Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:1
Bramki: Ołeksij Chobłenko 80, Christian Gytkjær 89 - Marcin Robak 82
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).
Widzów: 4376.
Lech: Jasmin Burić - Robert Gumny, Emir Dilaver, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz (85. Kamil Jóźwiak) - Nicklas Bärkroth (59. Mario Šitum), Maciej Gajos, Łukasz Trałka, Mihai Răduț - Elvir Koljić (15. Ołeksij Chobłenko), Christian Gytkjær.
Śląsk: Jakub Słowik - Piotr Celeban, Igors Tarasovs, Tim Rieder, Mariusz Pawelec - Arkadiusz Piech (90. Sebastian Bergier), Augusto, Dragoljub Srnić, Sito Riera (70. Kamil Vacek), Róbert Pich (66. Michał Chrapek) - Marcin Robak.
W pierwszej połowie Śląsk wyglądał bardzo dobrze. A może inaczej - to Lech sprawiał, że WKS wyglądał dobrze. Pozytywnie wypadli dwaj defensywni pomocnicy. Augusto często próbował wyprowadzać akcję, ale faktycznie - brakuje mi szybkości. Szybki był za to Srnić i choć może czasem niej widoczny, to także wykonywał bardzo dużo potrzebnej pracy.
Niestety - brakowało skuteczności. Co z tego, że goście przeważali, dłużej byli przy piłce, składnie wyprowadzali akcje ze swojej połowy, skoro albo brakowało podania do napastnika, albo Marcin Robak wciąż szukał swojej formy i marnował dogodne okazje.
Na początku drugiej połowy sygnał ostrzegawczy dał Mihai Radut, ale świetnie jego strzał obronił Jakub Słowik. Potem niestety Lech był stroną przeważającą. Zdecydowanie częściej niż w pierwszych trzech kwadransach strzelał na bramkę WKS-u, lecz właściwie zawsze w bramkarza przyjezdnych. "Kolejorzowi" udało się wreszcie trafić do siatki po stałym fragmencie gry. Radut idealnie dograł na głowę Oleksija Chobłenko, a tego nie upilnował Piotr Celeban i było 0:1.
Na szczęście drużyna Tadeusza Pawłowskiego potrzebowała ledwie kilkudziesięciu sekund, żeby wyrównać. Kamil Vacek świetnym prostopadłym podaniem wypuścił Marcina Robaka, a ten wreszcie się przełamał i trafił do siatki.
Ostatnia bramka padła już w doliczonym czasie gry. Wrzutka w pole karne ze stałego fragmentu gry, tam zgranie głową do Gytkjaer, który przyjmuje i błyskawicznie strzela niepilnowany, a piłka wpada do bramki. Najpierw sędzie gwiżdże spalonego, ale prosi o videoweryfikację. No i faktycznie - Duńczyk nie był w momencie podania nie był na spalonym, ale chwilę wcześniej przy wrzutce już ktoś z Lecha był przed obrońcami WKS-u. Przy samym napastniku niepotrzebnie dwa kroki do tyłu zrobił Augusto.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?