Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komórkowi krzykacze podnoszą ciśnienie w autobusie

Marta Bigda
Infografika Maciej Drumowicz
Wsiadasz do autobusu po długim i męczącym dniu. Wkładasz rękę do kieszeni i orientujesz się, że nie wziąłeś słuchawek do swojego odtwarzacza mp3. I wtedy, akurat obok Ciebie, staje komórkowy krzykacz...

Komórkowi krzykacze - przekleństwo podróży w komunikacji miejskiej. Bez litości dzielą się każdym aspektem swojego życia, niestety, nie tylko ze swoim rozmówcą. W efekcie w internecie na potęgę powstają spisy "komórkowych savoir-vivre’ów", które mają wskazywać drogę nieuczesanym użytkownikom telefonów. Okazuje się, że pomimo to zawsze znajdzie się ktoś, kto nie podniesie głos. Czy to możliwe, że działają na nerwy nie tylko mieszkańcom chłodnej Europy, ale też gorącej Italii, gdzie chyba każdy rodzi się z potrzebą głośnych rozmów? Co na to mieszkaniec wyspy nieopodal Ameryki Południowej?

Guido Giacomo Gattai z miasta Florencja
Filozofowie uwielbiają ciszę.Nie wiem, czy mogę nazywać się jednym z nich, niemniej jest to na pewno coś, co nas łączy. Oczywiście, nie cały czas jestem fanem ciszy - podczas koncertów, na przykład, ona nie przydaje się zbytnio. Jednakże gdy czytam gazetę w autobusie, brak niepożądanych dźwięków jest ważnym elementem tego procesu.
Doceniam wartość ciszy szczególnie wtedy, gdy współpasażerowie rozmawiający przez telefony komórkowe, sprawiają wrażenie, jakby chcieli dosięgnąć swojego rozmówcę głosem bez użycia technologii.

Drogi Czytelniku - jeżeli myślisz, że dźwięk przewracanych kartek starej książki jest nudny, to spróbuj wytrzymać grubasa z telefonem, który przez pół minuty będzie przeżywał przegraną ważnego meczu swojej ulubionej drużyny. Jeżeli nie dostrzegasz piękna w dźwięku spadającego płatka śniegu, to polecam wsłuchać się w rozmowę staruszki wspinającej się na wyżyny swoich wokalnych możliwości gdy skarży się przez telefon na męża pijaka. Jeżeli nie rozumiesz, jak piękny jest pierwszy promień światła o poranku w lesie Adler, to... to w zasadzie już wiesz, co mam na myśli i nie musisz wiedzieć nic więcej.
Włochy to kraj ludzi, którzy we krwi mają głośne zachowanie. Pomimo tego wydaje mi się, że to właśnie my jako pierwsi zaczęliśmy postrzegać komórkowych krzykaczy jako niegrzecznych albo nawet chamskich. Niemniej nie mogę aż tak bardzo na nich narzekać. Przecież to dzięki nim codziennie od nowa odkrywam wartość ciszy.

James B. Solomon z miasta Port of Spain
Polegamy na nich nie tylko w sytuacjach awaryjnych czy przy zawieraniu transakcji biznesowych, lecz również gdy chcemy się zabawić. Wszędobylski telefon komórkowy ewoluował z podręcznego komunikatora ze "Star Treka", który zapewniał drużynie łączność z krążącym na orbicie statkiem. Teraz można zadzwonić do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej ze swojej komórki. Skok technologiczny robi wrażenie, większość osób jeżdżących autobusami nie jest nim zachwycona. Podejrzewam, że współpasażerowie komórkowego krzykacza chętnie poprosiliby inżyniera Scottiego, by przetransportował gadułę gdzieś hen, daleko...

Co zrobiłbyś, Czytelniku, gdyby Twój telefon zadzwonił w autobusie? Zapewne byś odebrał. Jak zostało to zasugerowane w "Czterech kwadrantach zarządzania czasem" Stevena Coveya, rozmowa przez komórkę jest jednym z dwóch "pilnych" kwadrantów i klasyfikuje się ją jako "ważną". W związku z tym, potrzeba odebrania połączenia staje się priorytetem. Dziś niemal każdy używa różnych platform społecznościowych. Jesteśmy "okablowani", a nasze myśli są na bieżąco udostępniane innym użytkownikom.
Jazda autobusem lub pociągiem często przynosi wyzwolenie od interakcji. W końcu możemy znaleźć się między ludźmi z krwi i kości i uporządkować swoje myśli lub przynajmniej poczytać książkę, gazetę czy kolorowy magazyn. Jednak życie w świecie, gdzie albo nie mamy wyboru, albo jesteśmy uzależnieni od połączenia z siecią, każda sekunda z dala od naszej "cyfrowej pępowiny" stwarza nieprzyjemne uczucie "odłączenia".

Bycie pod telefonem, gdziekolwiek jesteśmy, daje nam wytchnienie od bycia "odłączonym", mimo tego, że nasza cyfrowa nadgorliwość może przeszkadzać innym. A może to nie telefoniczny krzykacz nas denerwuje, tylko to, o czym nam przypomina? Być może tak naprawdę drażni nas, że to on - a nie my - ma z kim rozmawiać?
Podejrzewam, że przydałoby nam się trochę popracować nad naszymi zdolnościami komunikacyjnymi, które powoli odchodzą do lamusa. Na dobry początek polecam odwrócić się do osoby obok i powiedzieć: "Cześć".

Silvia Giammetta/Rivoli
Czasami wsiadam do autobusu, w którym panuje piekielny zgiełk, i staję obok kogoś, kto bardzo głośno kłóci się z... telefonem. Zastanawiam się wtedy: "Dlaczego muszę wiedzieć, po co twojej żonie była ta droga bluzka?". Z jakiegoś powodu ludzie, którzy wymieniają głośne uwagi przez komórkę, bardziej mnie denerwują niż ci, których współrozmówca siedzi obok. Czasem wydaje mi się, że dwójka ludzi w autobusie ze sobą rozmawia, ale po chwili zdaję sobie sprawę, że mówią o czymś zupełnie innym - bo każde z nich wisi na telefonie. To bywa całkiem zabawne. Gorzej, gdy trafię na kogoś, któ używa Bluetooth’a. Zwykle zanim zauważę na ich uchu to małe urządzenie, zakładam, że są schizofrenikami i powoli się odsuwam. Nie mam pojęcia czy wygląda to tak absurdalnie w każdym kraju, ale Włosi lubią mocno gestykulować podczas rozmowy. Wyboraź sobie człowieka, który z całych sił macha rękami bez wyraźnego przyczynku. Dziwne, prawda? Zawsze mam wtedy ochotę spytać: "Po co się tak męczysz? On i tak cię nie zobaczy".

Mam kilka teorii, które tłumaczyłyby popularność telefonicznych rozmów w pojazdach komunikacji miejskiej. Niektórzy spędzają w niej wiele godzin, nie mają więc czasu na to, by pogadać z przyjaciółmi czy krewnymi. Wtedy jedyną, jakże smutną, alternatywą, okazuje się być rozmowa przez telefon w autobusie, metrze czy pociągu. Innym powodem może być chęć znalezienia się w centrum uwagi. Podobnie jak na Facebooku, gdzie ludzie wypisują każde zjedzone ciastko i wypite piwo, głośni pasażerowie autobusów chcą zostać zauważeni. W końcu nieważne jest, co powiesz, lecz sam fakt tego, że mówisz...
Nie zrozumcie mnie źle - ja naprawdę uwielbiam mówić. Dzielić się opiniami, opisywać swój punkt widzenia. Ale tylko wtedy, gdy widzę rozmówcę. Bardziej od mówienia cenię już sobie tylko myślenie. A tak się składa, że podczas intensywnych, pełnych napięcia dni, komunikacja miejska jest jedynym miejscem, w którym mogę się przez chwile zastanowić. Dlatego bardzo was proszę, drodzy komórkowi krzykacze świata- dajcie mi usłyszeć własne myśli!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska