Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lepiej być spawaczem niż politologiem? Sprawdziliśmy...

Jacek Antczak
Spawacz Andrzej Watras i politolog Marek Migalski
Spawacz Andrzej Watras i politolog Marek Migalski fot. Tomasz Hołod/Paweł Relikowski
"Lepiej być pracującym, dobrym spawaczem, niż kiepskim politologiem bez pracy" - zdiagnozował sytuację na rynku pracy Donald Tusk. Jacek Antczak sprawdził, jak na słowa premiera reagują dobrzy spawacze i niekiepscy politolodzy.

- Rzeczywiście: spawacz to zawód marzenie. Praca jest wszędzie, a pensje wielkie. Tak, spawacz to był ktoś. Tyle że 25 lat temu - mówi Krzysztof Pudlewski, który w 1986 roku zrobił specjalistyczny kurs i z rodzinnego Bartlewa trafił do Stoczni Gdańskiej, a potem był m.in. spawaczem w toruńskim Apatorze.

Lepiej być kelnerem niż socjologiem
- W latach 80. w stoczni było dwa tysiące spawaczy. Na moim dziale, K-3, było nas chyba z 20. Nie dość, że pracowałem i strajkowałem u boku Lecha Wałęsy, to jeszcze zarabiałem 800 tysięcy złotych, czyli tyle, ile moi rodzice, nauczyciele, razem wzięci - opowiada były spawacz, wrocławianin, który dziś pracuje w ekipie remontowej. Na brak zajęć nie narzeka, bo ma w cv cztery zawody - jest hydraulikiem, spawaczem, ślusarzem i cieślą. Na dodatek ostatnio ukończył "akademię technik malarskich" w Polifarbie.

Ale żaden z tych fachów pracy nie gwarantuje. W ogóle jego zdaniem w naszym kraju w tych czasach robotę zapewnioną mają tylko... komornicy. - W życiu bym nie wpadł, by synowi poradzić, żeby został spawaczem. Po pierwsze, to trudny i szkodliwy dla zdrowia zawód. Po drugie, od dawna żadnych kokosów z tego nie ma. Chyba że za granicą - zaznacza Pudlewski. Jego 17-letni syn będzie... kucharzem. Sam wybrał ten zawód. Ojciec poradził tylko, by szedł do technikum gastronomicznego, ale akurat we Wrocławiu je zlikwidowano, więc chłopak uczy się gotowania w zawodówce.

Intuicję Krzysztofa potwierdzają dane z urzędów pracy. Na Dolnym Śląsku jest wielu fachowców bez pracy. Najwięcej mamy bezrobotnych ślusarzy i elektryków, a wśród ubiegłorocznych absolwentów zawodówek - sprzedawców, mechaników samochodowych, kucharzy.

Gdyby premier rozpoznał rynek i chciał młodzieży ciągnącej tłumnie na studia politologiczne (spośród 535 ubiegłorocznych absolwentów dolnośląskich uczelni na tym kierunku 38 zarejestrowało się jako bezrobotni), socjologiczne (15 spośród 497) czy dziennikarskie (13 z 965), powinien powiedzieć: "Lepiej być pracującym opiekunem ludzi starszych niż politologiem bez pracy" lub "Lepiej być kelnerem...", a już "najlepiej być technikiem prac biurowych...".
Bo najwięcej ofert pracy otrzymują opiekunowie osób starszych, kelnerzy i biurowi technicy. Poza tym na pracę od ręki nie może liczyć właściwie nikt. Bezrobotnych spawaczy też nie brakuje...

Lepiej być premierem niż wyborcą z papierem
Niektórzy publicyści zinterpretowali słowa premiera o "kiepskich politologach" jako nieświadomy atak na własnych wyborców. Młodych, wykształconych, z wielkich miast, studiujących nauki społeczne czy humanistyczne na uczelniach, które obniżyły poziom i bardziej "produkują" niż kształcą magistrów. W otoczeniu Donalda Tuska, historyka z wykształcenia, nie brakuje absolwentów takich kierunków. Premier zasugerował, że ich wykształcenie jest niewiele warte. Za to dowartościował ludzi z konkretnym fachem. Dlaczego wybrał spawaczy? Pewnie jest z Gdańska i skojarzyli mu się ze stoczniowcami. Tyle że stoczni już nie ma.

- Jak większość Polaków, wierzę w każde słowo premiera i jeśli nie uda mi się zrobić w końcu habilitacji, to znaczy, że jestem kiepskim politologiem i zapiszę się na kurs spawalniczy - tłumaczy poirytowany Marek Migalski, politolog, który stał się politykiem. - Już teraz większość profesury zaczyna chadzać na wieczorne kursy spawania i obrób-ki skrawaniem, a za nimi pójdą młodzi - dodaje europoseł Solidarnej Polski. Jego zdaniem jeśli premier miał na myśli to, że w Polsce potrzeba zmiany w systemie szkolnictwa na bardziej zawodowe, to wybrał złą metodę. - Premier nie powinien o tym gadać, bo nie jest publicystą ani kabareciarzem, tylko to zrobić, bo właśnie on od pięciu lat ma narzędzia do wprowadzenia zmian w edukacji - mówi Migalski. - Niestety, Donald Tusk coraz bardziej traci swój genialny słuch społeczny. Obraża kolejne grupy społeczne, oczywiście z wyjątkiem spawaczy.

Europoseł uważa, że kilku politologów odważyło się skrytykować premiera, a on odparł, że powinni zająć się spawaniem. Ale nie wpadł na to, że olśnił młodych ludzi, którzy dotąd nie pomyśleli, że zamiast studiować i poszerzać horyzonty, powinni maszerować do zawodówek.
- To chyba wyraz tęsknoty za pracą organiczną i tak zwanymi "ludźmi dobrej roboty" - komentuje sprawę Marek Twaróg, politolog, redaktor naczelny "Dziennika Zachodniego", największej w kraju gazety regionalnej. Twaróg nie zna bezrobotnych politologów. Wprost przeciwnie - jego koledzy ze specjalizacji dziennikarskiej na Uniwersytecie Śląskim pracują w Polskiej Agencji Prasowej, radiu, prasie, a Wojciech Zawioła, politolog, dziennikarz n-Sportu, zamiast zapisać się na kurs zawodowy, właśnie napisał książkę o Mariuszu Czerkawskim.

Z kolei politolodzy, którzy wybrali specjalizację samorządową, są świetnymi urzędnikami. - Jeden mój kolega pracuje w restauracji, ale nie jako kucharz, lecz właściciel, a w wolnych chwilach pisuje do "Le Monde Diplomatique" - mówi Marek Twaróg. - Na zostanie spawaczem albo podjęcie innej pracy fizycznej nigdy nie jest za późno, więc może, jak będę w potrzebie, zapiszę się na taki kurs. Martwię się tylko, że spawaczowi nie będzie tak łatwo przekwalifikować się na sprawnego urzędnika czy politologa - nawet kiepskiego.

Lepszy eurospawacz niż celnik bez granic
Choć upadek stoczni i wielkich zakładów spowodował, że popyt na spawaczy zdecydowanie się zmniejszył, a i płace już nie są rewelacyjne, to jednak nadal ceniony i szanowany fach, nie tylko w Polsce. W Dolnośląskim Urzędzie Pracy na spawaczy czekają np. oferty pracy na kontrakcie w Austrii (firma z Liechtensteinu oferuje zarobki od 1800 euro w górę). Również wiele firm z zagłębia lubińskiego chętnie przyjmie spawaczy do robót podziemnych i naziemnych. Potrzebne są tylko uprawnienia.

- Politologów jeszcze na kursie nie miałem, ale ludzie z wyższym wykształceniem się zdarzają. Często pracodawcy wymagają od inżynierów znajomości takich technik - tłumaczy Andrzej Watras, szef Centrum Szkolenia Spawalniczego "Spoina" we Wrocławiu. Co miesiąc podstawowe umiejętności zdobywa kolejnych 10 osób marzących o tym zawodzie. - Kogo tu nie miałem: tokarzy, stolarzy, cukierników - wylicza Watras, który spawaniem zajmuje się od 33 lat. I przyznaje, że dla niego ta praca to sens życia. - Są też policjanci czy wojskowi, którzy przeszli na emeryturę i chcą sobie dorobić. A gdy wchodziliśmy do strefy Schengen, zrobiłem spawaczy ze sporej grupy celników.

Jeśli jednak nie jesteś celnikiem, któremu zlikwidowano granicę i Unia Europejska zapłaciła za szkolenie cię w nowym fachu, za miesięczny kurs musisz wyłożyć 2000 zł. Ale jak chcesz potem zarabiać co najmniej średnią krajową, musisz się wspiąć na kolejne poziomy. Są trzy: Europejski Spawacz Spoin Pachwinowych, Europejski Spawacz Blach i Europejski Spawacz Rur. - Gdyby ktoś chciał zrobić papiery na spawanie wszystkiego i wszędzie, musiałby wydać kilkadziesiąt tysięcy złotych - tłumaczy Watras. - Ale to niepotrzebne: przecież absolwenci akademii medycznej też nie robią naraz specjalizacji z pediatrii, ginekologii i chirurgii.
- Ja mam fory, bo po pięciu latach europosłowania chyba od razu mogę zostać eurospawaczem. A jeśli premier zmieni zdanie i następnym razem zasugeruje, że Polska najbardziej potrzebuje hydraulików, to z radością znów wszyscy się prze- kwalifikujemy - obiecuje Marek Migalski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska