Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kultowy harley ma duszę kobiety

Grażyna Szyszka
Anna Józefowicz
Anna Józefowicz Anna Józefowicz
Miała być muzykiem, a pracowała jako szef salonu motocyklowego. Adrianna Zarębska, wrocławianka z urodzenia, z wyboru głogowianka, nie wyobraża sobie życia bez ciężkiej, ważącej 250 kilogramów maszyny. O blondynce, która na motocyklu chciałaby zwiedzić całą Europę - pisze Grażyna Szyszka.

Jest drobną kobietą o długich blond włosach. Boi się zjeżdżać na sankach i nikt nie namówi jej na wejście do basenowej rury-zjeżdżalni. Ale kiedy wsiada na ważący ponad 250 kilogramów motocykl, trudno uwierzyć, że potrafi go utrzymać i przejechać nim setki kilometrów, zwracając uwagę jasnymi warkoczami wyłaniającymi się spod kasku.

- Piękna maszyna - zagaduje Adriannę Zarębską przechodzień, kiedy silnik motocykla zaczyna nisko mruczeć przed odjazdem. Jego mina zdradza, że ma na myśli i pojazd, i… jego właścicielkę.
Rodowita wrocławianka od sześciu lat mieszka w Głogowie. Przyjechała tu za mężem. - A mąż za pracą - śmieje się Zarębska. - Wybudowaliśmy dom, mamy czteroletnią córeczkę Matyldę, prowadzimy normalne życie. I kochamy motory. Każde z nas ma swój. Ja ukochanego harleya.

Absolwentka wrocławskiej Akademii Muzycznej, gra na flecie, ale nie pracowała długo w zawodzie. Była za to między innymi szefem salonu motocyklowego Yamaha. - Żałuję, że nie nauczyłam się gry na gitarze, bo przydałaby się teraz przy ognisku - mówi przekornie.

Ciężki srebrny motocykl z sakwami po bokach jest z nią od dwunastu lat. Nie pamięta już, ile przejechała kilometrów. - Biedak jest trochę wybity przez polskie drogi - wzdycha z troską w głosie. - Dużo nim jeździłam po Wrocławiu, choćby do pracy. Ale córkę odwożę do przedszkola autem. Bezpieczniej.

Miłość do motocykli pojawiła się wcześnie, ale prawdziwą pasją zaraził ją kolega, który jeździł harleyem WLA.

- Na studiach kupiłam yamahę virago. Ale pierwsze zarobione pieniądze wydałam na harleya - wspomina Ada Zarębska. - Mama bała się o mnie, ale uszanowała moją pasję do motorów.
W pierwszą, daleką podróż wybrała się na południe Francji. Potem była Chorwacja i Czarnogóra. W Polsce jeździła nad Bałtyk, poznawała Mazury i brała udział w niektórych zlotach fanów motorów. Od lat ma tę samą przyjaciółkę Kasię z Wrocławia, też właścicielkę harleya, ale przyznaje, że dawne towarzystwo już się rozleciało.

- Bo i czasy się zmieniły - dodaje. - Jeżdżąc po Wrocławiu, czułam się bezpiecznie. Nigdy nie doświadczyłam chamstwa ze strony kierowców, pomagali, robiąc miejsce obok siebie na ulicy. Jednak rok temu to moje poczucie bezpieczeństwa zostało zburzone. I to tu, w Głogowie - mówi pani Ada.

- Jechałam ulicą. Przed światłami stał sznur aut. Podjechałam do przodu, bo tak robią motocykliści na całym świecie i nikomu to nie przeszkadza. Wtedy jeden z kierowców zaczął na mnie wrzeszczeć, wysiadł z auta, podszedł i wytargał mnie za włosy - Zarębska denerwuje się na samo wspomnienie tamtego zdarzenia. - Pojechałam na policję, ale to ja zostałam ukarana mandatem, bo przejechałam po znakach płaskich. Żyję w kraju, w którym obcy człowiek na ulicy narusza moją nietykalność i uchodzi mu to na sucho. Chciałam założyć temu kierowcy sprawę cywilną w sądzie, ale zrezygnowałam. Myślę, że gdyby na motocyklu siedział mężczyzna, nie miałby odwagi podejść.
Tamten incydent sprawił, że na głogowskich ulicach nie czuje się bezpiecznie. Bo też nigdzie oprócz Głogowa nie spotkało jej choćby zajeżdżanie drogi czy pokazywanie środkowego palca przez kierowców czy pasażerów aut.

- Wiem, jakie zdanie mają o motocyklistach kierowcy aut - przyznaje głogowianka. - Sama nieraz widziałam, jak na dziurawej drodze wyprzedzał mnie gość na ścigaczu, mając na liczniku ze 200 km na godzinę. Tylko że harleyowcy wolą delektować się jazdą, niż sprawdzać osiągi silnika, co na naszych drogach jest zbyt niebezpieczne - mówi z przekonaniem.

Dlatego teraz marzy o podróży drogami Europy. Jej celem jest Hiszpania, gdzie ma rodzinę. Oczywiście na swoim starym motocyklu.

Kiedy wyszła za mąż, a potem zaszła w ciążę, musiała przerwać motorowe wyprawy. Konieczność odstawienia harleya znosiła fatalnie.

- Nie jeździłam dwa lata - przyznaje. - Po urodzeniu córki motor jakby mnie nie chciał. Kiedy próbowałam nim jeździć, nie reagował. Dopiero kiedy córka miała prawie dwa lata, znowu poczułam, że jesteśmy zgranym teamem. Wielu ludzi powie, że to śmieszne, ale uważam, że mój motocykl ma duszę - mówi z przekonaniem Zarębska. - Dlatego tak trudno mi się z nim rozstać. Powinnam go zmienić, jednak mi go szkoda.

Czy podczas jazdy czuje wolność? - Aby ją poczuć, trzeba faktycznie być wolnym. Moim marzeniem jest zdrowie córki, spokojna praca męża, no i może, by staniał szwajcarski frank, w którym spłacamy kredyt na budowę domu - śmieje się. - No i marzę o tym, by ludzie byli bardziej wrażliwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska