Górnej wystarczyły 3 tysiące esemesów, by zwyciężyć. Ale już w następnej edycji Jeleniogórzanie podnieśli poprzeczkę: zdobyli 5377 głosów. Rekord należy do Smoliczanek ze Smolnika, na które wiosną 2008 roku głosowało 6115 słuchaczy.
- Płyta jest naszym marzeniem. Ale to droga zabawa - przyznają członkowie Familii z Kunic, która w edycji zimowej (finał 28 grudnia) przez długie tygodnie prowadziła w notowaniach. Niedawno spadła z pierwszego miejsca na drugie.
- Jeśli jakiś zespół poważnie myśli o zwycięstwie, to musi zadbać, aby do radia docierało co najmniej pięćset głosów tygodniowo - twierdzą kuniczanie.

Do radia w niedzielę dodzwonić się nie sposób. Szczęśliwcy, którym udało się połączyć z panią Małgosią, przekazują słuchawkę reszcie domowników, by zanotowała także ich głosy. Ale to wszystko mało. W końcu przychodzi taki moment, że nie ma zmiłuj, trzeba odżałować 1,22 plus VAT na esemesa.
Gosposie z Wiadrowa (ponad 3 tysiące głosów i II miejsce latem 2007 r.) lepiły pierogi, piekły ciasta i jeździły po jarmarkach, żeby zarobić na esemesy. W Jaworze akurat odbywały się Międzynarodowe Targi Chleba, a gmina Paszowice wydała pocztówkę promującą gospodarstwa agroturystyczne. Na zdjęciu wzrok przyciągała młodziutka dziewczyna z Gosposi w stroju ludowym. Więc rezolutne wiadrowiczanki na odwrocie napisały instrukcję, jak oddać na nie głos w radiu. Po występie rozdawały pocztówki tłumom, które ściągnęły do Jawora na targi chleba.

Wsie mobilizują się, jakby chodziło nie tylko o płytę, ale i honor. Gdy Gosposie z Wiadrowa walczyły o głosy, na niedzielnych mszach ksiądz z ambony przypominał o głosowaniu. Na gminnych stronach internetowych pojawiają się informacje o audycji i apele o esemesy. Jeleniogórzanie wydali specjalne ulotki. Łużyczanki z Pobiednej, które rywalizują o płytę z kunicką Familią, wywiesiły plakaty w sklepach. W listopadzie, gdy brakowało im 200 głosów do liderów, obiecały fanom w zamian za esemesy, że zaśpiewają im kiedyś gratisowo. Familia szuka sponsora - jakby się znalazł, zadedykuje mu płytę, zagra i zaśpiewa na imprezie. Głosy ślą członkowie zespołów, sąsiedzi, rodzina, znajomi.
Pielgrzymianki podkreślają z dumą, że osobiście pisał dla nich esemesy ówczesny wójt Stanisław Grzyb. Zawiązują się sojusze. Kapele wspierają się wzajemnie. Członkowie Familii głosowali na Jeleniogórzan, teraz Jeleniogórzanie ślą esemes za esemesem na śpiewaków z Kunic.
- Mobilizuję ludzi, by ustanowili nowy rekord - mówi Marian Zdybał, założyciel i opiekun zespołu Jeleniogórzanie. Na Familię głosują też Rybniczanki i Róża Kłodzka. Przyjaciele z ludowych festynów. I tak się to kręci.

Ten esemesowy wyścig nie bardzo podoba się Edmundowi Gackowi, który akompaniuje m.in. Kukułeczkom z Pogwizdowa (właśnie pojawiły się na "Liście Przebojów Ludowych").
- Dla mnie zrobiło się to wszystko zbyt komercyjne - mówi. - Szanuję panią Małgorzatę Majeran-Kokott za promowanie ludowej muzyki. Jednocześnie widzę, że w "Liście" wygrywają niekoniecznie zespoły najlepsze, ale takie, które potrafią się zorganizować. Walory artystyczne schodzą na dalszy plan, bo wystarczą 2-3 zasobne osoby, które wyślą kilka tysięcy esemesów, i mamy pierwsze miejsce. Byłoby znacznie sprawiedliwiej, gdyby przy sporządzaniu notowań oprzeć się nie na esemesach, ale telefonach czy kartkach pocztowych.

Najważniejsza jest radość z uprawiania muzyki. W Czaplach kobiety dwa lata temu założyły zespół Czaplanki, bo - jak mówią - to fajna zabawa.
- Tylko z mężami są problemy, bo zazdrośni - śmieją się. - My wyjeżdżamy na występy, a oni sami zostają w domu.
- Kocham śpiewać - opowiada Daniela Ziemiańczuk z Familii. - Jak byłam dzieckiem, to w domu wszyscy śpiewali.
- Muzyka ludowa to żaden obciach. To są nasze korzenie. A naród bez swojej kultury jest jak drzewo bez korzeni: nie przetrwa - przekonuje Marian Zdybał. Kiedy 25 lat temu montował swój pierwszy zespół, byli jednymi z nielicznych. Dzisiaj - szacuje - na samym Dolnym Śląsku działa 300 grup folklorystycznych.
Ale - gdyby nie Radio Wrocław - nie byłoby ich słychać w eterze.
Małgorzata Świderska, dyrektorka Gminnego Ośrodka Kultury w Paszowicach, wspomina, jak wracała z wakacji samochodem przez 2 tysiące kilometrów do Polski. W Grecji radio grało grecką muzykę, w Serbii serbską, w Macedonii macedońską. Dopiero w Czechach zaczęło się coś zmieniać, a kiedy wjechali do Polski, po piosenkach zupełnie nie można było poznać, co to za kraj.
- Moja córeczka (8 lat) oswoiła się z ludową muzyką - mówi Małgorzata Świderska. - Kiedy włączałam w niedzielę "Listę Przebojów Ludowych", ona rozpoznawała, kto śpiewa, miała swoich faworytów, kibicowała im.
- Coś się zaczęło dziać - mówi Krystyna Paluch, która śpiewa w Pielgrzymiankach. - Mamy tyle zaproszeń, że jeździmy z imprezy na imprezę.
- Jest zapotrzebowanie nie tylko na taką muzykę - uważa Zenon Bernacki, animator kultury ludowej w powiecie złotoryjskim. - Zespoły przywożą często ze sobą regionalne potrawy, stroiki czy ozdoby na stół. Ich talenty kulinarne czy plastyczne są dopełnieniem muzyki.

Działa magia radia: organizatorzy dzwonią do Małgorzaty Świderskiej z prośbą o konkretny zespół. Jak na "Liście Przebojów Ludowych" królowały Gosposie - proszono o Gosposie. Teraz radio gra Kukułeczki i nagle wszyscy chcą zobaczyć je u siebie na scenie. Czyżby więc dzięki Małgorzacie Majeran-Kokott wracała moda na ludowe?
- To nie jest moda, ale społeczna potrzeba autentycznych doznań - uważa Edmund Gacek, który w gminie Paszowice prowadzi trzy zespoły ludowe. - Ludzie wycofują się z zachodniego zgiełku. Szukają czegoś, co kiedyś było, a teraz się zatraca. Prostej, docierającej do ucha muzyki. To coś można odnaleźć w naszej kulturze ludowej.
- Słuchalność mojej audycji bije ostatnio wszelkie rekordy - potwierdza Małgorzata Majeran-Kokott. - Moi odbiorcy to głównie ludzie ze wsi, członkowie zespołów, ich rodziny i znajomi. Ale odbierałam już telefony także na przykład od pracowników naukowych wrocławskiej politechniki, którzy postanowili zagłosować na swoich faworytów.

Którejś niedzieli - gdzieś między sołtysową z Gorzanowa a panem Stanisławem z Różanki - na antenę dodzwonił się Tadeusz Drozda. Wracał akurat przez Dolny Śląsk z zagranicznych wojaży. Umęczony anglosaską papką z rozgłośni zjednoczonej Europy, od której nie mógł się uwolnić przez tysiące kilometrów, zaraz za polską granicą zaczął szukać w radiu czegoś swojskiego. Naciskał przyciski i nagle z głośników popłynęły jakieś łodiridi uha, jakieś faj duli faj duli taj, jakieś śpiewane a capella pieśni o kogucie, co go baba wsadziła do buta, i o dziewczynie, co ma krótki fartuszek. Zaczarowało go. Dokończył podróż przy "Liście Przebojów Ludowych" Polskiego Radia Wrocław. Z komórki zadzwonił do studia, by powiedzieć, jakie to piękne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska