Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krótka historia wrocławskiego i światowego striptizu

Krzysztof Kucharski
Kiedy striptizerka wchodziła na scenę, tłum, jak widać na zdjęciu, różnie reagował
Kiedy striptizerka wchodziła na scenę, tłum, jak widać na zdjęciu, różnie reagował Fot. East News
Gdy zaczynał się striptiz, mężczyźni zrywali się od stolików i stawali wokół parkietu, żeby nie uronić ani milimetra obcego kobiecego ciała. O pierwszych na świecie i we Wrocławiu striptizach pisze Krzysztof Kucharski

Z czym się Państwu kojarzą drażniące obnażania albo dokuczliwe rozbierania? To zbitka dwóch angielskich słów - strip i tease.

Przyjęto, że strip-tease albo striptiz to rodzaj erotycznego pokazu nagości polegającego na zrzucaniu garderoby. Niby rzecz stara jak świat. Badacze sprośności są przekonani, że owo teatralizowane, podniecające rozbieranie początek miało w Babilonii, ale jako gatunek rozrywki publicznej termin striptiz pojawił się dopiero w roku 1938.

Nieżyjący Frank Sinatra, śpiewający król kasyn w Las Vegas w latach 50. i 60. ubiegłego wieku, gdzie od zrzucających z siebie wszystko panienek aż się roiło, mawiał, że striptiz to tylko skromna lekcja anatomii przy akompaniamencie muzyki.

Rok 1974. Pod egidą Impartu pierwszy striptiz odbył się w KDM-ie

Jak grzyby po deszczu pierwsze teatrzyki typu varietes z rozbierającymi się do rosołu damami zaczęły powstawać w Paryżu już w roku 1880, ale legendy takich miejsc, jak Moulin Rouge czy rewia Folies Bergere, trwają do dziś i bilety trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. Wśród rozbierających się gwiazd Paryża była przecież sama Mata Hari, ale też ekscentryczna, biseksualna czarna diva Josephine Baker, tańcząca sambę w "spódniczce" z kiści świeżych bananów powiązanych sznurkiem na biodrach. Czarna Perła albo Czarny Aksamit, jak ją nazywano, wystąpiła w naszej stolicy w 1938 roku. Skandalu nie było, w końcu spontaniczne striptizy na biesiadnych stołach zdarzały się u nas w najlepszych restauracjach, co tylko im sławę i renomę przynosiło.

W przedwojennym Wrocławiu dziewczynki rozbierały się m.in. w teatrzyku przy Garten Strasse (dzisiejszej ul. Piłsudskiego), w miejscu, gdzie na gości czeka hotel Scandic (wcześniej Holiday Inn), który jednak na striptiz nie zaprasza.

Po wojnie, zanim nasi przyjaciele zza wschodniej granicy sformatowali nam szablon, co głowy polskiego narodu powinno porywać, w raczkującym studenckim Wrocławiu (lata 1946-1947) odbył się pierwszy striptiz.

W pierwszym wtedy klubie studenckim pod pocztą na rogu Rynku i Świdnickiej. Wchodziło się od strony Rynku. To są relacje z trzeciej ręki z lukami pamięci. Rozwieszone po mieście plakaty ściągnęły spory tłumek, a studenci wyższej szkoły plastycznej z placu Polskiego detal po detalu rozebrali… rower.

Żart, jak żart, ale miał swój wymiar. Może jeszcze żyje ktoś, kto pamięta to zdarzenie dokładnie. Nie wiemy nawet, jakiej marki był rower. Podejrzewamy, że niemiecki, z szabrunku.

Paryż, Londyn, Nowy Jork tętniły nie tylko normalnym życiem, ale i perwersyjnymi rozbierankami.

W PRL-u, o którym starsi myślą i mówią coraz cieplej, niedawno prezes Jarek zachwycał się Gierkiem w Sosnowcu, na pierwszy striptiz musieliśmy sporo czekać. Nie mieścił się w lewicowym światopoglądzie: praca, produkcja, marna pensja. Od zawsze za publiczne rozbieranie panie kazały sobie płacić lepiej niż za strzyżenie trawników w willowych ogrodach. Żaden ideolog nie wyobrażał sobie obgryzających paznokcie z emocji robotników na popisach panienek zrzucających z siebie w różnej kolejności staniki i majtki.

Temat zawsze niepokoił wielu artystów, nie tylko malarzy uwrażliwionych na piękno i harmonię nagiego, kobiecego ciała. Zaraz Państwu pewnie zepsuję ciutkę nastrój (wspomnień czar), bo Sławomir Mrożek, patrząc z nadwiślańskiej perspektywy na zepsuty zachodni świat, napisał krótką sztukę (to się nazywa w teatralnym języku jednoaktówka) pt. "Strip tease". Był rok 1961 i mogły się już odbywać striptizy w restauracji Kongresowej pod salą Kongresową w Pałacu Kultury i Sztuki, który już nie nosił imienia Józefa Stalina, ale się jeszcze nie odbywały. Bohaterami było dwóch panów, którymi kierowała tajemnicza Rączka. Był to jednak raczej striptiz psychologiczny, przewrotny i nawet zabawny.

Zabawne jeszcze bardziej więc, że te dwa angielskie słowa jakoś tak samo się kojarzą trashmetalowej kapeli z Poznania Acid Drinkers (Kwasożłopy). Nagrała trzydzieści jeden lat później płytę pod takim samym tytułem: "Strip tease". Tytułowa piosenka kładzie kawę na ławę i jest to też psychiczna rozbieranka na czynniki pierwsze. Nie będę dalej drążył tego z punktu widzenia artystów, bo widać, że czeka nas kompletne wyjałowienie emocji erotycznych.

Ponoć pierwszy, legendarny striptiz z prawdziwego zdarzenia odbył się w PRL-u w roku 1967 we Wrocławiu. Słyszałem o nim od koleżanek i kolegów ze studenckiego teatru "Nawias", którzy mieszkali w okolicy. Rzecz miała miejsce w typowym PRL-owskim pawilonie handlowym, gdzie usadowiła się między spożywczym samem a kioskiem Ruchu największa w okolicy kawiarnia Kabaretowa (przy ul. Sienkiewicza). Jej ajent (może ktoś te fakty uściśli) na własną rękę sprowadził z Wybrzeża zawodową striptizerkę, która dała jeden występ. Skończyło się kiepsko. Napór społeczeństwa chcącego odbyć lekcję anatomii z towarzyszeniem muzycznego akompaniamentu był tak silny, że drzwi się rozeszły z futryną i szyb już nie trzeba było myć przez jakiś czas.

Wtedy partia odpowiadała na potrzeby społeczne. Może nie od razu, ale odpowiadała. Państwowe przedsiębiorstwo zajmujące się występami estradowymi (protoplasta Centrum Sztuki Impart) miało sekcję, w której pracowali artyści występujący w restauracjach na dancingach.

Nie były to ekipy bardzo liczne. Najważniejszy był konferansjer, który trzymał tak zwaną ramę programową. On pilnował porządku. A zapowiadał jakąś bardzo średnią piosenkarkę, prestidigitatora, hodowczynię przysypiającego węża boa oraz największą atrakcję wieczoru, na którą wszyscy z coraz mniejszą cierpliwością czekali, czyli kobietę, która wyjdzie i rozbierze się do naga udając, że przy okazji tańczy.

Na ten moment, mimo głośnych protestów konferansjera, mężczyźni zrywali się od stolików i stawali wokół parkietu, żeby nie uronić ani milimetra obcego kobiecego ciała. Kiedy striptizerka znalazła się w środku, krąg coraz bardziej się zacieśniał. To był bardzo dramatyczny moment.

Pod egidą Impartu pierwszy striptiz odbył się w restauracji KDM na placu Kościuszki (teraz pewnie są tam jakieś banki, które rozbierają ludzi z pieniędzy). To był rok 1974.

Zmontowana ekipa jednego wieczoru miała cztery występy. Nie trwały one więcej niż 20-30 minut. Na jedną turę dostarczali przyjemności bywalcom KDM-u, Bachusa w Rynku, Kolorowej na piętrze w Hali Ludowej i Ha-rendzie na Karłowicach.

Takie bogate i skomplikowane było nasze życie w wolnym od pracy czasie, czyli nocą. Po Wrocławiu krążyły w latach siedemdziesiątych dwie takie ekipy.

Co ciekawe, ci ludzie nie zarabiali jakichś kolosalnych pieniędzy, striptizerka nie była wyjątkową pięknością i, broń Boże, nie miała biustu Pameli Anderson, a raczej coś podobnego do biustu na drugim biegunie…

Może Państwo wygrzebią ze swojej pamięci coś równie rozbierającego wspomnienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska